(I zagadka dla dociekliwych -, o której więcej napiszę moze następnym razem ;-)
Nie mam pomysłu na kolejną część relacji z Litwy, więc bardzo chaotycznie kilka obrazków i wspomnień.
Liszkawa (Liŝkiava) to niewielka wieś położona na lewym brzegu Niemna. Początek jej istnienia - jak to się mówi - ginie w pomroce dziejów. Legendy głoszą, a badania archeologiczne potwierdzają, że miejsce to zasiedlali Jadźwingowie, a na Górze Zamkowej siedzibę swoją miał Mendog. Dzisiaj o dawnej świetności świadczy przepiękny kościół Świętej Trójcy (pocz. XVIII w.) z niezwykłym, rzadko spotykanym rokokowym wystrojem wnętrza oraz resztki dawnej zamkowej architektury. Monumentalność kościoła, pierwotnie wchodzącego w skład kompleksu architektonicznego połączonego z klasztorem dominikańskim, wywiera dodatkowe wrażenie ze względu na usytuowanie na wysokiej skarpie nad brzegiem Niemna oraz w zestawieniu z liczbą mieszkańców tej obecnie wymierającej wioski. Otóż mieszkają tutaj tylko 32 osoby.
Na zdjęciach kolejno: fresk w kruchcie kościoła w Liszkawie, inkrustowane drewniane ławki oraz rokokowa ambona
"Niemnie, domowa rzeko moja" - pisał wieszcz Adam. Rejs po Niemnie trwa godzinę, leniwie płynie sobie barka płosząc żerujące przy brzegu kaczki, w górze przeleciały żurawie, Niemen rozwija przed oczami zakręty odsłaniając przybrzeżną dość dziką przyrodę.
U góry po lewej widok na Niemen ze skarpy w Liszkawie, powyżej widok brzegu Niemna podczs rejsu, obok pierwsze budynki Druskiennik, gdzie rejs się kończy.
Rejs z Liszkawy do Druskiennik trwa godzinę. Druskienniki to we współczesnej Litwie największy i najbardziej znany kurort uzdrowiskowy, słynący ze złóż soli mineralnych i pokładów borowiny. Nagromadzenie czterogwiazdkowych hoteli pozwala się domyślać, że jest to także kurort najdroższy ;-) Status miejscowości leczniczej nadał mu jeszcze Stanisław August Poniatowski. Obecnie znajduje się tutaj jeden z największych w Europie aquaparków, o którego zjeżdżalniach nic nie powiem, bo nie próbowałam. Moje podziwianie ograniczyło się do spaceru deptakiem, uliczkami z drewnianą zabudową przypominającą nieco Nałęczów, próby targowania się o cenę porcelanowych filiżanek na miejscowym kiermaszu oraz wysłuchania i obejrzenia grającej fontanny.
Fragment wystroju knajpy w Druskiennikach, styl miejscowo-rustykalny
Dalsza część wodnej wycieczki miała miejsce w Trokach, dawnej stolicy Litwy, z rozpoznawalnym zamkiem położonym na wyspie jeziora Galwe. Okolice przypominają mazurskie pojezierze, gdyż w sumie znajduje się tutaj ponad 30 jezior. Stolicę założył w Trokach Giedymin, a przejął po nim Kiejstut. Tutaj urodził się także syn Kiejstuta - Witold. Zamek pierwotnie leżał na dwóch wyspach i składał się z dwóch części: dziedzińca z bramą wejściową i wieżą obronną oraz za zamykaną drugą bramą części drugiej - właściwego zamku z pomieszczeniami mieszkalnymi na piętrach. Dzisiaj tej fosy nie ma ze względu na obniżenie poziomu wody w jeziorze i pod mostem łączącym obie części można przejść suchą nogą. Do samej wyspy jednak przechodzi się po drewnianym moście.
Naprzeciwko zamku, po drugej stronie jeziora bieleje fasada XIX-wiecznego pałacu Tyszkiewiczów. Pałac służy celom kulturalnym, organizuje się w nim koncerty i wystawy. Otacza go dwudziestohektarowy park w stylu francuskiem, projektowany na zamówienie hrabiego Józefa Tyszkiewicza przez Eduarda Andre.
Troki to miejscowość z unikalną zabudową w stylu karaimskim. Karaimi, będący odłamem judaizmu, sprowadzeni zostali z Krymu przez Witolda jako jeńcy wojenni i tutaj osiedleni. Mieszkają tutaj do dzisiaj pielęgnując swój język i obyczaje. Zabudowę karaimską rozpoznać można po szczytowym usytuowaniu domów z trzema oknami od ulicy: jedno okno jest dla Boga, drugie dla księcia Witolda, trzecie dla domowników. W Trokach działa też świątynia karaimska - kinesa. I można spróbować karaimskich kibinów, czyli pierożków z kruchego ciasta, przypominającego trochę francuskie, nadziewancyh mięsem. Oryginalne kibiny nadziewane były mięsem baranim, dzisiaj można dostać w trzech smakach: drobiowym, wieprzowym i z baraniną. A poza tym opychałam się blinami i cepelinami. Bliny w wersji żmudzkiej, z nadzieniem mięsnym. Za to cepeliny całkiem jak polskie pyzy z mięsem, tylko pięć razy większe :-)
Zamek w Trokach i dawna fosa odzielająca dwie części zamkowe
Karaimskie domy z trzema oknami i kinesa - świątynia
I jeszcze jeden mieszkaniec Troków ? :-)) Trocki Pers parkingowy :-)
Zdjęcie jeszcze jedno z rejsu odnalazłam, zawieruszyło się wcześniej:
No widzisz - a ja Niemnem nie płynęłam...
OdpowiedzUsuńTe trzy środkowe zdjęcia to jak obrazy zupełnie.
Troki są tak pięknie położone, ze aż za pieknie. Ta uroda zamku na jeziorze stojącego aż razi w oczy.
A jeśli chodzi o te pierożki - to niestety nie smakowały mi.... Okropnie się namęczyłam żeby chociaz jeden zjeść.
A domki karaimskie to rzeczywiścia ładnie wyglądają.
Wygląda na to, że program i trasa wycieczki nie były tradycyjne - choćby z powodu tego Niemna. A śpiewałaś tak jak Bohatyrowicze????
Kochana, nie śpiewałam i nikt nie śpiewał, było tak cicho i magicznie, że nikt nie miał odwagi mącić nastroju :-) Moze wszyscy nasłuchiwali czy nie usłyszymy tej pieśni z dawnych czasów?
UsuńNiemen nie tylko w literaturze, ale i w legendach domowych jest rzeką magiczną, a może lepiej mityczną. Pamiętam ojca, jak śpiewał:
OdpowiedzUsuńZa Niemen, za Niemen i po cóż za Niemen?
Nie przylgniesz tam sercem, cóż wabi za Niemen?
Nie pojechał najpierw bo nie było można, a potem już nie chciał. A ja ciągle czekam, by pojechać. Dlatego z ciekawością czytałam.
cz.
Czy kraj tam piękniejszy, kwiecistsza tam błoń
Czy milsze dziewoje, że tak spieszysz doń.
Smutne i piekne, tak wlaśnie najczęściej jest. Może pojedziesz?
UsuńZazdraszczam Ci tej podróży, bo Niemen zawsze jakoś tak mnie przyciągał...
OdpowiedzUsuńA strażnik parkingowy boski...;o)
Było ich nawet dwóch, ale drugi tak bezczelnie w kadr nie właził ;-)
UsuńRodzina mojego ślubnego z Litwy pochodzi, więc razem jeździliśmy odnajdując miejsca z przeszłej historii rodzinnej, pozdrawiam i dziękuję
OdpowiedzUsuńj
A więc byłaś tam!
UsuńTo "zawieruszone" zdjęcie też śliczne.
OdpowiedzUsuńMiałam je w pamięci, a potem się zgubiło ;-)
UsuńNo tak... Do tępych żmudzkich łbów wybieram się już z osiem lat. W międzyczasie kilka razy był Lwów i jakoś tam osiadłam uczuciowo. Dziś bym się bała pojechać. Że jakaś żyłka mi pęknie, albo ja wiem...?
OdpowiedzUsuńSkoro kierunek Lwów chwilowo poza zasięgiem, może warto wziąć azymut na północny wschód? Warto pojechać, choćby raz, przejść ścieżkami Rossy...
Usuńbłogi spokój, tylko woda drży:) cz.
OdpowiedzUsuńSpokój rzeki - i nie tylko jej - bywa pozorny ;-)
UsuńJuż wiem skąd pomysł na rudego kota. A wycieczki zazdroszczę. Zauroczyła mnie kościelna ambona. Nie mówiąc o krajobrazach. Aromatka
OdpowiedzUsuń:-))) Niezupełnie stąd. Rudego kota zaplanowałam już wiele lat temu :-))) To jedno z moich długotrwałych postanowień, tylko wciąz nie ma warunków, by je zrealizować.
Usuńnotaria