poniedziałek, 29 września 2014

La Folle Journee 2014 - Szalone Dni Muzyki. Ameryka

     Zwiedziłam całe muzyczne Stany. Zaczęłam od Harlemu, gdzie najpierw grało bardzo młode Trio Karenine: fortepian, skrzypce i wiolonczela. Trzy utworki: Ernesta Blocha urodzonego w Szwajcarii (1880), mieszkającego w USA od 1916 roku do śmierci (1959), następnie  Bohuslava Martinu (1890 -1959), kompozytora czeskiego z kilkunastoletnim epizodem amerykańskim. I to było w stylu bardzo klasycznym. W Duo smyczkowym Martinu muzyka zwiewnego smutku, skrzypcowej zadumy nad  ulotnością i przygodnością ludzkiego zycia. W Trio tegoż samego przełamanie nostalgii w dynamicznej, ognistej części ostatniej, z wirującą energią wiolonczeli. Słowem, muzyka czeska górą!
     W Manhattanie  śpiewali tym razem Anna Patalong i Rafał Bartmiński. Ale najpierw Orkiestra Teatru Wielkiego dyrygowana przez  Jean-Jacquesa Kantorowa zagrała Porgy and Bess (w wersji symfonicznej) Georga Gershwina (1898 - 1937) - Amerykanina z rodziny żydowsko-rosyjsko-litewskich emigrantów. Nasi śpiewacy zas przypomnieli kilka hitów z West Side Story Leonarda Bernsteina (1918 - 1990) - kolejnego potomka emigrantów (ukraińsko-żydowskich).
      Nie byłoby pełnego obrazu Ameryki bez podróży na Zachodnie Wybrzeże, więc Hollywood. Hob-beats Percussion Group w czterosobowym składzie zademonstrowało muzykę  na najdziwniejszych instrumentach: blaszanych doniczkach, filiżankach do kawy wraz z termosem,  szczotkach do zamiatania, plastikowej misce i blasznej pokrywce. A poza tym był akordeon, dwie ogromne pięknie brzmiące marimby i różnej wielkości bębny, bębenki, wielki bęben i tradycyjne perkusyjne talerze. Jeden utwór natomiast skomponowany został na głosy ludzkie czytające na głos bajkę dla dzieci, gazetę i wielką księgę (Biblia?). O, przepraszam, jeden muzyk szczekał, chyba to była książeczka o zwierzętach domowych ;-).
      Wyglądało to mniej wiecej tak, tylko w dłuższej wersji i bardziej urozmaicone, aż się dzieci będące na koncercie zaśmiewały :-)




     Autorem tej "muzyki" jest John Cage (1912 - 1992), prekursor wykorzystywania instrumentów niestandardowych. Przynajmniej jego rodowód amerykański , w porównaniu z innymi wyżej wspomnianymi, jest dłuższy, sięga  Georga Washingtona. Drugim kompozytorem zaprezentowanym na instrumentach perkusyjnych tego dnia był Steve Reich (ur. w 1936). Jeden jego utwór na marimby i drugi na bębenki.

Marimby brzmiały  tak (choć to nie ci muzycy grali):




      Z Hollywood wróciłam do Harlemu na Crossroads Quartet w składzie: Fred Farrell (tenor), Tim Waurick (tenor),  Brandon Guyton (baryton) i Jim Henry (bas). Jest to kwartet  śpiewający a capella. Publiczność  była zachwycona, zgotowano im owację na stojąco.  Tupaniem i aplauzem wywołano do dwóch bisów. Nie podejmuję się opisać tego rodzaju śpiewania. Najlepiej posłuchać.




Śmiesznie też było :



Jedna tylko uwaga - w miejscu drugiego tenora z lewej jest teraz młoda świeża krew, nie wiem, kiedy zmienił się skład, ale niedawno, bo nie ma nagrań  z tym nowym, a ma piękny, cudowny głos. 

I na koniec znowu Manhattan, a tutaj przed wielką widownią wielki Gordon Goodwin i jego trio instrumentalistów z towarzyszeniem  Big Bandu UMFC. To był jazz. Głośny, rytmiczny, improwizatorski, saksofony, puzony, trąbki, klarnet (!),  cudowny kontrabas,  dwie gitary (bardzo) basowe, perkusja... Kompozycje Sammiego Nestico (ur. w 1924) - weterana bigbandowej muzyki, Duke`a Ellingtona - wiadomo, klasyka, oraz Steve Reicha i oczywiście Gordona Goodwina, który występował w kilku rolach: pianisty, saksofonisty, dyrygenta i konferansjera. 
        Ja naprawdę doceniam jazz,  podziwiam te wszystkie sztuczki, improwizacyjne dialogi i przekomarzania,  wsłuchuję się w fortepian i świetne kontrabasowe dudnienie, ale... nie lubię saksofonu, to raz, po drugie,  to nie jest muzyka na dzień, a koncert był o jedenastej przed południem (!), więc przy trzecim utworze zaczęłam zasypiać i perkusja była za głośna.  No, trudno, nie zostanę fanką jazzu nigdy. 
       Nie żałuję jednak. Każdy koncert miał swój urok.  Co prawda, można się zastanawiać, co to za amerykańska muzyka, skoro  połowa kompozytorów, a może i więcej, to emigranci z Europy, a grano jeszcze Dvoraka, Czajkowskiego czy Rachmaninowa.  Po drugie zaś, prawdziwą muzyką Ameryki byłyby chyba tylko indiańskie bębny, czemu najbliższy był występ  Hob-beats Percussion Group, w którym na początku można było się dosłuchać reminiscencji mitu Wielkich Prerii oraz odgłosów polowania na bizony

      I jeszcze fotografii kilka na dowód, że naprawdę tam byłam ;-)




"Mapa"                                Wystawa saksofonów



  Ten saksofon był najmniejszy

Poniżej: rząd bębenków grających w Drumming Reicha oraz instrumenty "domowe" :-)



  

La Folle Journee de Varsovie -Szalone Dni Muzyki. Ameryka. 26 - 28 września 2014

Międzynarodowy festiwal muzyki klasycznej pod hasłem La Folle Journee został zapoczątkowany w 1995 roku we Francji (Nantes) przez Rene Martina. Obecnie organizowany jest  co roku w kilku francuskich miastach z centrum w Nantes a jego edycje odbywają się także w Hiszpanii (Madryt, Bilbao), Japonii (Tokio) i Polsce (Warszawa). W Polsce festiwal odbywa się w ostatni weekend września i w tym roku była to piąta edycja. Głównym organizatorem warszawskiego festiwalu  jest Orkiestra Sinfonia Varsovia. W ciągu trzech dni 26-28 września odbyło się ponad 50 koncertów w w pięciu wyodrębnionych przestrzeniach Teatru Wielkiego - Opery Narodowej: Manhattan,  Hollywood, Harlem, Dziki Zachód i Matrix. W sali Dziki Zachód zorganizowano szereg koncertów dla najmłodszych (kilkuletnich) uczestników pod nazwą Smykofonia. W Matriksie  natomiast prezentowali się uczniowie ze szkół muzycznych z całego kraju i obowiązywał wstęp wolny. Koncerty biletowane w cenach 7, 10 i 12 zł.

20 komentarzy:

  1. całego zestawu koncertowego posłucham wieczorem. Teraz, przy śniadaniu, muzyka niestandardowa. Najdziwniejsze, że stukanie palcami w stół lub pomrukiwanie odbywa się wg partytury. A refleksja ogólniejsza, dotycząca wszystkich sztuk: rytm, rytm i rytm. cz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakże, były partytury! To wszystko zostało jakoś zapisane. Rytm rządził na wszystkich koncertach :-)

      Usuń
  2. Pozdrawiam Noti a ja myślałam, że wybrałaś się za ocean, a tu w Warszawie Festiwal, pozdrawiam
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie byłam ;-) Ale skoro przyjechali do nas, to po co lecieć tak daleko? ;-)

      Usuń
  3. No, ci panowie zrobili na mnie wrażenie, i bajka tez. Natomiast mam inne zdanie co do saksofonu, uwielbiam, szczególnie tenorowy. Szkoda, że nie wiedziałam o takiej imprezie, może cos by się trafiło. Lubie, jak o tym piszesz, to takie ... no nie wiem... prawdziwe? to chyba najlepsze slowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anno, skąd jesteś? W Warszawie ogłoszenia i afisze wisiały wszędzie. Ja zresztą takie imprezy śledzę w intenrnecie, bo muszę dojechać.
      Na jeden raz koncertowy spokojnie mogłam Goodwina grającego na saksofonie słuchac, ale to raczej nie będzie nigdy mój ulubiony instrument ;-)

      Usuń
  4. Te marimby to bym nawet chyba polubił, ale z towarzyszeniem czego inszego, bo tak to na dłuższą metę jednak to monotonne jest...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat taki szczególny utwór na same marimby, ale one występują też w większym składzie instrumentów, zależy jaki zestaw wymyśli kompozytor :-)

      Usuń
  5. A miałaś czas na sen, czy na speedzie jechałaś przez te 3 dni? Bo ciężko mi sobie wyobrazić "zaliczenie" tylu koncertów naraz.:) Ale, właściwie co mnie tak dziwi? To nie pierwsza taka impreza, kiedy mam wrażenie, że się katapultujesz w czasie i jedziesz symultaną.
    Ja niestety też nie widziałam żadnych plakatów na ten temat, a to głównie dlatego, że nie jeżdżę do miasta. A na mojej trasie praca-dom-praca takich plakatów nie wieszają:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeszcze nie wszystko - będzie ciąg dalszy ;-)
      Te koncerty są krótsze niż takie pełnowymiarowe ;-) Ale jak wstaję o szóstej rano i zaraz po pracy w piątek jadę do Warszawy i tam prosto na dwa koncerty pod rząd, a potem docieram na nocleg na północ i to wszystko na czterech kawach, jednej bułeczce i dwóch tabletkach, to rzeczywiście dzień robi się długi ;-)
      A w sprawie informacji, jak mówi przysłowie, szewc bez butów chodzi. Miałam w swoim Zadupiu też taką sytuację, że był koncert, a właściwie spektakl teatralno-taneczny i nie wiedziałam, bo na mojej drodze między domem a pracą ogłoszeń nie było. A potem zobaczyłam, że jednak był plakat, na słupie ogłoszeniowym zaraz przy bramie wjazdowej, tylko ja gapa nie czytałam :-(
      A wiesz, że Zimerman jest 7 października w FN? A wiesz, że 12 listopada Filharmonicy Berlińscy przyjeżdżają z Sir Simonem Rattlem?!

      Usuń
    2. Nie wiem. Ale 7.10 będę brodzić po piasku morskim i fotografować mewy. Tylko ciiii...., nie wydaj mnie. Uciekam na gigant. Myślę, że lepiej mi zrobią 3 dni piasku i ptaków, niż najlepszy koncert. Taki charakter, uważasz...

      Usuń
    3. Milczę :-)) też posiedziałabym na paisku. Ha, baw się dobrze, wypoczywaj i przywieź parę zdjęć :-)

      Usuń
  6. kwartet męski:)) PIERWSZE WRAŻENIE, LEPIEJ TO BRZMI BEZ WIZJI;)). STYLISTA POWINIEN ZAJĄĆ SIĘ KOSTIUMAMI:))
    CZ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czesiu, panami zajął się już nie tylko stylista, ale i dietetyk: byli ODCHUDZENI! Z wyjątkiem tego pierwszego z lewej, widać twarda sztuka ;-) Prezentowali się świetnie.

      Usuń
  7. Mniej więcej juz od godziny słucham tego wszystkiego, czytam i ogladam.
    Jak to dobrze, że do tego USA pojechałaś / na co mam potwiedzenie w formie sms-u/, - bo to bardzo ciekawe wydarzenia były..
    Czekam na ciąg dalszy!!!
    P.S. Jestem jak zwykle pełna uznania dla Ciebie :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zima idzie, bo Notka za ocean "poleciała"...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ja kocham polską zimę i dlatego już wróciłam ;-)

      Usuń
  9. Chyba mój White Dream przerobię na Living Room Music. Jakaś muzyczna grupa przyjaciół się znajdzie i ...będzie się działo! Za to z przyjemnością wysłuchałam " Via Dolorosa". A "Sweet Adeline" było naprawdę słodkie. Pozazdrościć wspaniałego poczucia humoru. Aromatka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjemni w słuchaniu niewątpliwie :-))) I mimo zmiany tenora w składzie nadal pełni humoru :-D

      Usuń