Są takie letnie dni, kiedy nawet niewprawne oko dostrzega drżenie pejzażu w rozgrzanym powietrzu. Nic nie stoi w miejscu i gdyby nie twardy grunt pod nogami można by pomyśleć, że to zwiastun trzęsienia ziemi, jakby klaskały w ręce pagórki,/ szklane gaje pieniły się w wietrze. (Świrszczyńska, Południe)
Albo w pochmurny, ulewny niby dzień, kiedy wydaje się, że zapada wieczór, gaśnie światło i mrok się rozprzestrzenia na futrzanym brzuchu ciemności. (Schulz, Sklepy cynamonowe) O, to już prawie apokalipsa dla pedanta lubiącego konturowy ideał. O zmierzchu nic nie jest wyraźne, wszystko zanurzone w nieokreśloność, w ciemniejące sfumato.
A jeszcze dal coraz bardziej zatarta, gubiąca szczegóły. Ta złudna bliskość śnieżnych szczytów poza dolinami, kiedy drogę mierzy się przebytym czasem. Morski horyzont nie wiadomo gdzie, chociaż widać cienką linię między błękitami. Gdziekolwiek spojrzeć, nie widać nic poza przestrzenią. Chcemy w nią wejść, a ona jak płochliwa wiewiórka ucieka machnąwszy rudą kitką. Znów zostajemy ze swoją niemożnością.
Ale od czego są artyści? Od tworzenia rzeczy niemożliwych ;-) Sama malować nie umiem, choć mam takie ciągotki i nawet zaczęłam, tylko brakuje mi cierpliwości. Za to z chęcią oglądam. Ostatnio dwa razy przeżyłam spotkanie z malarstwem akwarelowym. Plenerowa wystawa Zgiełk Macieja Zaborowskiego dostępna na Krakowskim Przedmieściu w lipcu przyciągała uwagę idealnym dopasowaniem rozmytego akwarelowego pejzażu miasta z deszczową aurą pochmurnego dnia, kiedy na nią trafiłam. Na obrazach Zaborowskiego miasto jest rozdergane, bryły architektoniczne bezkonturowe, złożone z poszarpanych plam. Jeśli ktoś kocha porządek, ład, ułożoną pod linijkę rzeczywistość, może naprawdę mieć trudność w zaakceptowaniu takiego widzenia świata. I mnie też wydawało się, że malarz przesadził. Trudno pogodzić się z nietrwałością materii, która sprawia wrażenie, jakby istniała tylko na słowo honoru. Z drugiej strony, ze względu na okoliczność deszczu, gdy rozejrzałam się wokół, rzeczywiście nic nie było dookoła zdecydowanie wyraźne.
Założeniem artysty było uchwycenie w zgiełku współczesnego miasta atmosfery przedwojennej architektury. Myślę, że próba to udana, obrazy tchnęły patyną minionej epoki, jakąś tęsknotą za przeszłością, życiem wydobytym z drżenia powietrza na granicy jawy i wspomnienia. Drugim artystą zdecydowanie preferującym malarstwo akwarelowe jest nieżyjący już Kazimierz Szemioth (1933 - 1985). Malarz bardzo warszawski, tu się urodził i tutaj zmarł, a tak zakochany w polskich Tatrach, że Stanisław Hadyna nazwał go Bacą z najwyższego piętra. Zresztą nie tylko malarz, bo także poeta - wszyscy znamy przecież słynną Jaskółkę uwięzioną. Tak, tak, to Kazimierz Szemioth napisał słowa piosenki, która go unieśmiertelniła. Podczas pobytu w Gdańsku Szemiothowie zwiedzali tamtejszy kościół Mariacki i zaobserwowali jaskółkę próbującą znaleźć wyjście spod sklepienia świątyni. Zdarzenie to stało się inspiracją do napisania tekstu zaraz na poczekaniu, na kawiarnianej serwetce. Tak powstał jeden z najbardziej znanych utworów w historii polskiej piosenki. Kazimierz Szemioth napisał też cykl kolęd współczesnych, które z muzyką Stanisława Hadyny śpiewał i nagrał płytę Narodziła się nam Dobroć Wiesław Ochman. Wiele ciekawostek o Szemiotcie zebranych ze wspomnień przyjaciół i listów, reprodukcje obrazów oraz wiersze zawiera album Kazimierz Szemioth. Malarz i poeta, jeden z moich ostatnich nabytków. Rzecz warta przeczytania, oglądania, rozkoszowania się zwłaszcza owymi akwarelami, których najczęstszymi bohaterami są konie. Kto przyzwyczaił się być może do końskich portretów Juliusza i Wojciecha Kossaków, będzie zawiedziony. Szemioth bowiem malował spracowane konie chłopskie, konie pociągowe, z furmankami, bryczkami, konie dalekie od ideału czempiona czystej krwi arabskiej. Malarzowi wystarczą dwie, trzy plamki rozmytej akwareli, dwie kreski zaznaczające schylony łeb i półokrągły zad, aby wydobyć istotę zwierzęcia. Końskość na wzór Miłoszowej sroczości. Jedną z ciekawszych form malarskiej twórczości Szemiotha było malowanie znaczków na kopertach. Autentycznie! Wysyłając listy do przyjaciół, sam malował misterne znaczki, nawet obrysowując je charakterystycznymi ząbkami. I co dobrze świadczy o ówczesnych polskich urzędach pocztowych - honorowano je i listy zawsze dochodziły. Same koperty oraz listy także często ilustrował miniaturowymi obrazkami. Każdy list sam w sobie stanowi odrębne dzieło sztuki. Oglądając je odzywa się we mnie tęsknota za zanikającą sztuką uprawiania korespondencji. A właściwie umiejętność ta zanikła dzisiaj zupełnie, wyparta przez bezosobowe e-maile i jeszcze bardziej enigmatyczne smsy. Wielu poda tutaj argumenty o ciągle towarzyszącym nam pośpiechu, konieczności szybszego załatwiania spraw, łatwiejszego dostępu do szybkiego przesyłania informacji itp. Niestety, nie przekonują mnie żadne, bo nic nie usprawiedliwia powszechnej niechęci do namysłu nad słowem. Myślę, że głównym powodem, że dzisiaj nikomu nie chce się pisać listów, jest niechęć do namysłu. Bo list trzeba przemyśleć, zastanowić się nad doborem słów, aby nie musieć przepisywac go 30 razy, gdy zdanie się zapętli. O wiele łatwiej machnąć cokolwiek w e-mailu i na szybko, ewentualnie poprawić najbardziej rażące błędy, a i to nie wszyscy zadają sobie ten trud. W przypadku smsów w ogóle już niewiele osób stara się pisać poprawnie po polsku. Dlatego oglądam sobie album, podziwiam malarstwo Kazimierza Szemotha i tak naprawdę żal mi, że zaginęła pewna forma sztuki. A za kilka lat może się okazać, że młodzi ludzie w ogóle na oczy nigdy żadnego listu nie będą widzieli.
Znaczek Kazimierza Szemiotha
Tyle u Ciebie ciekawostek i fascynacji, i wszystkiego, czego mi dziś trzeba. Bardzo jestem zajęta i w bardzo niekomfortowej sytuacji, dlatego taki powiew lekkości bytu bardzo mi potrzebny:))
OdpowiedzUsuńW takim razie bardzo się cieszę, że znalazłaś u mnie chwilę oddechu.
UsuńPiękno zamiera, pozostaje maniera...Czym dziwniej tym lepiej...Szkoda...:o)
OdpowiedzUsuńMoże się zbuntujemy?...
Usuń"Jaskółka" chyba jednak unieśmiertelniła Stana Borysa, bo pierwszy raz słyszę to nazwisko autora... Pomysł ze znaczkami fajny, ale miał gość szczęście, że na poczcie ktoś ich nie zaczął kolekcjonować. Jeśli były ładne, skutek mógł być odwrotny od zamierzonego. Dobrze, że nie zaczął też malować banknotów, bo tu chyba nie mógłby liczyć na zrozumienie... Świetne te akwarele Zaborowskiego. Mnie by ta rozedrgana kreska bardzo pasowała.:)
OdpowiedzUsuńNo tak, co nie zmienia faktu, że słowa napisał Szemioth, a Stan Borys tylko śpiewa ;-)
UsuńWłaśnie, myślę, że dzisiaj to nawet i znaczków by Polska Poczta nie zaakceptowała. Co by nie mówić, w czasach PRL mieli ludzie fantazję :-)
Zaborowski ma firmę w stolicy, zajmuje się reklamą, malarstwo traktuje jako hobby, możesz go namierzyć ;-)
A mnie się przypomniało jak ostatnio rozmawiałyśmy o Wiesławie Ochmanie i o tym, że także malował.
OdpowiedzUsuńSerdecznie Ci dziękuję za ten tekst.:-)
Też pamiętam :-) 26-28 września znowu będę się kręcić koło TWON :-)
UsuńNotario czy TY MOŻE MASZ OCHOTĘ WSKOCZYĆ ZA HELEN DO NOMINACJI?... Podejrzewam, że mogą Cię zainteresować te historyczne pytania....Do tematu: Szemiotha podziwiam, bo ja choć umiem szkicować, nigdy nie potrafiłam rysować, malować koni.... to jakieś nadprzyrodzone....
OdpowiedzUsuńDroga Mino, kiedyś nominowała mnie Jadwiga i odpowiadałam. Czytałaś nawet i wpisałaś mi komentarz, to było na poprzednim blogu na bloog.pl Wtedy też u mnie znalazłas Kwestionariusz Prousta, który jak pamiętam, spodobał ci się. Mam wrażenie, że ta zabawa wraca co jakiś czas okrążając sieciowy glob. Ale ileż razy można brać w tym udział?! Jak ktoś dopiero zaczyna blogowanie, to dla niego jest to fajna zabawa, ale my należymy już do stałych blogerów i znamy się jak łyse konie bez zdawania pytań ;-)
UsuńNatomaist na sam Kwestionariusz Prousta odpowiada pewien tancerz w moim ostatnim wpisie, możesz zajrzeć i posłuchać:
http://czytacnieczytac.bloog.pl/
W czasach Peerelu Szemioth był znanym artystą, a Jaskółka Stan Borys wygrał jeden z konkursów piosenkarskich, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńj
W `73 w Opolu Jaskółka zdobyła angrodę dzienniakrzy i w Sopocie Bursztynowego Słowika zdaje się. Ze szczęśliwego doboru talentu poetyckiego, muzycznego i śpiewaczego powstają nieśmeirtelne utwory :-)
UsuńCo fakt, to fakt. Zanikają formy sztuki...
OdpowiedzUsuńW moim miescie rzadko obejrzec można wystawy uznanych artystów ale i tak namiętnie lubię ogladać wszystko, co się z malarstwem wiąże. Przestałam jednak chodzić na wernisaże tzw. sztuki współczesnej. Po kilku ostatnich sterdziłam, że chyba jestem już mocno starszej daty :(
Też znam takich współczesnych, których obrazy za nic do mnie nie przemawiają i nie wiem o czym są, ale warto poszukać innych, też są, tworzą, tylko może za mało się o nich mówi i pisze, bo nie przyciągają szokowaniem, tylko samą sztuką ;-)
UsuńPróbuję. I czasami znajduję :)
Usuń:-))
UsuńPoczta znaczki malowane przez Pana Szemiotha może i honorowała, ale większość tych miniaturek-znaczkowych z listów pisanych do mojej babci (przyjaźniła się z Panem Szemiothem) zostało po chamsku wyeciętych...
OdpowiedzUsuńO, to bardzo przykre :-( Ale w albumie jest parę zdjęć, to te pewnie się uchowały jakoś. No cóż, Poczta Polska ma wiele grzechów na sumieniu, każdy z ans ma zapewne przykre wspomnienia. Mnie kiedyś ukradli zagraniczne czasopismo.
UsuńWpadłem tu zupełnie przypadkowo, zaczytałem się i ....stwierdziłem prawie 2 lata milczenia. Jaka przyczyna?
OdpowiedzUsuńTomasz Kwiatkowski
temida@wa.onet.pl
Trzeba kliknąć tutaj, a znajdzie się aktualny początek: http://zapiskizkultury.blogspot.com/
Usuń