Neoklasycystyczna fasada wywiera przyjemne wrażenie. Opera powstała w 1888 roku w miejscu drewnianego Teatru Niemieckiego. Śpiewali tutaj Enrico Caruso i Jan Kiepura. Kolumnadową fasadę po bokach dachu wieńczą postacie Dionizosa i muzy komedii Talei. W odróżnieniu od Opery Narodowej, która siedzibę ma w Teatrze Narodowym tuż nad Wełtawą, tutaj w pobliżu dworca kolejowego spektakle wystawia Praska Opera Państwowa (Statni Opera Praha). W dniu otwarcia Opery, 5 stycznia 1888 roku, wystawiono Śpiewaków norymberskich Richarda Wagnera. Kiedy podeszłam bliżej zobaczyć, na cóż to wybrała się czeska publiczność tego wieczoru, gdy tam zawędrowałam, na afiszu był Nabucco Verdiego. Jakże im zazdrościłam!
Ze względu na ograniczający wycieczkowy grafik wygodniej jest wędrować samodzielnie. Można się zatrzymac tam, gdzie oczy poniosą albo dusza satrzymuje się w pędzie. Przed gotyckim mistycznym krucyfiksem w toruńskim Kościele św. Jakuba stałam dobrych parę minut., podziwiając misterną robotę XIV-wiecznych rzemieślników.
Stylizowane konary krzyża-drzewa z wpisanymi w liściastopodobne zakończenia postaciami proroków budzą setki skojarzeń z biblijnymi wzorcami. I z poezją:
Drzewo wspaniałe, drzewo zielone,
pełne hałasu i klejnotów.
Błogosławione drzewo błyszczące,
drzewo ludzkiego rodzaju.
Na gałęziach
siedzi dwunastu krzyczących proroków.
(A. Świrszczyńska, Fresk)
Siedzi dwunastu? Siedzi. Obrazy i symbole się powtarzają bez względu na dziedzinę sztuki. Każda epoka dopisuje do nich nowe znaczenia. Kiedy Edward Dwurnik malował Manewry w Radomiu z czołgiem na pierwszym planie, była to reakcja artysty na rzeczywistość. Aktualność dzieła wystawionego na sprzedaż w witrynie warszawskiej galerii jakby dzisiaj zmalała. A może po prostu dla pokolenia urodzonego później stała się niezrozumiała.
Wierząc we własne odczuwanie czasu, zapominamy, że doświadczenia naszych dni nie są oczywiste dla innych. Bo cóż, ja też nie potrafię się domyślić, do czego służyć mógł kamienny słupek, tak ciekawie w dodatku ozdobiony, stojący na ganku nad krużgankami Collegium Maius w Krakowie.
Może stał na nim ktoś w postawie szlachetnej i dumnej, a może żacy opierali na nim swoje ciężkie kałamarze z inkaustem. Obok była jeszcze całkiem współczesna popielniczka, ale mam nadzieję, że kamienny świadek minionego czasu służył do bardziej wzniosłych celów ;-) Jak widać rzecz została zapisana w ewidencji i ma swój numer. Aż się prosi, żeby coś na wierzchu postawić.
No cóż, ciekawostki ciekawostkami, a człowiek jest tylko człowiekiem, a właściwie istotą białkową, potrzebującą stałego dostarczania energii życiowej. Słowem, czasem bywa się głodnym. Szukając ratunku idziemy za... węchem, wzrokiem, sugestią przewodnika, podpowiedzią zaufanych osób. Różnie to bywa. Ciekawość też nas poprowadzić może. Sałatka z oliwek i marynowanego czosnku oraz ciepła zupa dyniowa z termosu smakowały wyśmienicie w deszczowy i pochmurny dzień.
Tylko po swojemu, własnym tempem, powoli i tam, gdzie coś nas zatrzyma. To jest najcenniejsze, co sami wyszukamy, co nas jakoś w duszy dotknie. Programy wycieczek są nudne i pozbawione refleksji.
OdpowiedzUsuńCzasem wygodniej mi z wycieczką, bo nie jestem zmotoryzowana, a tak o niczym nie muszę sama myśleć. Lenistwo ;-)
Usuńnotaria
Pięknie pozbierane:-)
OdpowiedzUsuńChociaż wiem, że w mojej wsi znajdujesz bardziej wzniosłe miejsca i wydarzenia - to jednakże mnie ten Różyc zaskoczył. Uwierzysz, ze ja chociaż nie mieszkam daleko to byłam tam tylko raz i to wiele lat temu. I po to, żeby kupić oryginalną doniczkę do kwiatów.
A Ty dzisiaj znowu tu przyjeżdżasz?
Dziś wieczorem...
Usuńnotaria
poszłabym za Tobą.Odpowiedź celna i na temat. Mam jednak nadzieję, że zwiedzanie trwało więcej niż jedna wycieczka. A to co zobaczyłaś, bardzo ciekawe i do tego z kontekstem.
OdpowiedzUsuńSłupek może był do wiązania koni?:)) cz
Nadal nie mam pojęcia, ale mogą stać przy nim i konie, czemu nie? ;-) Kiedyś musimy się gdzieś razem wybrać! :-D
UsuńJestem! Czytam! Się zachwycam!
OdpowiedzUsuńKocham zwiedzanie solo.
Dziękuję za kartkę, dostałam dopiero wczoraj?!
Pozdrawiam
Niemożliwie, no jak to?! Poczta nierychliwa, ale skuteczna? ;-)
UsuńHm, no właśnie dlatego nie lubię wycieczek. Oczywiście są momenty, których nic ich nie zastąpi. Po pierwsze dojazd właśnie, ale też wolę tłuc się juz składankami sama niż w kolektywem. Po drugie - chyba jedyne co mnie przekonuje - czasem przewodnik to przewodnik, coś innego niż google coś tam. Do Lwowa za każdym razem jeździłam sama. Ale raz doczepiłam się do wycieczki na Cmentarzu Łyczakowskim i przeszłam póltorej godziny z nimi, bynajmniej nie żałując, bo sama bym nie wynalazła tych wszystkich punkcików.
OdpowiedzUsuńO przewodnikach kiedyś może książkę napiszę ;-) Niemniej dobry przewodnik to skarb, ale jest takich mało.
UsuńAch, ten Różyc. Dawno temu, jeszcze w licealnych czasach jadłam tam świetne flaczki (bo lubię). A wycieczki z przewodnikiem lubię, żeby zorientować się w terenie i materii, a potem przyjechać solo i zobaczyć to, co zainteresowało (jeśli zainteresowało). To prawda, jeżdżę także na wycieczki z lenistwa, gdy mam więcej czasu sama sobie organizuję "wycieczkę". Ciekawe ile ten Dwurnik kosztuje? Kiedyś podobał mi się obraz w Desie, ale nawet nie miałam odwagi zapytać. Tu pewnie też nie było ceny.
OdpowiedzUsuńNiestety, ceny na widoku nie było, a galeria była zamknięta i nawet nie mogłam zapytać.
UsuńJak znamy jakieś miejsce czy okolice, to łatwiej wybrać się indywidualnie. Też tak robię.