wtorek, 3 lutego 2015

Zanim powstało kino - chiński teatr cieni

         Czuję wielką presję i odpowiedzialność, czy to, co uda mi się opisać, zamieścić, choć w pewnym stopniu spełni oczekiwania tych, którzy zwabieni reklamą na blogu Stokrotki, zajrzeli do mojej zagadki. W dodatku jedno z moich źródeł wiedzy w postaci Sztuki Chin prof. Künstlera gdzieś się zapodziało :-(  Liczę więc w dwójnasób na wyrozumiałość i wsparcie stałych Czytelników :-) A więc do dzieła!

Przedmioty zamieszczone w poprzednim wpisie pochodzą z wystawy trwającej do 1 marca w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie:


Ze względów objętościowych to, co tam zobaczyłam, podzielę na części. Dzisiaj część pierwsza - chiński teatr cieni. Kiedy dokładnie powstał, nie jestem w stanie określić, skoro raz czytam, że w III w. p.n.e., innym razem, że w II w.p.n.e. W każdym razie jak z  tego wynika jego historia liczy się w tysiącach lat. Jeśli chcieć poszukiwać genezy sztuki kina - jako ruchomych obrazków - to właśnie w chińskim teatrze cieni. Mamy bowiem duży biały ekran, za nim ukrytych aktorów poruszających z wielką dynamiką i precyzją płaskimi laleczkami i rekwizytami wyciętymi ze specjalnie wyprawionej skóry, mamy światło, które umieszczone za ekranem rzuca nań cienie rekwizytów i laleczek. 
          Chiński teatr cieni należy do sztuki rzeźbiarskiej. Rekwizyty i laleczki są nie tylko misternie wycięte i malowane na symboliczne i fajerwerkowe wręcz kolory. Są one także w niesamowity sposób ruchome, gdyż poszczególne elementy postaci są łączone w miejscach występowania stawów, a więc w kolanach, łokciach, miednicy. Tak samo zwierzęta: są ruchome, sprawiając wrażenie wręcz oglądania filmu z kanału Animal Planet :-) Na wystawie można obejrzeć dwa filmiki prezentujące dwie legendy ilustrowane w chińskim teatrze cieni. Jedna opowiada o walce żurawia z żółwiem. Aż trudno sobie wyobrazić, jak precyzyjne muszą być ruchy lalkarza, gdyż widzimy ptaka tak naturalnie skręcającego szyję do tyłu w celu czyszczenia skrzydeł czy potem zmagającego się z upartym żółwiem, że cały czas potęguje się wrażenie oglądania nagrania na żywo z natury. W drugim fragmencie z kolei jest scena walki jak z filmów kung fu. Co prawda broń jednego z rycerzy jako żywo przypominała miotłę, ale za to jaki był dzielny ;-)
        Słowa nie oddadzą w żadnym razie efektu. Podziw wzbudzają precyzyjne detale wycinanych ze specjalnej bawolej skóry (czy może bardziej cielęcej, ale w opisach była też informacja o skórze oślej), postacie oraz przedmioty, następnie składane w całość za pomocą ruchomych "nitów", malowane w przebogatą gamę barwną o symbolicznych znaczeniach często bardzo odmiennych od kultury europejskiej.
         Na zdjęciach widać odbicia w szkle, ponieważ rekwizyty i lalki teatralne umieszczone zostały za szybą. W kilku gablotach można oglądać narzędzia do wycinania skóry, sama zaś skóra jest preparowana na przezroczysto, dlatego tak pięknie można na niej malować. W sumie więc rzucany na biały ekran cień oglądany przez widzów jest kolorowy. I to jeszcze bardziej sprawia wrażenie oglądania filmu. Z opisu wystawy można się dowiedzieć, że w 2011 roku chiński teatr cieni został wpisany na Listę Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. Bo rzecz naprawdę jest unikatowa. 

Oto próbki nieudolnej mojej fotograficznej sesji.

Król Małp w palankinie i ze swoją strażą przyboczną

Legenda o pewnej księżniczce:
I jeszcze bardziej skomplikowana sceneria z unikalnym lotosowym tronem buddyjskim bogini Guan Yin:


Byłam pod wielkim wrażeniem tej sceny - w sali tronowej.

Seria magicznych zwierząt  w ognistych płomieniach:
-



A teraz detale. Głowy wojowników:



Oraz cały wojownik na koniu:


Na poniższych dwóch zdjęciach wyraźnie widać ruchome spojenia w miejscu stawów w ludzkim ciele, co pozwala na  uzyskanie efektu naturalności ruchu postaci:



I kolejna zagadka - tym razem udało mi się ją rozwiązać na miejscu, ale zajęło to trochę czasu dokładnego przyglądania się postaciom. Mianowicie jak rozpoznać, czy postać jest kobietą, czy mężczyzną, jeżeli nie ma zarostu, ubrane są niemal identycznie, a w pewnych scenach jedni i drudzy mają wyposażenie godne największych wojowników: miecze, łuki, tarcze czy inne typowo chińskie akcesoria.


Otóż po stopach: ten z lewej to mężczyzna, po prawej kobieta z typowymi małymi stópkami zgodnie z chińską tradycją krępowania kobiecych stóp, są one bardzo małe. No i jeszcze te dwa pióra ozdobne w nakryciu głowy.
       A teraz coś odnośnie drugiego obrazka z zagadki. Przedstawieniom teatru cieni towarzyszy muzyka. Jeden instrumentalista gra na kilku instrumentach a czasem jeszcze i podkłada wokal. Do grupy instrumentów wykorzystywanych w tej swoistej "operze cieni" należą: erhu, lutnia księżycowa, bęben, gong, drewniane i bambusowe kołatki. Zestaw ten nieco się różni w zależności od regionu. I teraz kwestia nazwy instrumentu ze zdjęcia: otóż nie mam pojęcia, dlaczego podpisano w gablocie, że jest to erhu, czyli instrument dwustrunowy, skoro ewidentnie struny miał cztery, czyli - jak zauważył Vulpian - było to typowe sihu. Albo zaszła pomyłka, albo ja czegoś nie wiem, co bardzo możliwe. W teatrze cieni używano erhu - "skrzypiec" dwustrunowych raczej. Przynajmniej tak wynika z opisu. 
          Myślę jednak, że nauczywszy się tylu fascynujących rzeczy o chińskim teatrze cieni, nie będę sobie dalej łamać głowy niewyjaśnioną do końca zagadką podpisu instrumentu na wystawie. W każdym razie zachęcam do obejrzenia, warto pójść z dziećmi i poddać się magii chińskiego kina starszego niż europejskie o dobrych kilkanaście stuleci. 

        Przypomniałam sobie! Specjalnie cyknęłam jeszcze drzewko, gdyż w szeregu tej kolorowej egzotyki wydało mi się takie bardzo polskie - wierzbowate :-)



12 komentarzy:

  1. fascynujące:))
    1.ale, wciąż nie wiem co to jest na pierwszym zdjęciu w poprzednim wpisie,
    2.Poza piórami na kapeluszu i małymi stopami kobieta ma mniejszy nos:)), wyraźne łuki brwiowe i ogólnie ładniejsza,
    3.czysłyszałas brzmienie tego instrumentu?cz

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano, jest to fragment z większej sceny, zapewne legendy o kolejnej księżniczce, tylko że cała scena gdzieś mi się zapodziała i nie odnalazłam w zdjęciach :-( Instrumentu nie słyszałam. Próbuję znaleźć na tubie, ale bez rezultatu, to jakieś namiastki, ale w chwili czasu jeszcze poszperam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wciąż i coraz bardziej jestem pełna uznania dla Twojej wiedzy i pamięci. Ciebie właściwie na tej wystawie nic nie zdziwiło i nie zaskoczyło - prawie wszystko wiedziałaś.
    Ja nie zapamiętałam tak dużo, no ale mogę tam jeszcze nie raz pójść ze Szczerbatymi, bo mam bliżej.
    Ciekawa jestem jak napiszesz o tym, co było w dwóch pierwszych salach - bo tamte eksponaty też były przecież niesamowicie ciekawe.

    P.S. Jak napisałaś - kobieta to ta postać w małych buciczkach na małych stópkach - a więc po prawej stronie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stokrotko, dzięki, już poprawiłam :-) Strony świata pomyliły mi się podczas długiego pisania ;-)

      Usuń
  4. oglądając filmy dokumentalne , czytając książki oraz słuchając przyjaciela któren mieszka w tamtym świecie - jestem pod bardzo silnym wrażeniem kunsztu i dyscypliny artystów

    macham - Dośka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo rzeczywiście można pod wrażeniem być! :-)

      Usuń
  5. fascynujące i zachwycające
    j

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy wcześniej nie zetknęłam się z chińskim teatrem cieni. nazwę słyszałam i w jakimś filmie coś przemknęło i to wszystko. Fascynujące!
    A o te "skrzypce" nie było kogo zapytać? Bo ja w naszym, poznańskim Muzeum Instrumentów Muzycznych bardzo byłam dociekliwa, jeśli coś mi nie pasowało w podpisach;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym wiedziała, że coś się nie zgadza, pewnie bym zapytała, ale ja się zorientowałam dopiero w domu, gdy trochę doczytałam, bo to też była dla mnie nowość zupełna.

      Usuń
  7. Zazdraszczam i zwiedzania, i towarzystwa...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie trza zazdraszczać, tylko trza jechać ;-)

      Usuń