Przedmioty zamieszczone w poprzednim wpisie pochodzą z wystawy trwającej do 1 marca w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie:
Ze względów objętościowych to, co tam zobaczyłam, podzielę na części. Dzisiaj część pierwsza - chiński teatr cieni. Kiedy dokładnie powstał, nie jestem w stanie określić, skoro raz czytam, że w III w. p.n.e., innym razem, że w II w.p.n.e. W każdym razie jak z tego wynika jego historia liczy się w tysiącach lat. Jeśli chcieć poszukiwać genezy sztuki kina - jako ruchomych obrazków - to właśnie w chińskim teatrze cieni. Mamy bowiem duży biały ekran, za nim ukrytych aktorów poruszających z wielką dynamiką i precyzją płaskimi laleczkami i rekwizytami wyciętymi ze specjalnie wyprawionej skóry, mamy światło, które umieszczone za ekranem rzuca nań cienie rekwizytów i laleczek.
Chiński teatr cieni należy do sztuki rzeźbiarskiej. Rekwizyty i laleczki są nie tylko misternie wycięte i malowane na symboliczne i fajerwerkowe wręcz kolory. Są one także w niesamowity sposób ruchome, gdyż poszczególne elementy postaci są łączone w miejscach występowania stawów, a więc w kolanach, łokciach, miednicy. Tak samo zwierzęta: są ruchome, sprawiając wrażenie wręcz oglądania filmu z kanału Animal Planet :-) Na wystawie można obejrzeć dwa filmiki prezentujące dwie legendy ilustrowane w chińskim teatrze cieni. Jedna opowiada o walce żurawia z żółwiem. Aż trudno sobie wyobrazić, jak precyzyjne muszą być ruchy lalkarza, gdyż widzimy ptaka tak naturalnie skręcającego szyję do tyłu w celu czyszczenia skrzydeł czy potem zmagającego się z upartym żółwiem, że cały czas potęguje się wrażenie oglądania nagrania na żywo z natury. W drugim fragmencie z kolei jest scena walki jak z filmów kung fu. Co prawda broń jednego z rycerzy jako żywo przypominała miotłę, ale za to jaki był dzielny ;-)
Słowa nie oddadzą w żadnym razie efektu. Podziw wzbudzają precyzyjne detale wycinanych ze specjalnej bawolej skóry (czy może bardziej cielęcej, ale w opisach była też informacja o skórze oślej), postacie oraz przedmioty, następnie składane w całość za pomocą ruchomych "nitów", malowane w przebogatą gamę barwną o symbolicznych znaczeniach często bardzo odmiennych od kultury europejskiej.
Na zdjęciach widać odbicia w szkle, ponieważ rekwizyty i lalki teatralne umieszczone zostały za szybą. W kilku gablotach można oglądać narzędzia do wycinania skóry, sama zaś skóra jest preparowana na przezroczysto, dlatego tak pięknie można na niej malować. W sumie więc rzucany na biały ekran cień oglądany przez widzów jest kolorowy. I to jeszcze bardziej sprawia wrażenie oglądania filmu. Z opisu wystawy można się dowiedzieć, że w 2011 roku chiński teatr cieni został wpisany na Listę Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. Bo rzecz naprawdę jest unikatowa.
Oto próbki nieudolnej mojej fotograficznej sesji.
Król Małp w palankinie i ze swoją strażą przyboczną
Legenda o pewnej księżniczce:
I jeszcze bardziej skomplikowana sceneria z unikalnym lotosowym tronem buddyjskim bogini Guan Yin:
Byłam pod wielkim wrażeniem tej sceny - w sali tronowej.
-
A teraz detale. Głowy wojowników:
Oraz cały wojownik na koniu:
Na poniższych dwóch zdjęciach wyraźnie widać ruchome spojenia w miejscu stawów w ludzkim ciele, co pozwala na uzyskanie efektu naturalności ruchu postaci:
Otóż po stopach: ten z lewej to mężczyzna, po prawej kobieta z typowymi małymi stópkami zgodnie z chińską tradycją krępowania kobiecych stóp, są one bardzo małe. No i jeszcze te dwa pióra ozdobne w nakryciu głowy.
A teraz coś odnośnie drugiego obrazka z zagadki. Przedstawieniom teatru cieni towarzyszy muzyka. Jeden instrumentalista gra na kilku instrumentach a czasem jeszcze i podkłada wokal. Do grupy instrumentów wykorzystywanych w tej swoistej "operze cieni" należą: erhu, lutnia księżycowa, bęben, gong, drewniane i bambusowe kołatki. Zestaw ten nieco się różni w zależności od regionu. I teraz kwestia nazwy instrumentu ze zdjęcia: otóż nie mam pojęcia, dlaczego podpisano w gablocie, że jest to erhu, czyli instrument dwustrunowy, skoro ewidentnie struny miał cztery, czyli - jak zauważył Vulpian - było to typowe sihu. Albo zaszła pomyłka, albo ja czegoś nie wiem, co bardzo możliwe. W teatrze cieni używano erhu - "skrzypiec" dwustrunowych raczej. Przynajmniej tak wynika z opisu.
Myślę jednak, że nauczywszy się tylu fascynujących rzeczy o chińskim teatrze cieni, nie będę sobie dalej łamać głowy niewyjaśnioną do końca zagadką podpisu instrumentu na wystawie. W każdym razie zachęcam do obejrzenia, warto pójść z dziećmi i poddać się magii chińskiego kina starszego niż europejskie o dobrych kilkanaście stuleci.
Przypomniałam sobie! Specjalnie cyknęłam jeszcze drzewko, gdyż w szeregu tej kolorowej egzotyki wydało mi się takie bardzo polskie - wierzbowate :-)
fascynujące:))
OdpowiedzUsuń1.ale, wciąż nie wiem co to jest na pierwszym zdjęciu w poprzednim wpisie,
2.Poza piórami na kapeluszu i małymi stopami kobieta ma mniejszy nos:)), wyraźne łuki brwiowe i ogólnie ładniejsza,
3.czysłyszałas brzmienie tego instrumentu?cz
Ano, jest to fragment z większej sceny, zapewne legendy o kolejnej księżniczce, tylko że cała scena gdzieś mi się zapodziała i nie odnalazłam w zdjęciach :-( Instrumentu nie słyszałam. Próbuję znaleźć na tubie, ale bez rezultatu, to jakieś namiastki, ale w chwili czasu jeszcze poszperam.
OdpowiedzUsuńWciąż i coraz bardziej jestem pełna uznania dla Twojej wiedzy i pamięci. Ciebie właściwie na tej wystawie nic nie zdziwiło i nie zaskoczyło - prawie wszystko wiedziałaś.
OdpowiedzUsuńJa nie zapamiętałam tak dużo, no ale mogę tam jeszcze nie raz pójść ze Szczerbatymi, bo mam bliżej.
Ciekawa jestem jak napiszesz o tym, co było w dwóch pierwszych salach - bo tamte eksponaty też były przecież niesamowicie ciekawe.
P.S. Jak napisałaś - kobieta to ta postać w małych buciczkach na małych stópkach - a więc po prawej stronie:))
Stokrotko, dzięki, już poprawiłam :-) Strony świata pomyliły mi się podczas długiego pisania ;-)
Usuńoglądając filmy dokumentalne , czytając książki oraz słuchając przyjaciela któren mieszka w tamtym świecie - jestem pod bardzo silnym wrażeniem kunsztu i dyscypliny artystów
OdpowiedzUsuńmacham - Dośka
Bo rzeczywiście można pod wrażeniem być! :-)
Usuńfascynujące i zachwycające
OdpowiedzUsuńj
Prawda :-)
UsuńNigdy wcześniej nie zetknęłam się z chińskim teatrem cieni. nazwę słyszałam i w jakimś filmie coś przemknęło i to wszystko. Fascynujące!
OdpowiedzUsuńA o te "skrzypce" nie było kogo zapytać? Bo ja w naszym, poznańskim Muzeum Instrumentów Muzycznych bardzo byłam dociekliwa, jeśli coś mi nie pasowało w podpisach;)
Gdybym wiedziała, że coś się nie zgadza, pewnie bym zapytała, ale ja się zorientowałam dopiero w domu, gdy trochę doczytałam, bo to też była dla mnie nowość zupełna.
UsuńZazdraszczam i zwiedzania, i towarzystwa...;o)
OdpowiedzUsuńNie trza zazdraszczać, tylko trza jechać ;-)
Usuń