piątek, 7 listopada 2014

Jeszcze o wileńskiej architekturze sakralnej

       Nie da się podczas jednorazowego pobytu zobaczyć wszystkiego i nie da się wszystkiego opisać tak, jakby się chciało. Człowiek musiałby mieć oczy dookoła głowy i czasu bez granic, żeby zatrzymać się przy każdym interesującym detalu. Siłą rzeczy więc będzie to tylko muśnięcie olbrzymiej tematyki jak motyli przelot nad  różnobarwną łaką. Z perspektywy kilku tygodni widać natomiast lepiej, co rzeczywiście wywarło trwałe wrażenie i co się zapamiętało, a co zostało uwiecznione na zdjęciach, ale pamięć wyblakła i nie można sobie przypomnieć, dlaczego rzecz wydała się wówczas interesująca. 
       A zapamiętało się przede wszystkim dwa rozpoznawalne style architektoniczne: gotyk i barok. Przepiękny kościółek św. Anny w stylu płomienistego gotyku, o którym ponoć Napoleon powiedział, że chciałby postawić go na dłoni i przenieść w całości do Paryża. 


Jest to jedna z najmniejszych gotyckich budowli, ale jakże piękna. Do wzniesienia fasady i jej ozdobienia użyto cegieł w 33 różnych kształtach. Wzniesiony w latach 1495 - 1500 kościółek wielokrotnie ulegał niszczącym pożarom, nadal jednak wzbudza podziw, a prace rekonstrukcyjne z jednej strony odsyłają do pierwowzoru gotyckiego, a z drugiej wzbogacają wnętrze o elementy baroku. Mnie zaś wzruszył drewniany, nadkruszony zębem czasu - dosłownie nagdryziony! - krzyż z lewej strony kruchty.


Kościół św. Anny stoi w tak zwanym Zaułku Bernardyńskim. Jego bryła łączy się z tuż obok wzniesionym olbrzymim kościołem św. Bernarda - również w tym samym stylu - gotyku z czerwonej cegły. Do świątyni prowadzi równie ozdobna i zabytkowa brama:



Pierwsza świątynia powstawała w tym samym czasie, co kościół św. Anny, a nawet kilka lat wcześniej, niestety nie została ukończona, ponieważ się zawaliła. Ostatecznie więc kościół bernardyński ukończono i konsekrowano w 1516 roku.



        Bernardyni, będący odgałęzieniem Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka, mający za patrona św. Bernarda Sieneńskiego (1380 - 1444), byli jedną z największych i najbardziej popularnych formacji zakonnych na Litwie. Nieprzypadkowo Jacek Soplica jako ksiądz Robak reprezentuje w poemacie Mickiewicza właśnie Bernardynów. Prowadzili aktywną działalność antycarską i posiadali jedną z największych klasztornych bibliotek. 
      Przepiękne XVI-wieczne malowidła ścienne w technice al secco (na wyschniętym tynku) są  w mizernym stanie i nawet zrobienie zdjęcia niewiele pokaże. Podziwiać natomiast można drewniany ołtarz główny i ambonę  w tym samym stylu wykonane w latach 1763 - 1766. Z tego okresu pochodzą także odnowione barokowe organy, niestety do dzisiaj nieczynne z powodu zniszczeń jeszcze z okresu II wojny światowej.

  
      Dopełnieniem obrazu jest wzniesiona obok gotycka dzwonnica o równie misternej konstrukcji wieżyczek: 


      O ile gotyk pozostał w mojej pamięci w kolorze czerwonej cegły, barok z kolei miał kolory pastelowo żółte, różowe i niebieskie. Pierwszą litewską budowlą w stylu barokowym jest kościół św. Kazimierza z 1616 roku. Jak w przypadku wszystkich niemal budowli sakralnych, różne koleje losu nie oszczędzały świątyni, którą w minionej epoce przemieniono na muzeum ateizmu z posągiem Lenina w miejscu ołtarza głównego.Obecnie znowu spełnia swoją pierwotną sakralną funkcję. 
       Święty Kazimierz Jagiellończyk (1458 - 1484), kanonizowany w 1602 roku, pierwszy patron Litwy, w ogóle zajmuje ważne miejsce wśród wileńskich sakralnych miejsc, gdyż najpiękniejsza kaplica w wileńskiej katedrze jest jemu poświęcona - Kaplica Świętego Kazimierza. Znajdują się tam jego relikwie w srebrnej trumnie, a na ołtarzu został przedstawiony jako święty z trzema rękami, co ma symbolizować jego szczodrość, ale jest po prostu pozostałością pomyłki malarza, który źle namalowanej ręki nie zlikwidował, a domalował poprawioną. Wnętrze kaplicy, wzorowane na Kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu, jest bardzo bogate, wczensobarokowe, z licznymi stiukowymi ozdobami, w narożnikach znajdują się drewniane posrebrzane posągi polskich królów z dynastii Jagiellonów: Władysława Jagiełły, WładysławaWarneńczyka,  Kazimierza Jagiellończyka, Jana Olbrachta, Aleksandra Jagiellończyka, Zygmunta I, Zygmunta Augusta i św. Kazimierza. Całość wywiera wrażenie monumentalne, patetyczne i można by rzec wielce dostojne. Wrażenie robi szczególnie choćby brązowy marmur, którym wyłożono ściany kaplicy, tablice epitafijne z czarnego marmuru, symbole narodowe, jak cztery orły  nad statuetką przedstawiającą świętego. A jakby tego było mało, po lewej stronie ołtarza stoi ciekawy "bęben":


Przynajmnej ja myślałam, że to bęben - podejść nie można, bo ogrodzony, stoi wysoko, nie widać, co w środku. A w środku chyba pusto, ponieważ jest to ambona Piotra Skargi :-)
       Żeby zaś zakończyć wątek katedry, miejsca pochówku polskich królów i książąt, spójrzmy jeszcze na ołtarz główny przedstawiający jej patrona - obraz Franciszka Smuglewicza Zamordowanie świętego Stanisława przez Bolesława Śmiałego


         Wracając zaś do wątku barokowego, dwa wileńskie kościoły, św. Kazimierza i św. Teresy (1635 -1650), wzorowane były na rzymskiej świątyni jezuitów Il Gesu.

Fasada kościoła św. Kazimierza. W oryginale fasada jest różowa, nie wiem, dlaczego wyszło inaczej :-(

I w tych właśnie kościołach przebijały kolory różowe i niebieskie. Ołtarze z niebieskiego i różowego czegoś podobnego do marmuru u Kazimierza oraz całe ściany na różowo u św. Teresy. Bogate wnętrze tego drugiego ze względu na późniejsze renowacje nosi znamiona bardziej rokokowe niż barokowe. Zdjęć nie mogłam robić, bo trwały niedzielne nabożeństwa. Na dodatek był to dzień odpustu ku czci patronki, więc ludzi było pełno aż po same schody - do kościoła św. Teresy wchodzi się po dwuskrzydłowych schodach. 
      Czas na rozwiązanie zagadki z drugiego blogu TUTAJ. Pytałam o srebrne blaszki wotywne z wypisanymi, wytłoczonymi właściwie wezwaniami z Litanii Loretańskiej. Nagroda za rozwiązanie wysłana pocztą już dotarła do Stokrotki :-) 
       Jak wygląda Ta, co w Ostrej Świeci Bramie, to ja wiedziałam, ale co innego wiedzieć, a co innego zobaczyć na własne oczy, wejść tam po schodach, zanurzyć się w modlący tłum, obejść kaplicę i przeczytać. Całe ściany wyłożone srebrnymi wotami (ponad 14 tysięcy), najwięcej takich małych w kształcie serc, rąk i nóg. Przyznam, że w pierwszej chwili te ręce i nogi wywarły na mnie raczej nieprzyjemne wrażenie. Jest wśród nich także jedno z napisem "Dzięki Ci Matko za Wilno" - ofiarowane przez Józefa Piłsudskiego. Także "zrośnięty" na wszelkich wizerunkach i zdjęciach z postacią Matki Bożej srebrny półksiężyc na dole obrazu ma charakter wotywny i pojawił się dopiero w 1849 roku. A to oznacza, że w czasach Mickiewicza jeszcze tego półksiężyca nie było. 
        Za to rozpisanie Litanii Loretańskiej na osobne wezwania zilustrowane wytłaczanymi symbolicznymi obrazami wręcz przeciwnie, zachwyciło i  to bardzo.  Nie mogłam tak bezczelnie łazić od blaszki do blaszki, bo bym ludziom przeszkadzała, ale  kilka przeczytałam, można by sobie w ten sposób całą Litanię odmówić, tylko znaleźć taki moment, kiedy ludzi mało. 


Święta Marya - na górze;
módl się za nami - na dole pod obrazkiem


Panno Czcigodna...


Chyba przedobrzyłam w dzisiejszym wpisie :-( Za dużo wyszło. A o tylu rzeczach nie napisałam. To tylko jeszcze na koniec anegdota. Prawdziwa! Opowiadał mi pewien znajomy zakonnik z Krakowa, jak przed wielu laty chodził po kolędzie. I trafił do starszej pani pochodzącej z dawnych Kresów. Pani okazała się pobożna bardzo, religijna, ale nigdy jej w kościele nie widział. Przyznała, że nie przychodzi, ale smutno jej czasami. Czuła się samotna i opuszczona, dlatego dużo się modli, ale w domu. Zakonnik zasugerował, że może przysżłaby kiedyś do parfialnego kościoła na wspólne nabożeństwo, albo i sama mogłaby się pomodlić przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, powierzając jej swoje troski. Kobieta stanowczo odmówiła, twierdząc, że dawniej, jako dziecko i młoda kobieta, w rodzinnej miejscowości, modliła się, ale przed obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej, a skoro w kościele tutejszym tego obrazu nie ma, to nic z tego.
- Ale dlaczego? - pyta zakonnik zdumiony. - Przecież to ta sama Matka Boska!
- Ja to wiem - odpowiada - ale jak ja mogę przed Matką Boską Częstochowską zdradzać swoje tajemnice, skoro ten mały Jezus siedzi u niej na ręce i wszystko podsłuchuje?!

18 komentarzy:

  1. Anegdota świetna , prawdziwa i pouczająca, bo chyba przeciętny odbiorca, gdyby miał opisać wizerunek Ostrobramskiej, nie powiedziałby, że jest bez Dzieciątka, z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
    Również i mnie zachwyciły opisane przez ciebie budowle, ale kiedy przeczytałam o 30 rodzajach cegieł, pomyślałam, o ludziach, którzy je wypalali, wnosili na wysokie rusztowania. Nie jestem pewna, czy wszyscy obejrzeli dzieło, w którym była ich cząstka pracy. Może dlatego rozpisanie litanii ma sens. I wiesz, lepiej się Ciebie czyta niż przewodniki:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Zawsze potrafisz coś takiego napisać, że człwiek zaczyna bardziej w siebie wierzyć :-)
      A cegły nie tylko że były w 30 kształtach, ale na dodatek ręcznie kształtowane.

      Usuń
  2. Na razie potwierdzam tylko, że nagroda dotarła. Jest śliczna i bardzo za nią dziekuję...
    A co do tekstu to się jeszcze wypowiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że dotarła, bo już dziękowałaś. Dlatego napisałam o tym :-)

      Usuń
  3. Piękna anegdota, nie ma co, i miała staruszka rację, pozdrawiam Noti i kolejny raz chylę czoło
    j

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie też bardzo podobało się Wilno i tak jak Ty miałam za mało czasu, żeby odwiedzić wszystkie interesujące miejsca. Matkę Boską Ostrobramską odwiedziłam. Odbywała się tam akurat msza dla pielgrzymów z Niemiec, z Kolonii. Przyjechali ze swoim księdzem, Polakiem. Przywołałaś swoim tekstem wspomnienia. Interesująco piszesz. Dowiedziałam się z Twojego tekstu wiele o miejscach, w których też byłam. A anegdota bardzo sympatyczna. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne starczyłoby atrakcji i ciekawych mejsc do zwiedzania na jeszcze kilka wycieczek.

      Usuń
  5. Dwoje znałem wilniuków prawdziwych i obydwoje dogłębnie byli przekonani o wyższości Ostrobramskiej nad każdą inną:) A wileńska święta Anna szczęścia miała niemało, że Napoleon jak spod Moskwy wracał, to mu te przenosiny już nie w głowie były... Bo Wenecja tyle szczęścia nie miała...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oni tacy są! :-) W drodze powrotnej Napoleon musiał myśleć o ratowaniu własnej skóry, a nie architekturze ;-)

      Usuń
  6. Ten "motyli przelot nad różnobarwną łąką" bardzo Ci się udał Notario.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładnie napisane czy ładny lot?? ;-)

      Usuń
    2. Pięknie opisałaś ten "motyli przelot" :-))
      A "różnobarwną łąkę" jeszcze piękniej...

      Usuń
    3. Oj, jaka szybka jesteś! Wyczuwasz telepatycznie, czy co? :-)

      Usuń
  7. Bajeczna ta św.Anna. Coraz bardziej mnie przekonujesz do Wilna:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że warto zobaczyć. Choćby w kategoriach poznawania naszej tradycji, kultury, korzeni. Nie ma polskiej kltury bez Wilna, Lwowa, Grodna, Krzemieńca, Nowogródczyzny, Kamieńca Podolskiego itp.

      Usuń
  8. A ja dziękuję:) Kościółek św. Anny przecudnej urody. Drewniany krzyż niesamowity. Post ciekawy, czuć Twoje emocji, a i wiedzy ciut "łyknęłam" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, napatrzeć się temu wszystkiemu w tak krótkim czasie nie można, trudno oderwać wzrok :-)

      Usuń