Tamerlano z librettem Niccolo Francesco Hayma i partyturą Georga Friedricha Händla przewiduje sześć arii dla tenora. Zanim umrze śmiercią samobójczą po wypiciu trucizny.
Ciel e terra armi di sdegno,
morro invitto, e saro forte.
Chi disprezza pace e regno
non porta temer la morte.
Ciel e terra... (da capo)
Rolando Villazon - tenor pochodzący z Meksyku, aktualnie mieszka we Francji. W tym roku w europejskiej trasie koncertowej śpiewa Mozarta. Ale tutaj, poniżej, jest gotów na śmierć jako Bajazet. Z muzyką Händla na pewno umiera się przyjemniej ;-)
Szkoda, że TEN operowy Bajazet tak niewiele ma wspólnego z prawdziwym pierwowzorem...:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Oj tam, a kto by się prawdą historyczną w operze przejmował?! Chociaż fakt, "Nixona w Chinach" Adamsa oglądałam z mieszanymi uczuciami ;-)
UsuńMnie zawsze zastanawiało, jak ci wszyscy bohaterowie dają radę śpiewać po wypiciu trucizny, ze sztyletem w piersi, albo przeszyci szpadami...:o)
OdpowiedzUsuńTak, to niezwykłe umiejętności ;-) Ale ten tutaj jeszcze trucizny nie wypił, dopiero jest w pierwszym akcie, umierac będzie w trzecim ;-)
UsuńMa czas, żeby się rozmyślić...;o)
UsuńJak mu reżyser pozwoli ;-)
Usuńpodoba mi się Twoja propozycja. ciekawa muzycznie, historycznie, artystycznie. Tyle ścieżek do zbadania:)).wniosek historyczny potwierdza starą prawdę, kto mieczem:)), poza tym jest w tym nieco polityki, sułtan turecki musi być niezłomy, historia z wieku XV, ale muzyka nie zna granic czasowych. poza tym artysta nie musi opowiadać historii: opowiada człowieka, jego pasje i namietności:))
OdpowiedzUsuńRolando Villazon ma klub fanów, mnie nie porwał:))
Wyczytałam, że Niccolo Francesco Haym był autorem pierwszej historii monet angielskich:))
Ale odrobiłaś prace domową! Tylko że ja niczego nie zadawałam ;-) Villazon ma wielką rzeszę fanów, czasem jednak jest tak, że do niektórych śpiewaków trzeba się długo przekonywać, może dopiero przy dziesiatym słuchaniu coś zaskoczy? ;-) Jestem pod wrażeniem "szerokości" jego głosu, barwy i techniki, ale to nie jest miłość od pierwszego wejrzenia (słuchania ?) :-)))
Usuńmoże:) muszę usłyszeć go w innym repertuarze
UsuńO, jest tego sporo :-) Mam kilka typów, bardziej operowych niż to estradowe wykonanie ;-) ale to kiedyś, nie teraz. Mimo wszystko to bardzo sympatyczny i z poczuciem humoru gość :-))
UsuńTeraz nie mam możliwości posłuchania. Ogólnie nie przepadam za tenorami. Oczywiście doceniam ich wysiłki śpiewania tak wysoko:). Właśnie te wysokie dźwięki, to częste zaczerwienienie twarzy i żyły na szyi kojarzą mi się z niezwykłym wysiłkiem wydobywania z siebie głosu . To nie jest naturalny głos ((teraz śpiewam altem w wygodnym rejestrze i to też jest pewien wysiłek, jednak, mimo radości śpiewania). Pamiętam, że nie lubiłam głosu Kiepury, wydawał mi się piskliwy, nie rozumiałam, czemu porywał tłumy. Aż zobaczyłam film z jego udziałem. On śpiewał z taką pasją i radością, że porwał i mnie, chociaż przecież głos mu się nie zmienił. Oper Haendla nie znam, poza Rinaldem. I libretto specjalnie mnie nie obchodzi. Trudno sie przejmować historiami, wymyślonymi dla potrzeb muzyki. Jeśli coś mnie w operze wzruszy, to muzyka, nie treść. Postaram się posłuchać Meksykanina.
OdpowiedzUsuńP.s O kawie na wyjeździe napiszę niebawem więcej, ale najlepsza była oczywiście "u źródła" czyli w Indonezji, chociaż tej "przepuszczanej" przez cywetę nie chciałam próbować (ale można ją było kupić w markecie, suchą i w dobrych restauracjach; jakoś się nie skusiłam). Dziękuję i pozdrawiam.
Dziękuję za piękny komentarz :-) też długo wybieram i przekonuję się do tenorów. Lubię Kaufmanna, bo on jest spinto, czyli śpiewa niżej niż tenor liryczny. Villazon też piskliwy nie jest - sama zobaczysz :-) Czekam na odcinek o kawie.
UsuńA ja z inna sprawą. Zastanawiam się z jakich krajów pochodzi najwięcej wybitnych śpiewaczek/ śpiewaków operowych. Pewnie najwięcej ich jest lub pochodzi z italiańskiego kraju słonecznego. Dobrze kombinuję???Prowadzisz taki ranking?
OdpowiedzUsuńW każdym razie Meksykanin bez sombrero i bez gitary to dla mnie ewenement:-)))
Nieee, no co ty?! kto prowadziłby taki ranking?! To niemożliwe, za dużo ich jest :-) Gdybym miała wymieniać nazwiska, które znam i kojarzę, najwięcej byłoby - poza polskimi ;-) - Francuzów i Niemców :-) Ale to o niczym nie świadczy, co najwyżej ujawnia, kogo słucham najczęściej :-)))
UsuńA ty się dobrze bawisz, ganiając nas od bloga do bloga? A potem się dziwisz, że nieobecna...
OdpowiedzUsuńA kto tu chciał o kondycję dbać? ;-) Jak przestałam pisać na tamtym blogu, też niekoniecnzie zawsze tu wpadałaś ;-)
UsuńSzykuje się na to umieranie z przytupem :)
OdpowiedzUsuńNakręca się ;-)
UsuńBardziej na szykującego się do boju niż na śmierć wyglądał, tyle miał w sobie energii.
OdpowiedzUsuńJeszcze żyje, to ma energię, potrzebna mu na trzy akty
OdpowiedzUsuń