W wielkoczwartkową medytację nad wielkością Boga i marnością człowieka wprowadził Henry Purcell w wykonaniu Les Arts Florissants pod kierownictwem Paula Agnewa. Henry Purcell (1659-1695), żyjący zaledwie 36 lat brytyjski Orfeusz, do tej pory bardziej kojarzył mi się z muzyką świecką, Dydoną i Eneaszem, Fairy Queen i paroma oderwanymi od kontekstu hymnami czy odami. Teraz dowiedziałam się, że anglikanizm wykształcił specjalny gatunek muzyki chóralnej, wykorzystujący jako tekst najczęściej Psalmy - anthem (anthems, anthemy) i Purcell skomponował ich 68. Jest to jak gdyby anglikański odpowiednik rzymskokatolickich motetów i kantat. W każdym razie, ponieważ nie przepadam za językiem angielskim w śpiewie, nie słuchałam dotąd żadnych anthemów Purcella. Na trzecim koncercie tegorocznych Misteriów Paschaliów, w Wielki Czwartek 17 kwietnia, wreszcie i tę zaległość przynajmniej częściowo nadrobiłam.
Nie wchodząc w szczegóły rozróżnienia owych anthemów, które mogą być komponowane na chór, na chór z solistami - przy czym jeszcze albo to chór pełni rolę wiodącą, albo odwrotnie, soliści, a chór schodzi na plan dalszy, jako tło - na chór i zespół instrumentalny lub tylko basso continuo, przekrój pomysłów Purcella obejmował dwanaście utworów wokalnych i trzy sonaty. Paul Agnew, sam doskonały śpiewak, tutaj zaprezentował się jako dyrygent. Wyraźnie widać było, że w utworach wokalnych angażował się bardziej, śpiewał niemal razem z solistami i chórzystami, gdy podczas fragmentów instrumentalnych tylko się przysłuchiwał, jakby mówiąc: To wy sobie teraz zagrajcie, a ja postoję ;-) Zabawne to było :-) Tak całkiem instrumentalistom nie odpuszczał, dawał znać, kiedy wchodzą, kiedy kończą i kiedy zgrać się mają ze śpiewakami. Zresztą, śpiewacy mieli tu znacznie więcej do powiedzenia choćby ze względu na liczebność: tworzyli dwudziestoosobowy chór, gdy tymczasem grajków było tylko sześcioro: dwoje skrzypiec, altówka, viola, organy i arcylutnia.
Utwory bardzo różne, dla mnie ciekawe ze względu na tak wyraźne rozróżnienie głosów, które wchodziły w dramatyczne dialogi. Po raz pierwszy też słyszałam aż tyle partii na głosy basowe. Purcell sprawiedliwie rozkłada muzykę między wszystkie cztery głosy, ale szczególnie zapadają w pamięć partie sopranowe i basowe, skrajne, dlatego tak kontrastowo widoczne, słyszalne. Tym, który najwięcej miał do śpiewania, był, o ile dobrze rozpoznałam, bas Marduk Serrano Lopez. Całość została jednak tak skomponowana i poprowadzona, że utwory płynnie przechodziły z jednego w drugi, nie zawsze mogłam się zorientować, kiedy kończył się jeden, a zaczynał kolejny. Tylko dłuższe fragmenty muzyczne, sonatowe, dawały jakieś rozgraniczenie.
Z jednym przynajmniej tekstem nie miałam problemu: łacińskim Miserere. Całość brzmi tak: Miserere mei, o Jesu. To wszystko. Podobno jest to jednominutowy kanon na cztery głosy, ale coś mi się wydaje, chociaż na zegarek nie patrzyłam, że śpiewali jednak dłużej niż jedną minutę ;-) Kanon jak to kanon, jeden głos zaczyna, drugi wchodzi, potem trzeci i na koniec czwarty. Tutaj melodię sopranów podejmują tenory, a linię altów kontynuują basy. Bardzo ładnie i wzniośle zabrzmiało.
Tu znalazłam jedno wykonanie:
PS To pierwszy odcinek zapisków z pięciodniowego pobytu na Misteriach Paschaliach w Krakowie. Nie mam jeszcze poukładanych wszystkich wrażeń. Tych muzycznych, jak i wizualnych. Słuchałam jeszcze Charpentiera, Bacha i Händla oraz Bouzignaca; widziałam jak dyrygują wspomniany już Paul Agnew, Vincent Dumestre i Rene Jacobs; byłam na koncercie odbywającym się niemal w całkowitych ciemnościach, kiedy po każdym fragmencie Miserere gasły kolejne świece aż do ostatniej; i słyszałam po zakończonym koncercie długą ciszę, a po innym kilkunastominutową owację; wędrowałam przez czasy i wieki razem z muzyką i wzdłuż architektonicznych, rzeźbiarskich, kamiennych i glinianych świadectw minionych epok; podziwiałam ceramiczne naczynia sprzed 4,5 tys lat i to takie, które i dzisiaj można by było postawić na stole lub używać w domowej spiżarni; w Ogrodzie Profesorów próbowałam podsłuchać, o czym rozmawiają dawni uczeni i sprawdziłam jak działają magdeburskie kule... Mam wspomnienia, wrażenia, zapiski, parę książek, kilka zdjęć... Nie wiem, jak to ogarnę. I kiedy ;-)
ogarniesz, bo jesteś systematyczna, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńj
Kochana jesteś :-) Pierwsza tutaj i wierzysz we mnie :D
UsuńNie wierzyć w Ciebie to grzech przeciw ludzkości...;o)
OdpowiedzUsuńW to, że napiszę ciąg dalszy, wierzyć można ;-) A ludzkość, czy ja wiem, co o niej sądzić można?...
UsuńOj tam!!!! Napiszę, że jesteś poprostu Genialna! Więc wszystkiemu dasz radę!
OdpowiedzUsuńP.S. Faktycznie piękne, muzyczne miałaś te Święta:-)
A długa cisza po koncercie, spektaklu czy filmie to jest to co bardzo lubię...
Długa cisza więcej znaczy niż oklaski :-) Tym razem tak właśnie było. Milczący podziw dla Sztuki, Kompozytora, Artystów.
UsuńWiem, wiem i dlatego ta cisza jest tak wartościowa!
UsuńA Ty faktycznie w tym Krakowie byłaś, skoro karteczka własnoręcznie pisana i na dodatek ze stempelkiem odpowiednim a także malutkim kościółkiem Św.Wojciecha na Rynku krakowskim w mojej skrzynce /pilniczkiem otwieranej, bo kluczyk zgubiłam/ się znalazła :-)
Jeżeli kiedykolwiek będę miała prawo wyboru, a nie tylko obowiązki, wybiorę taki rodzaj rekolekcji paschalnych. Zazdroszczę i dziekuję, że postanowilaś podzielić się wrażeniami. Muzyka i sceneria, o ktorej piszesz, nie wyłaczając udziału publiczności, to dodatkowe przeżycia.
OdpowiedzUsuńPięknie przeżyty czas!
Dlatego wybieram, póki mogę :-) Parę chwil istotnie dało przeżycia niezwykłe, niepowtarzalne.
UsuńNo i wyjaśniła się "tajemnica" kilkudniowego zamilknięcia w sieci:) Dla kogoś, kto tak bardzo kocha muzykę to musiała być nie lata uczta!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Nptario:)
A to wcale nie była żadna tajemnica :-) Jak zwykle do końca byłam zajęta różnymi przyziemnymi sprawami i pakowanie odbywało się w pośpiechu, że nie uprzedziłam "zniknięcia" ;-)
UsuńObecna! I co więcej mogę dodać`? Miłego ucztowania:)
OdpowiedzUsuńHelen, przeczytałaś dokładnie? Ja JUŻ WRÓCIŁAM i ucztowanie się skończyło ;-) Teraz będą wspomnienia ;-)
UsuńKoncert w całkowitych niemal ciemnościach........uffff tu dopiero wyobraźnia może się popisać:)
OdpowiedzUsuńWyobraźnia była zaprzątnięta słuchaniem ;-)
Usuńteraz miałam czas na reportaż (dodany chyba później?). Teraz rozumiem,duch słowa, muzyki,miejsca, to wszystko musiało oczarować!. Byłaś w kopalni? Jak tam to wszystko musiało zagrać!
OdpowiedzUsuńGdyby to trochę bliżej:))
Pozdrawiam
No tak, bo dopiero wczoraj ten reportaż się pojawił na YouTube.
UsuńW kopalni niestety nie byłam, zabrakło biletów :-(