Wybrałam się w podróż. Piechotą po krakowskich ulicach. Buty na grubej podeszwie, plecak i kilka km przede mną. Poszłam. Trochę według mapy, trochę na czuja, a trochę na ślepo. W efekcie wyszło kółko ;-)
Skręciłam nie w tę uliczkę, co trzeba, potem spodobała mi się inna i jakoś tak wykręciłam się tyłem do celu wędrówki. Ładny park kusił cieniem, a naprzeciwko tablica, że tu mieszkał autor niezapomnianej ekranizacji "Lalki".
Parę kroków i ciekawa kapliczka, która zachowała Chrystusa tylko w jednej wnęce od strony ulicy. Z trzech pozostałych pusto. Na prawo znowu malutka uliczka ze szpalerem zieleniejących małymi listkami drzew - wiosenne cudo. W parku, tak, oczom nie wierzę, kwitną już bzy.
Nie pod drodze zupełnie zauważyłam odnowioną kamienicę z lat osiemdziesiątych XIX wieku o żółtej fasadzie, niestety zdjęcie jakieś szare wyszło. W oryginale była naprawdę żółta.
No dobrze, trzeba jakoś wrócić na głowny trakt. Z daleka jeszcze widać wieżę mariacką, ale to złudny kierunkowskaz. No, wreszcie, jest jakiś szlak prowadzący do tego mojego upatrzonego celu. Po drodze
hotel w dawnym pałacu, ozdobne portale, dalej na medalionie orzeł na cudacznie rozstawionych nogach. Gdzie on ma skrzydła? Ach, ma, całe tło reliefu to właśnie stylizowane skrzydła, coś takiego!
Idę całkiem już nie w tę stronę, w którą zamierzałam. Zmienność epok widoczna na fasadach kamienic. Surowy w swoim dostojnym pięknie gotyk. Gotycki portal zwieńczony trójliściem, żłobione międzyokienne kolumny. Naprzeciwko kamienica z neogotycką fasadą.
A potem znowu gdzie indziej, w innej stronie miasta. Na odnowionych i nieodnowionych kamienicach widać upływ czasu i zmienność estetyk. Wzrok przykuwają ozdobne bramy, tam, gdzie jeszcze nie zostały zastąpione przez nowoczesne szklane witryny.
Secesyjne liście w kilku odsłonach:
Można się załamać. Czy to jest piękne? Z przodu wygląda jak bunkier, w głębi jak szklany klosz, a w środku...
Co zobaczyłam w środku, o tym w następnym odcinku.
Jakby ktoś był ciekawy, zdjęcia robione na ulicach: św. Gertrudy, Szpitalnej, Starowiślnej, jednej nie pamiętam, jakiej oraz MOCAK na Lipowej.
no to pospacerowałam z Tobą:)). Urok miasta, tak jak i domu w tym, że widać kolejne pokolenia, czas,gusta, przekonania. Historia okraszona bzem. Buty to rzeczywiście musiły być dobre:)
OdpowiedzUsuńNajlepsze jakie mam :-)
UsuńZ przyjemnością z Tobą pospacerowałam, wręcz pooddychałam krakowskim powietrzem. O zapachu bzu?
OdpowiedzUsuńRównież jestem ciekawa na co zwróciłaś uwagę w środku.
Pozdrawiam serdecznie :)
Hmmm, obejrzałam, co proponowano, ale nie wszystko ;-)
UsuńAleż ja Ci zazdroszczę tego szwendania się po grodzie Kraka.
OdpowiedzUsuńA może szwędania????
Tak czy inaczej aż mnie trzęsie z tej zazdrości.
A te bramy to przecudne naprawdę!
Myślę, że szwendanie się bardziej oddaje ducha tego zajęcia ;-)
UsuńNo tak jak Noti ale pięknie uchwyciłaś detal a Mocak, gdzieś Ty wynalazła takie szkaradzieństwo?
OdpowiedzUsuńj
Kochana, to za pieniądze unijne takie rzeczy się buduje ;-)
UsuńWieki mnie całe na Lipowej nie było i widzę, że słusznie...:) Może trza będzie jednakowoż pręgierza odnowić i przywrócić do łask, iżby się autorowie podobnych szkaradzieństw nie czuli nadto pewni siebie?
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Zapewne nie później niż w 2010, bo wtedy toto postawili ;-)
UsuńZawsze tak jest, że jak się zboczy z wytyczonej trasy, to różne ciekawostki pchają się przed oczęta:) Oj połaziłabym tak bez zaplanowanej marszruty po Krakowie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Pobocza bywają ciekawsze od wytyczonej trasy :-)
Usuńnotaria