piątek, 12 lutego 2016

I pomyśleć, że tak niewiele brakowało, aby dzieło nie powstało!

        Gioacchino Rossini (1792 - 1868) słynął z dwóch rzeczy: niesłychanego tempa pracy kompozytorskiej i umiłowania dobrej kuchni. O pierwszej świadczy chociażby fakt, że mając 20 lat potrafił w ciągu jednego tylko roku 1812 skomponować, bagatela, sześć oper. W dodatku, a może inaczej: było to możliwe, ponieważ Rossini pisał jednocześnie utwory komiczne i tragiczne, niby całkiem wykluczające się, ale może to był jakiś wentyl bezpieczeństwa, żeby wszystko kompletnie się nie pomieszało. Dlatego w roku następnym, 1813, powstają dwa arcydzieła: heroiczny Tankred i komiczna Włoszka w Algierii. Od tego czasu systematycznie będzie komponował dwie,  trzy opery rocznie. W wieku lat 38 będzie ich miał w dorobku 39 i zamilknie na kolejne 39 lat, wiodąc życie pełne dostatku, dobrej kuchni, zaszczytów i sławy. Ożeniwszy się z Isabellą Colbran, najważniejszą jak sam o niej mówił - śpiewaczką epoki, w okresach pogarszającego się stanu zdrowia zdany był na opiekę ponoć najpiękniejszej (wedle świadectwa Balzaka) paryskiej kurtyzany - Olimpii Pelissier. Zażyłość rozwijała się do tego stopnia, że Olimpia wyjechała w 1837 roku za Rossinim do Bolonii. I chociaż nie mogli mieszkać pod jednym dachem, nie były czymś niezwykłym wspólne we trójkę, a czasem i w większym gronie przyjaciół spotkania towarzyskie, koncerty i biesiady. Po śmierci Isabelli w 1845 Rossini i Olimpia pobrali się. 
         Mimo że niemal zaprzestał komponowania, czczony był i uwielbiany zarówno we Włoszech, jak w Paryżu. Był dowcipny, gościnny, ujmujący, choć potrafił zdobyć się na krytyczną ironię, jak wobec śpiewaczki Adeliny Patti, którą po występie (można się domyślać, że niezbyt udanym) zapytał, kto właściwie napisał zaśpiewany kawałek. A trzeba wiedzieć, że biedaczka śpiewała arię Rozyny z jego własnej opery! O pewnym dyrygencie zaś napisał: ... przysłał mi partyturę swojego oratorium i stiltoński ser; ser był doskonały. O Wagnerze twierdził, że ma kilka dobrych momentów, ale okropne kwadranse. 
         Równie dobrze, jak na komponowaniu, znał się, jak wspomniałam,  na kuchni. Kiedy w Paryżu pewien kucharz włoskiego pochodzenia przysłał mu neapolitański makaron, Rossini odesłał mu go z powrotem z obszernym uzasadnieniem, że makaron na pewno nie jest neapolitański, tylko z Genui.
         Rossiniego stać było też na autoironię. Pisząc monumentalną mszę podpisał ją Mała msza uroczysta: rzeczywiście, całkiem "mała", raptem półtorej godziny. Na końcu partytury napisał: Wiesz, że urodziłem się dla opery komicznej, która niesie mało wiedzy, ale dużo emocji. Bądź błogosławiony i przyznaj mi miejsce w raju.
         I ten syty sławy artysta, czerpiący zyski z tego, że jest znany, niemal jak dzisiejsi celebryci, pracowity kpiarz, ironista, ale i sybaryta otaczający się luksusem, napisał dzieło o niezwykłej sile wyrazu, pełne dramaturgii muzycznej i wymagające maestrii śpiewaczej. Jest to Stabat Mater skomponowane na zamówienie pewnego hiszpańskiego dyplomaty z zastrzeżeniem, że nie zostanie opublikowane. W 1832 r. Rossini napisał tylko połowę dzieła i pracę przerwała mu choroba. Brakujące części dopisał na jego prośbę przyjaciel Giovanni Tadolini. Po śmierci Hiszpana manuskrypt został wystawiony na sprzedaż, ale Rossini interweniował, że jako jedyny ma do niego prawa autorskie. Udało mu się odzyskać dzieło i w roku 1842 dokomponował te części, które w pierwszej wersji nie były jego autorstwa. Zawirowania związane z odzyskaniem rękopisu trwały jakiś czas, nie obyło się bez interwencji sądowej, co dodatkowo wzburzyło Rossiniego i każdemu, kto chciał mieć dostęp do partytury, groził sądem. 
         Jedną z dopisanych części jest aria tenora Cuius animam gementem, rzecz o niebywałej ekspresji dla mocnego pięknego głosu. Zarzucano kompozytorowi, że dla tak poważnego tekstu, muzyka jest zbyt skoczna, zbyt rytmiczna, a za mało medytacyjna. Czy ja wiem? Jeśli tenor umie zaśpiewać z odpowiednią maestrią, wywiera wielkie wrażenie i ciarki przechodzą po plecach. 

aria tenorowa:

Cuius animam gementem
contristatam, et dolentem
pertransivit gladium.

O quam tristis et afflicta
fuit illa benedicta,
Mater Unigeniti.

Quae moerebat et dolebat,
et tremebat, dum videbat,
Nati poenas incliti
.................................

(poniżej pierwsze polskie tłumaczenie Seweryny Duchińskiej)

Której duszę tak strapioną
I w żalu nieutuloną
Miecz, ach, srogi miecz przenikał.

O jak bardzo zasmucona
Była ta Błogosławiona
Matka Jednorodzonego.

O jak drżała i cierpiała
Czuła Matka gdy widziała
Mękę Boga - Syna swego.

(tekst oryginalny Jacopone di Todi różni się w przedostatnim wersie ostatniej tu zacytowanej zwrotki: w miejsce "et tremebat" jest "pia Mater", Duchińska tłumaczy z oryginału, u Rossiniego zaś jest "i zadrżała, gdy ujrzała/ Syna swego mękę")

Tak to się śpiewa:


 

18 komentarzy:

  1. może trzeba tyle przeżyć lat, doświadczyć sławy i pustki, by umieć usłyszeć i napisać muzykę zbolałego serca.
    Opowiadasz bardzo zajmująco:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ szybka jesteś! :-)
      Jak się ma ciekawy życiorys i ciekawe źródła, to można zaszaleć ;-)

      Usuń
  2. Czyli prawa autorskie to nie jest wymysł XX wieku. Wiedziałam. Ps. Kazik z Kultu wielokrotnie groził sądem Kwartetowi Proforma za wykorzystywanie tekstów jego ojca. Skończyło się tym, że nagrali razem płytę, więc różne przypadki chodzą po ludziach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No chyba nie, jak widać, na szczęście tutaj też utwór wszedł do użytku powszechnego :-)

      Usuń
  3. Tylko się melduję.
    Jak wrócę do zycia to się odezwę.
    Ale nie wiem czy coś mądrego dam radę napisać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spocznij! :-) Jak wysłuchasz, to pogadamy ;-)

      Usuń
    2. Czytać o Rossinim i słuchać Pavarotiego w poniedziałek o piątej rano to tylko Stokrotka może. I to dzięki Notarii.

      I znowu jakichś wyjątkowo zdolnych chłopaków "wynalazłaś".
      :-)

      Usuń
    3. To już, rozumiem, wyspałaś się po powrocie z podróżowania :-)

      Usuń
  4. Najbardziej podoba mi się zdanie: Tak to się śpiewa.:))Próbuję i nic:))na yuotube szukałam innych wykonań))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co, nie mam racji? Nie rozumiem, nie możesz otworzyć załącznika czy co? Mnie się jakoś inne wykonania nie za bardzo podobają, może za mało ich słuchałam.

      Usuń
    2. otworzyłam, wysłuchałam i ...Tak to się śpiewa, a mogę tylko słuchać:))

      Usuń
    3. No, ja też tylko słucham :-)Po cichutku, żeby nie przeszkadzać.

      Usuń
  5. Dzięki. Powinnaś za te wspaniałe pogadanki jakieś opłaty pobierać. Od czasu tzw. "filharmonii" w szkole, moja erudycja muzyczna zatrzymała się w rozwoju. Dzięki Tobie zaczyna znowu raczkować.

    OdpowiedzUsuń
  6. taniocha:))Swoją drogą, niegłupi to pomysł, by zebrać wszystko pod ogólnym tytułem Notaria wprowadza w świat muzyki:))i wydać. Pozdrawiam, bardzo:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się, na moje szczęście, bo jak w książce linki do muzyki zamieścić, żeby za jednym kliknięciem się otwierały :-D

      Usuń
  7. Uwielbiam Twoje opowieści o muzyce... Swoją drogą ciekawe, że miał takie "płodne" lata, a potem przestał nagle zupełnie. Wena się skończyła? A może zarobił tyle, że już nie musiał pracować? Czy była to pasja czy środek do celu? Takie pytania mnie się w głowie rodzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-) Odpowiedzi na to nie ma jednej. Wena chyba by się znalazła, tylko postanowił odpoczywać po latach intensywnej pracy. I faktycznie, zarobił tyle, że do końca mógł żyć na wysokim poziomie, dostatek rozleniwia, jak widać ;-)

      Usuń