Nie przeczytałam wszystkich powieści, a porwałam się na rzecz najbardziej intymną - Dzienniki. Dzień po dniu, krok po kroku przedzieram się przez zapiski. Ostatnie osiem lat życia i twórczych niepokojów. Prawie 500 stron pisanych coraz bardziej słabnącą ręką, a w ostatnich latach pewnie przez powiększające szkło, jak obrazuje jedno z zamieszczonych zdjęć.
Pisarz, który tworzył najbardziej skomplikowane powieści XX wieku, w codziennych zapiskach notuje ile stron napisał, ile podarł, ile wyrzucił, a ile wkleił na powrót. W roku 1980, po kilkuletniej przerwie, pracował nad Sekretem trzeciego Izajasza. Kolejne zapiski informują, że praca posunęła się a to o 20 stron, to znów o 40, a w dniach szczególnej erupcji mocy twórczych aż o 50 czy 60 stron. Między tymi zaś sukcesami pojawiają się uwagi: Napisałem nawet w i ę c e j j e s z c z e aniżeli wczoraj, bo oto około 60 a ż s t r o n, bynajmniej jednak mnie to nie cieszy, a co najmniej już s t a n o w c z o n i e p o w i n i e n e m s i ę c i e s z y ć, bo oto b a r d z o ciągnie mnie d o d a r c i a tego, co napisałem - w ogóle, a w szczególności tego, c o d z i s i a j - jest zaś to objaw znużenia "wielkiego"... Kilkakrotnie rzeczywiście do darcia dochodzi, co autor skrupulatnie odnotowuje.
Zapiskom liczbowym towarzyszą refleksje o komplikacjach w przebiegu akcji, udziwnianiu składni i języka, pączkujących dygresjach i wątkach pobocznych, a wszystko to tak, jakby powieść panowała nad Pisarzem, a nie odwrotnie. Rozczulające są pełne bezradności wyznania: ... jestem coraz to bardziej bezradny w stosunku do oddalania się "treści" od sprawy i pobytu Tajona w Rzymie... albo: ... dalej jeszcze "spoistości" treści Sekretu zagrażają - poza dziwactwami - odskoki i dygresje.... W godzinie niesamowitej szczerości Autor zdumiewa się, ba, zżyma na własny język, jakby go widział po raz pierwszy z perspektywy przeciętnego czytelnika (?): Czytałem dzisiaj domniemaną drugą część Sekretu aż do str. 2413 włącznie. (...) Jak mi się ten tekst udał? Pomysły chyba naprawdę interesujące. Ujęcie ich w dialogach chyba także, ale s p o s ó b b u d o w a n i a z d a ń jest taki... taki.. O tym mówi się chyba "pedestrian", a równocześnie (właśnie równocześnie - to rzecz zdumiewająca!) - dziwaczny, niezdrowo dziwaczny! Czy mam rację??
Kilkakrotne ustalane terminy zakończenia pracy nad powieścią wciąż są przesuwane, odsuwane, a praca nabiera tempa wręcz jak podczas sportowego wyścigu. Ulegam złudzeniu, że Pisarz zmaga się z czasem i ograniczeniami. Czytam zastanawiając się z rosnącym niepokojem: zdąży czy nie zdąży? Śledzenie zapisków staje się coraz bardziej emocjonujące: Napisałem 30 stron. A jakie to jest? Takie, na jakie mnie stać - szerzej na ten temat pisać nie warto...Będzie, jakie będzie - tak czy owak świadomie zupełnie już nastawiam się na "finiszowanie". Dwa miesiące później: Napisałem około 40 stron. Pisało mi się niby to bez trudu, ale właśnie tylko "niby to": oto i znowuż znalazłem się w obliczu rozmowy ludzi siódmowiecznych o sekrecie trzeciego Izajasza, i choć zdania spod pióra "wyskakują" omalże "lekko", stale czuję, że ż a d n e z n i c h nie wyraża naprawdę tego, co i chcę, i powinienem wyrazić. Powinienem też skończyć jutro całą już pracę pisania Sekretu, ale to chyba jest absolutnie niemożliwe! Dwa dni później lekarz odwiedzający Pisarza w domu stwierdza chroniczny stan nerwowego napięcia.
Pomyślne doprowadzenie powieści do końca, po naniesieniu również poprawek i "cięć" sprawiło i mnie w trakcie czytania ogromną ulgę. Uff! udało się. W nowy rok można wejść z nowymi pomysłami (nowy, niezwykły raczej pomysł: przetłumaczyć (białym wierszem?) na polski rozmowę polskiego posła Haraburdy z bliskim śmierci carem Iwanem Groźnym - z dramatu Aleksego Tołstoja Smiert Ioanna Groznawo...). Tymczasem jednak efekt 10-miesięcznej intensywnej pracy nad powieścią: ... przez blisko tydzień odrzucało mnie od pisania krótkich przecież bardzo tekstów na gratulacyjnych kartkach noworocznych - nareszcie wczoraj zmusiłem się - wypełniłem 35 kartek noworocznych (jeszcze przed 3-4 laty wypełniałem po 50 - a niekiedy i ponad 70 - dzień po dniu w toku świąt Bożego Narodzenia) i napisałem (też z wielkim trudem, przymuszając się do tego) dwa listy "urzędowe"(...) i z tego, że to mi się jednak udało cieszyłem się jak gdyby to był nie byle jaki wyczyn! A dzisiaj już nie miałem sił do pisania ani listów, ani krótkich kilkuwyrazowych tekstów gratulacyjnych!
Równolegle z notowaniem kolejnych stron powstającej powieści poznajemy listę bieżących lektur Pisarza, który co rusz zakupuje nowe książki, dostaje je w prezencie od wydawnictw, sprowadza z zagranicy. W tym samym czasie robi korektę poprzedniej powieści, którą wydawnictwo przygotowuje do druku. Prowadzi korespondencję, chodzi na uroczystości prywatne, bierze udział w kiermaszach wydawniczych, gdzie podpisuje swoje dzieła czytelnikom, spotyka się ze znajomymi, przyjmuje gości i
... nieoczekiwane telefony!
16 VII ... a najgorszy to już był telefon Mariana Piechala: że niby to pewne kręgi szykują "zamach" na mnie w postaci nacisku, ażebym objął - opróżnione przez śmierć Iwaszkiewicza - stanowisko prezesa ZLP. Powiedziałem: MOWY NIE MA!
Czytam właśnie rzecz taką:
Teodor Parnicki: Dzienniki z lat osiemdziesiątych. Wydawnictwo Literackie. 2008.
Hospody, jak ja Go rozumiem...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Prawda, jak dobrze znaleźć takie powinowactwo i poczuć ulgę, że nie jesteśmy sami w zmaganiach ze słowem :-)
UsuńToutes proportions gardées, ma się rozumieć...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Istota rzeczy ta sama, to najważniejsza prawda z tych zapisków się wyłaniająca :-)
UsuńJestem pełen podziwu dla Twojej umiejętności wybrania interesujących cytatów spośród setek wzmianek o ilości napisanych stron oraz ilości i rodzaju wypitego alkoholu.
OdpowiedzUsuńLektura "Dzienników" jest specyficzna. Moim zdaniem głównie dla osób chcących poznać pracę pisarza "od kuchni" i miłośników jego prozy.
Mnie serce bolało, gdy czytałem o niezrealizowanych planach Parnickiego...
pozdrawiam
Rbit
PS.
Kiedyś zrobiłem sobie listę książek, które Parnickiemu się podobały i o których wspomina w Dziennikach. Można zerknąć :)
http://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=535919
Super sprawa, bo ja właśnie zamierzałam też taki spis zrobić, wypisując kolejno książki, które czytał i notował: "Podobało mi się" :-)
UsuńNo i prawda, lektura "Dzienników" boli. A lista trunków również byłaby spora :-)
wcale się nie dziwię pasji darcia, ma bowiem wielorakie znaczenie, także terapeutyczne:)), a tworzenie jest, jak przypomniał mi Henryk Bereza w "Sztuce czytania", eliminacją:))
OdpowiedzUsuńEliminacja przybierała ostatecznie formę "cięć" wprowadzanych przed przepisywaniem na maszynie. Darcie jest jednak bolesne, jak "mordowanie" - tu i tu "r" w środku, chyba nieprzypadkowo ;-)
Usuńdokładnie jest tam tak: Szyller: Myślę, że ja komponuję także trochę przez eliminację. To znaczy komponowanie eliminuje z mego życia wszystkie inne sprawy...:))Albo tak:
OdpowiedzUsuńEliminacja jest koniecznością w sztuce, jest aktem samoobrony w życiu- (to bardzo ładnie brzmi:))
Taką eliminację to ja rozumiem i popieram!... Zwłaszcza tę ostatnią - w samoobronie ;-)
UsuńO masz - to ja się tu w takie na najwyższym poziomie dyskusje zaplątałam. I co ja mam napisać? Ja szara myszka?
OdpowiedzUsuńAle Dzienniki Parnickiego muszą być pewnie wybitne skoro tak bardzo je przeżyłaś i tak wspaniale o nich napisałaś.
Serdeczności :-)
To raczej dokument pracy wybitnego pisarza. Tak to czytam, wciąż czytam. Ale, jak wyżej napisał Rbit, to czytanie boli, a śledząc kolejne zapiski o pisaniu po 100 stron dziennie tracę oddech ;-)
UsuńHej, ale Parnicki pisał odręcznie i to ze względu na wadę wzroku, dość dużymi literami. Tak więc te 100 stron dziennie rękopisu to zapewne kilkanaście stron maszynopisu. Nie pamiętam teraz dobrze, ale zdaje się, że w "Dziennikach" Parnicki raz, czy dwa wspomniał o "przeliczniku" liczby stron rękopiśmiennych na maszynopis.
UsuńRbit
Wiem, wiem, oczywiście, że ręcznie i to dużymi literami, w dodatku często są to strony pokreślone, ale nawet przekreślone musiał wcześniej zapisać, dlatego u niego powieść w rękopisie liczy ponad 5 tysięcy stron, co nie zmienia faktu, że czas na to poświęcony jest twardy i tu się nic nie da rozciągnąć ani przeliczyć. W zależności od stopnia pokreślenia 10-15 stron rękopisu to jedna strona maszynopisu
UsuńWszystkiego dobrego na te piekne Świeta, a przede wszystkim zdrowia. Poczytam po świetach.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Owocnego i radosnego świętowania z najbliższymi, Tereso :-)
UsuńPodobno dobrze tak jest pisać o samym sobie do samego siebie, to też jeden ze sposobów terapeutycznych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Notario. :) .
Parnicki na początku przynajmniej opisywał postęp swojej pracy literackiej. Bardzo możliwie, że zasugerował mu to psychiatra, który go leczył z depresji.
Usuń