Siedzę i ryczę. Nie mogę dalej czytać, to ponad moje siły. Zalałam książkę i klawiaturę. Jeśli rok 1983 tak mnie przygnębił, co będzie dalej? Przecież wiem, jak się kończą zapiski. Zajrzałam na ostatnią stronę: 5 XII 1988 o godz. 12:30 Teodor zmarł nagle w swoim fotelu. E.P. - ostatnia notka w Dziennikach.
A dziś czytałam, że po naświetlaniu kobaltem z powodu raka gardła zaczęły mu łamać się i wypadać zęby jeden po drugim, pojawiła się krew w moczu, męczyły go silne bóle głowy od nerwu trójdzielnego, z powodu jaskry niemal nic nie widzi na prawe oko, a i drugie nie jest sprawne, wiec nawet telewizji nie może oglądać, od czytania bolą go oczy i kilka jeszcze innych dolegliwości co rusz się pojawia. Dziesiątki wizyt u lekarzy, dzień po dniu, po ubiegłorocznych naświetlaniach teraz kolej na zastrzyki, nowe protezy, które uwierają dziąsła, konsultacje u okulistów, zaburzenia równowagi, problemy jelitowe też jako skutek leczenia raka, wątroba, szumy w uszach... i spadek wagi: 48 kg. A mimo to, choć rejestruje niemal każdy ubytek sił: Właściwie nie ma co zapisywać, poza pogarszającym się niedwuznacznie stanem zdrowia. Ale o tym przecież ni e m a s e n s u s t a l e pisać. Bo najgorszy ten paraliż mocy twórczych: Próbowałem pisać powieść, lecz, niestety, z tym tylko rezultatem, żem p o d a r ł strony i w tym dniu napisane, i w kilku dniach poprzednich.
Zamiast kontynuacji Darów z Kordoby, zaczętej i zarzuconej, zamiast doprowadzenia do końca Opowieści o trzech Metysach przerwanej mniej więcej w połowie, zamiast próby napisania ciągu dalszego Sekretu trzeciego Izajasza, kolejne dni przynoszą wiadomości o uśpieniu najstarszego kota Cziko, nagłej chorobie i śmierci drugiego kota, rudego, ulubieńca p. Eleonory, zniknięciu i na szczęście odnalezieniu się trzeciego kota, czarnego, wzbogaceniu domowego zwierzyńca o psa Paco, niemożności pisania z powodu braku atramentu (!): Kupiliśmy w PEWEXie za bony dolarowe atrament (był tylko zielony) - gdybyśmy nie mieli tych bonów, nie miałbym czym pisać (!), chyba iż "żebrałbym" w PAX-ie albo w M-wie Kultury i Sztuki!!!
I codziennie, niemal codziennie nowe lektury, jednak, mimo pogarszającego się wzroku nowe książki, rozprawy, artykuły, czasopisma. Ogromna siła woli czy przyzwyczajenie? Wewnętrzna potrzeba czy upór? Chęć przezwyciężenia postępującej ułomności czy lęk przed utratą kontaktu ze słowem? Czytam książkę Konwickiego Wschody i zachody księżyca. Drobny druk sprawia duże kłopoty obecnemu stanowi mego wzroku, a więc muszę używać szkła powiększającego, co jest bardzo męczące, ale uparłem się i jakoś sobie poradzę. Czasami jednak już sam upór nie wystarczał: Zdołałem napisać krótki list do pani dr Botstein (New York), ale adresu na kopercie już napisać nie mogę bez tego, aby Ela mi ten adres podyktowała, odczytując go z koperty, której ja sam już odczytać nie mogę.
I notatka z 27 XII 1983 roku: Jestem naprawdę zrozpaczony! Napisałem nawet dość dużo, ale nie jestem w stanie przeczytać tego, co napisałem, a zdarza mi się znów, że piszę na odwrocie strony, uprzednio zapisanej już, i jak bym miał temu zaradzić?
.... ryczę od dwóch godzin i dalej czytać nie mogę. Poszła już cała paczka chusteczek. To będzie strasznie trudne dla mnie, czytać dalej... Przecież teraz nawet do tych ostatnich powieści nie będę mogła zajrzeć, bo za każdym razem będzie mi się przypominało i znowu potop... No i co pan narobił, panie P?...
Rozkleił Cię całkowicie pan P....
OdpowiedzUsuńMinie trochę czasu zanim się pozbierasz...
Serdeczności.
P.S. Ja też trochę płaczę, ale nad inną lekturą.
Tylko ile?...
UsuńŁzy też się kiedyś kończą...
Usuńnie płacz.wciąż opowiada.
OdpowiedzUsuńNie mogę przestać... Skończyłam rok 1984
UsuńStraszna tragedia dla pisarza, który wciąż ma cos do powiedzenia, do napisania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Notario. :) .
No właśnie, straszna...
Usuń