niedziela, 6 grudnia 2015

Mistrzowska lekcja

        Legenda Marii Callas stała się jak dotąd tematem kilkunastu filmów dokumentalnych i fabularnych. Kiedy w 1995 roku Terrence McNally napisał sztukę Master Class, prezentującą osobowość wielkiej śpiewaczki z perspektywy schyłku kariery, już w dwa lata później w jej postać po raz pierwszy wcieliła się Krystyna Janda na scenie Teatru Powszechnego - Maria Callas. Lekcja śpiewu, prapremiera 16 września 1997r. W bieżącym sezonie aktorka powróciła do tej roli w nowej odsłonie  na deskach Och-Teatru - Maria Callas. Master Class, premiera 3 września 2015r.
        Jaka była tamta pierwsza Callas, nie wiem, nie oglądałam. Ta obecna jest kobietą rozdartą między tęsknotą za prawdziwą miłością, której żaden z mężczyzn jej życia nie potrafił jej dać, a ogromną ambicją udowodnienia wszystkim, całemu światu, że jest śpiewaczką najlepszą, La Divina. Całe lata zmagała się z otyłością, z której powodu nawet odrzuciła pierwsza propozycję zaśpiewania partii Cio-cio-san w Madame Butterfly Pucciniego, o muzyczne laury i angaże rywalizowała z Renatą Tebaldi i dużo młodszą Mirellą Freni. Wywoływała skandale wiążąc się z kolejnymi mężczyznami: Eddiem Bagarozym, Giovannim Battistą Meneghinim, Arystotelesem Onasisem. Wykreowała ponad 40 operowych ról w bardzo szerokim repertuarze, od partii ściśle dramatycznych, jak Lady Makbet Verdiego, Medeę Cherubiniego, przez Wagnerowskie Izoldę, Brunhildę i Kundry, po koloraturową Violettę z Traviaty, Łucję Donizzettiego i Mozartowską Konstancję w Uprowadzeniu z seraju. Do legendy przeszła historia jej występu tego samego dnia w dwóch odmiennych partiach wymagających odmiennej techniki śpiewania: wagnerowskiej ciężkiej Brunhildy i koloraturowej Elwiry w Purytanach Belliniego. W recitalowych występach również łączyła różne style i techniki. Niestety, nadmierna eksploatacja i przeżycia osobiste spowodowały problemy z głosem. Musiała nagle drastycznie ograniczyć udział w operach i koncerty,  w końcu zrezygnowała całkiem z kariery scenicznej. W latach 1971-72 prowadziła kursy mistrzowskie dla śpiewaków w Julliard Scholl of Music. Sztuka McNally`ego skupia się na jednym dniu kursów, podczas którego Diva pracuje z trojgiem śpiewaków, przy czym arie przez nich wykonywane stają się katalizatorem wspomnień i emocjonalnych powrotów do dramatycznych etapów kariery śpiewaczki.
        W spektaklu Andrzeja Domalika wykorzystano autentyczne nagrania Marii Callas: Ah, non credea mirarti z opery Lunatyczka Belliniego, Vieni! t`affretta z Lady Macbeth Verdiego. Uczennice Callas ćwiczą pod jej kierunkiem, słabo im to wychodzi, ale w końcu naprowadzane sugestiami podejmują właściwy ton i dramatyczną ekspresję. Po kilku taktach ich głos zostaje wyciszony, na scenie gasną wszystkie światła, arię podejmuje sama Maria Callas z nagrania, natomiast w punktowym ostrym świetle stoi ona sama - Krystyna Janda i w przejmującym monologu-dialogu z mężczyznami swojego życia, Onasisem i Battistą Meneghinim, jeszcze raz przeżywa tamte tryumfy i życiowe dramaty. Monolog Jandy-Callas towarzyszy arii, zapowiada kolejne wysokie tony, uzupełnia historię granej postaci o życiowe perypetie śpiewaczki, które albo ją uskrzydlały, albo wbrew nim prowadziły do postawienia wszystkiego na jedną kartę. Kiedy Maria Callas usiłuje naprowadzić uczennicą na właściwą interpretację partii Lady Makbet, zadaje pytanie, czy jest ktoś, albo coś, dla kogo mogłaby zabić. Śpiewaczka oczywiście wstrząśnięta twierdzi, że nie. Wtedy Callas z całą szczerością osoby doświadczonej bezceremonialnie stwierdza: I dlatego nie zaśpiewasz tego dobrze. Z monologu w następujących na scenie ciemnościach na tle arii Vieni! t`affretta  dowiadujemy się, że Onasis zażądał od Callas usunięcia ciąży, chociaż ona chciała mieć z nim dziecko. Zrobiłam to! - krzyczy mu w twarz. Sukces na scenie, wielki aplauz, uwielbienie słuchaczy na całym świecie komentuje z mocą kilkakrotnie powtórzonym wykrzyknikiem: Mój tryumf! I moja zemsta! Tak jakby droga do mistrzostwa mogła być okupiona tylko osobistym doświadczeniem. Dlatego, kiedy przybywa do niej po naukę Anthony Candolino chcąc śpiewać Recondita armonia z Toski Verdiego, Callas zadaje mu niby szkolne pytania: Gdzie jesteś? W jakim kościele? Co malujesz? Gdy kandydat do partii Cavaradossiego odpowiada, że nie wie, diva nie chce z nim nawet rozmawiać: I ty chcesz śpiewać?!  - oburza się zdegustowana. 
        Maria Callas Krystyny Jandy jest kobietą całkowicie poświęconą sztuce, operze, a w niej - muzyce i kompozytorowi. Idź za muzyką - powtarza swoim uczniom - poddaj się jej. Albo irytuje się: Nie słuchasz! Jak wynika ze świadectw ludzi, którzy ją znali i tak też przedstawił McNally, Maria Callas największą wagę przywiązywała do prawdy uczuciowej, która musiała wynikać z dokładnej analizy tekstu opery, libretta i oczywiście partytury, czyli warstwy muzycznej. Od uczniów żądała znajomości jednego i drugiego, prawdopodobieństwa scenicznego gestu, całkowitego poddania się muzycznej frazie. Do kandydatki na Lady Makbet ma pretensje, że nawet wejść na scenę nie potrafi jak bohaterka, a wejście jest najważniejsze. Weszłaś jakbyś w ogóle nie weszła. Bierze list i sama pokazuje, jak należy to zrobić, następnie wygłasza początek monologu Lady Makbet przyciskając list do piersi. Na uwagę zdziwionej uczennicy, że przecież pani ani razu nie spojrzała na list, Callas zirytowana wyjaśnia: Bo ona się go nauczyła na pamięć!
        Obok autentycznych nagrań Callas na uwagę zasługuje fakt, że w spektaklu biorą udział zawodowi śpiewacy operowi. Jakże mogłoby być inaczej, skoro trzeba naprawdę śpiewać, a ostatecznie nawet niefortunny początek Anthony`ego Candolino kończy się sukcesem, gdy diva ocenia jego wykonanie pełnym zachwytu przymiotnikami. Rafał Bartmiński w tej roli zaprezentował swój kunszt wokalny i aktorstwo pierwszej klasy, za co otrzymał aplauz widowni. Podobnie dwie śpiewaczki: Jolanta Wagner jako Sharon Graham (Lady Makbet) i Agnieszka Adamczak jako Sophie De Palma (Amina, bohaterka z Lunatyczki Belliniego). Niekwestionowaną gwiazdą jest oczywiście sama Krystyna Janda, która wiele celnych uwag o sztuce, aktorstwie, podejściu do artystycznej pracy, do słowa, do sceny wreszcie,  wypowiadanych niejako w imieniu Marii Callas mogłaby z powodzeniem uznać za własne. I może dlatego właśnie po osiemnastu latach gra boską śpiewaczkę po raz drugi? Bo kiedy padają słowa o dyscyplinie, o artyście zawładniętym przez Sztukę, o zmaganiu się artysty z widzem, to jest to prawda zarówno o operze, jak każdym innym spektaklu, teatrze. Dlatego nie jestem tak całkiem pewna, czy - kiedy Janda wchodzi jako Callas na scenę i zrywają się spontanicznie oklaski widowni - pierwsze  słowa padające ze sceny: Tylko bez oklasków proszę, jesteście państwo w klasie, a nie w teatrze - to tekst tylko wyuczony do roli, czy też są to słowa Jandy jako Jandy ;-)
        
         
Terrence McNally - Maria Callas. Master Class
Och-Teatr - reż.  Andrzej Domalik
Maria Callas - Krystyna Janda
Sophie de Palma - Agnieszka Adamczak
Sharon Graham - Jolanta Wagner
Anthony Candolino - Rafał Bartmiński
Emmanuel Weinstock - Mateusz Dębski
Pracownik techniczny - Michał Zieliński

 Oglądałam 28 listopada 2015 r.

20 komentarzy:

  1. Przede wszystkim raz jeszcze bardzo Ci dziekuję. Dzieki Tobie nie musiałam oglądać sztuki zza słupa, tylko mogłam wygodnie siedzieć i ją chłonąć całą sobą.
    Też nie widziałam poprzedniego wcielenia z września 1997 roku. Ale może to lepiej, bo Krystyna Janda jest wprawdzie bardzo dobrą aktorką, ale stosuje w swojej interpretacji prawie zawsze tę samą manierę.
    Tymczasem - wydaje mi się - że w tym przedstawieniu udało się aktorce tę swoją manierę prawie całkowicie zlikwidować. W każdym razie nie była ona widoczna.
    Spektakl był z rodzaju wybitnych.
    Niewątpliwie najlepsze były te sceny w ciemności i z głosem oryginalnym Marii Callas w tle. Z pewnością najbardziej przemawiały do wszystkich. Wykrzyczane prawie na jednej nucie żale i rozpacz wspaniałej śpiewaczki spowodowały pewnie nie tylko na mojej skórze ciarki...
    W bardzo sugestywny sposób Krystyna Janda odmalowała te smutne,a nawet tragiczne obrazy z życia najsłynniejszej i najlepszej śpiewaczki operowej.
    Bo faktycznie miała ona dwa życia - jedno to wspaniałe uzdolnionej niesamowicie osoby i drugie - kobiety, która nie miała szczęścia w miłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łomatko, musisz tak wcześnie wstawać?! Ja się dopiero budzę ;-) Dziękuję za wielki komentarz, czekałam, że może też coś napiszesz. Miałam trzy podejścia, nie mogłam ogarnąć i zebrać się w sobie, nie miałam pomysłu... Oczywista oczywistość, że skoro miałam wolny bilet, pomyślałam o Tobie :-)

      Usuń
    2. Nie muszę:-)))
      To budzenie się nie zależy ode mnie, tylko od nie wiadomo czego. Ale potem jeszcze idę spać.
      Nie pisałam, bo wiedziałam, że Ty to zrobisz najlepiej!!!

      Usuń
    3. Przypomniało mi się jak w przerwie rozmawiałyśmy o Marii Callas. I dziwiłyśmy się że kobieta wybitna, piękna, sławna, bogata straciła głowę dla kogos takiego jak Onasis -Starszy od niej o 17 lat, bezwzględny prymityw. Musiała go rzeczywiście kochać bo przecież nie dla pieniędzy i nie dla sławy to zrobiła, bo to wszystko miała.
      Dziwny jest ten świat, dziwni ci artyści.

      Usuń
    4. Takich dziwnych rzeczy jest więcej, pewnie nie ma prostego wyjaśnienia.

      Usuń
    5. Widziałam przedstawienie w Teatrze Powszechnym w 1998 roku, na nową inscenizację w Teatrze Polonia nie wybieram się, gdyż stosowana przez Krystynę Jandę maniera jest obecnie dla mnie nużąca, a nawet chwilami irytująca. Ową manierę aktorka zawsze stosowała w swojej interpretacji, ale w przeszłości nie była ona tak intensywna jak dziś.
      Jola

      Usuń
    6. W Polonii? Ja byłam w Och-Teatrze, tam grają, ale może przeniosą do Polonii. Maniera maniera, ale reżyseria inna. Nigdy nie jest tak samo.

      Usuń
    7. Przepraszam, pomyliłam Teatr Polonia z Och-Teatrem.
      Jola

      Usuń
  2. nie, to po prostu tortury, tak się cieszyć i komplementować:)) Zazdroszczę, jak nic:)) Tylko kilka okruchów, żadnych zdjęć, żadnej muzyki?!
    Teraz poważnie, Pisałaś, Notario, o van Goghu, teraz o Callas, Jandzie. zjadacze chleba mogą tylko przypuszczać, jakich wyborów dokonują wielcy lub inaczej, jak sztuka dokonuje wyborów, powołując swoich wyznawców:))
    Pozdrawiam Was obie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, przepraszam, jeśli jestem powodem Twoich tortur... chociaż nie, nie przepraszam, bo nic na to nie poradzę ;-) Rozumiem, że i Ty należysz do kółka "wyznawców", czyż nie?
      PS Miałam jeszcze jeden wolny bilet. Dlaczego Cię nie było?...

      Usuń
    2. o,nie, parnas nie dla wszystkich. tylko spoglądam w górę, mrużąc oczy, natężając słuch:))

      Usuń
    3. Ależ kto, jak nie Ty?!...

      Usuń
  3. Odpowiada mi taki układ. Przyjeżdżasz do Warszawy, idziesz, testujesz, opisujesz a ja podejmuję decyzję co do własnych wyjść. Tego mi się akurat zachciało. Lubię baby z jajami a i Callas miała jaja i Janda ma. Tak sądzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie w porządku! Ty jesteś na miejscu, masz bliżej.

      Usuń
    2. Ja nie twierdzę, że to w porządku, tylko, że to mi odpowiada :P

      Usuń
    3. Też chciałabym, żeby ktoś ułatwiał mi dokonywanie wyborów...

      Usuń
  4. Te Twoje recenzje to coś więcej niż zawodowstwo. To jeszcze pasja. Na Callas, i Jandę w tej roli, raczej nie pójde. Ale może o Callas poczytam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Ewo, to miłe, co napisałaś, ale ja nie jestem zawodową recenzentką w żadnej dziedzinie. Mam nadzieję, że nie pójdziesz nie dlatego, że Cię zniechęciłam ;-)

      Usuń
  5. Zaczytałam się. Chciałoby się zobaczyć ten spektakl. Może kiedyś pokażą w TV, jak "Boską"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli w palnie było lub będzie nagrywanie, to można na to liczyć :-)

      Usuń