niedziela, 20 grudnia 2015

Ten, który pisał i darł to, co napisał

          Nie przeczytałam wszystkich powieści, a porwałam się na rzecz najbardziej intymną - Dzienniki. Dzień po dniu, krok po kroku przedzieram się przez zapiski. Ostatnie osiem lat życia i twórczych niepokojów. Prawie 500 stron pisanych coraz bardziej słabnącą ręką, a w ostatnich latach pewnie przez powiększające szkło, jak obrazuje jedno z zamieszczonych zdjęć. 
          Pisarz, który tworzył najbardziej skomplikowane powieści XX wieku, w codziennych zapiskach notuje ile stron napisał, ile podarł, ile wyrzucił, a ile wkleił na powrót. W roku 1980, po kilkuletniej przerwie, pracował nad Sekretem trzeciego Izajasza. Kolejne zapiski informują, że praca posunęła się a to o 20 stron, to znów o 40, a w dniach szczególnej erupcji mocy twórczych aż o 50 czy 60 stron. Między tymi zaś sukcesami pojawiają się uwagi: Napisałem nawet w i ę c e j  j e s z c z e  aniżeli wczoraj, bo oto około 60  a ż  s t r o n,  bynajmniej jednak mnie to nie cieszy, a co najmniej już s  t a n o w c z o  n i e  p o w i n i e n e m  s i ę  c i e s z y ć,  bo oto b a r d z o  ciągnie mnie  d o  d a r c i a  tego, co napisałem - w ogóle, a w szczególności tego,  c o  d z i s i a j  - jest zaś to objaw znużenia "wielkiego"... Kilkakrotnie rzeczywiście do darcia dochodzi, co autor skrupulatnie odnotowuje. 
          Zapiskom liczbowym towarzyszą refleksje o komplikacjach w przebiegu akcji, udziwnianiu składni i języka, pączkujących dygresjach i wątkach pobocznych, a wszystko to tak, jakby powieść panowała nad Pisarzem, a nie odwrotnie. Rozczulające są pełne bezradności wyznania: ... jestem coraz to bardziej bezradny  w stosunku do oddalania się  "treści" od sprawy i pobytu Tajona w Rzymie... albo: ... dalej jeszcze  "spoistości" treści Sekretu zagrażają  - poza dziwactwami - odskoki i dygresje.... W godzinie niesamowitej szczerości Autor zdumiewa się, ba, zżyma na własny język, jakby go widział po raz pierwszy z perspektywy przeciętnego czytelnika (?): Czytałem dzisiaj domniemaną  drugą część Sekretu aż do str. 2413 włącznie. (...) Jak mi się ten tekst udał? Pomysły chyba naprawdę interesujące. Ujęcie ich w dialogach chyba także, ale  s p o s ó b  b u d o w a n i a  z d a ń  jest taki... taki.. O tym mówi się chyba "pedestrian", a równocześnie (właśnie równocześnie - to rzecz zdumiewająca!) - dziwaczny, niezdrowo dziwaczny! Czy mam rację??
           Kilkakrotne ustalane terminy zakończenia pracy nad powieścią wciąż są przesuwane, odsuwane, a praca nabiera tempa wręcz jak podczas sportowego wyścigu. Ulegam złudzeniu, że Pisarz zmaga się z czasem i ograniczeniami. Czytam zastanawiając się z rosnącym niepokojem: zdąży czy nie zdąży? Śledzenie zapisków staje się coraz bardziej emocjonujące: Napisałem 30 stron. A jakie to jest? Takie, na jakie mnie stać - szerzej na ten temat pisać nie warto...Będzie, jakie będzie - tak czy owak świadomie zupełnie już nastawiam się na "finiszowanie". Dwa miesiące później: Napisałem około 40 stron. Pisało mi się niby to bez trudu, ale właśnie tylko "niby to": oto i znowuż znalazłem się w obliczu rozmowy ludzi siódmowiecznych  o sekrecie trzeciego Izajasza, i choć zdania spod pióra "wyskakują" omalże "lekko", stale czuję, że  ż a d n e  z  n i c h  nie wyraża naprawdę tego, co i chcę, i powinienem wyrazić. Powinienem też skończyć  jutro całą już pracę pisania Sekretu, ale to chyba jest absolutnie niemożliwe! Dwa dni później lekarz odwiedzający Pisarza w domu stwierdza chroniczny stan nerwowego napięcia. 
           Pomyślne doprowadzenie powieści do końca, po naniesieniu również poprawek i "cięć" sprawiło i mnie w trakcie czytania ogromną ulgę. Uff! udało się. W nowy rok można wejść z nowymi pomysłami (nowy, niezwykły raczej pomysł: przetłumaczyć (białym wierszem?) na polski rozmowę polskiego posła Haraburdy z bliskim śmierci carem Iwanem Groźnym - z  dramatu Aleksego Tołstoja Smiert Ioanna Groznawo...). Tymczasem jednak efekt 10-miesięcznej intensywnej pracy nad powieścią: ... przez blisko tydzień odrzucało mnie od pisania krótkich przecież bardzo tekstów na gratulacyjnych kartkach noworocznych - nareszcie wczoraj zmusiłem się - wypełniłem 35 kartek noworocznych (jeszcze przed 3-4 laty wypełniałem po 50 - a niekiedy i ponad 70 - dzień po dniu w toku świąt Bożego Narodzenia) i napisałem (też z wielkim trudem, przymuszając się do tego) dwa listy "urzędowe"(...) i z tego, że to mi się jednak udało cieszyłem się jak gdyby to był nie byle jaki wyczyn! A dzisiaj już nie miałem sił do pisania ani listów, ani krótkich kilkuwyrazowych tekstów gratulacyjnych!
        Równolegle z notowaniem kolejnych stron powstającej powieści poznajemy listę bieżących  lektur Pisarza, który co rusz zakupuje nowe książki, dostaje je w prezencie od wydawnictw, sprowadza z zagranicy. W tym samym czasie robi korektę poprzedniej powieści, którą wydawnictwo przygotowuje do druku. Prowadzi korespondencję, chodzi na uroczystości prywatne, bierze udział w kiermaszach wydawniczych, gdzie podpisuje swoje dzieła czytelnikom, spotyka się ze znajomymi, przyjmuje gości i 
... nieoczekiwane telefony!
16 VII ... a najgorszy to już był telefon Mariana Piechala: że niby to pewne kręgi szykują "zamach" na mnie w postaci nacisku, ażebym objął - opróżnione przez śmierć Iwaszkiewicza - stanowisko prezesa ZLP. Powiedziałem: MOWY NIE MA!

Czytam właśnie rzecz taką:
Teodor Parnicki: Dzienniki z lat osiemdziesiątych. Wydawnictwo Literackie. 2008.

18 komentarzy:

  1. Hospody, jak ja Go rozumiem...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, jak dobrze znaleźć takie powinowactwo i poczuć ulgę, że nie jesteśmy sami w zmaganiach ze słowem :-)

      Usuń
    2. Toutes proportions gardées, ma się rozumieć...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. Istota rzeczy ta sama, to najważniejsza prawda z tych zapisków się wyłaniająca :-)

      Usuń
  2. Jestem pełen podziwu dla Twojej umiejętności wybrania interesujących cytatów spośród setek wzmianek o ilości napisanych stron oraz ilości i rodzaju wypitego alkoholu.
    Lektura "Dzienników" jest specyficzna. Moim zdaniem głównie dla osób chcących poznać pracę pisarza "od kuchni" i miłośników jego prozy.
    Mnie serce bolało, gdy czytałem o niezrealizowanych planach Parnickiego...

    pozdrawiam
    Rbit

    PS.
    Kiedyś zrobiłem sobie listę książek, które Parnickiemu się podobały i o których wspomina w Dziennikach. Można zerknąć :)
    http://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=535919

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super sprawa, bo ja właśnie zamierzałam też taki spis zrobić, wypisując kolejno książki, które czytał i notował: "Podobało mi się" :-)
      No i prawda, lektura "Dzienników" boli. A lista trunków również byłaby spora :-)

      Usuń
  3. wcale się nie dziwię pasji darcia, ma bowiem wielorakie znaczenie, także terapeutyczne:)), a tworzenie jest, jak przypomniał mi Henryk Bereza w "Sztuce czytania", eliminacją:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eliminacja przybierała ostatecznie formę "cięć" wprowadzanych przed przepisywaniem na maszynie. Darcie jest jednak bolesne, jak "mordowanie" - tu i tu "r" w środku, chyba nieprzypadkowo ;-)

      Usuń
  4. dokładnie jest tam tak: Szyller: Myślę, że ja komponuję także trochę przez eliminację. To znaczy komponowanie eliminuje z mego życia wszystkie inne sprawy...:))Albo tak:
    Eliminacja jest koniecznością w sztuce, jest aktem samoobrony w życiu- (to bardzo ładnie brzmi:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taką eliminację to ja rozumiem i popieram!... Zwłaszcza tę ostatnią - w samoobronie ;-)

      Usuń
  5. O masz - to ja się tu w takie na najwyższym poziomie dyskusje zaplątałam. I co ja mam napisać? Ja szara myszka?
    Ale Dzienniki Parnickiego muszą być pewnie wybitne skoro tak bardzo je przeżyłaś i tak wspaniale o nich napisałaś.
    Serdeczności :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To raczej dokument pracy wybitnego pisarza. Tak to czytam, wciąż czytam. Ale, jak wyżej napisał Rbit, to czytanie boli, a śledząc kolejne zapiski o pisaniu po 100 stron dziennie tracę oddech ;-)

      Usuń
    2. Hej, ale Parnicki pisał odręcznie i to ze względu na wadę wzroku, dość dużymi literami. Tak więc te 100 stron dziennie rękopisu to zapewne kilkanaście stron maszynopisu. Nie pamiętam teraz dobrze, ale zdaje się, że w "Dziennikach" Parnicki raz, czy dwa wspomniał o "przeliczniku" liczby stron rękopiśmiennych na maszynopis.
      Rbit

      Usuń
    3. Wiem, wiem, oczywiście, że ręcznie i to dużymi literami, w dodatku często są to strony pokreślone, ale nawet przekreślone musiał wcześniej zapisać, dlatego u niego powieść w rękopisie liczy ponad 5 tysięcy stron, co nie zmienia faktu, że czas na to poświęcony jest twardy i tu się nic nie da rozciągnąć ani przeliczyć. W zależności od stopnia pokreślenia 10-15 stron rękopisu to jedna strona maszynopisu

      Usuń
  6. Wszystkiego dobrego na te piekne Świeta, a przede wszystkim zdrowia. Poczytam po świetach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Owocnego i radosnego świętowania z najbliższymi, Tereso :-)

      Usuń
  7. Podobno dobrze tak jest pisać o samym sobie do samego siebie, to też jeden ze sposobów terapeutycznych.
    Pozdrawiam Notario. :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parnicki na początku przynajmniej opisywał postęp swojej pracy literackiej. Bardzo możliwie, że zasugerował mu to psychiatra, który go leczył z depresji.

      Usuń