środa, 11 marca 2015

Nie oddychać, kiedy gram!!!

(Nowość na zapiskach macierzystych: Biały kamień z duszą)    

 ( O pobycie Mickiewicza w romantycznym Rzymie na Zapiskach macierzystych)


          Jeśli komuś się wydaje, że czasy największych dziwaków wśród muzyków czy - ogólnie rzecz biorąc artystów - przeminęły dawno temu, to ma rację: wydaje mu się ;-) Na szczęście wciąż zdarzają się oryginały, dzięki którym muzyka nie jest wcale nudna, a udział w koncercie to prawie jak survival. Bo jak bez specjalnego treningu przetrwać występ takiego Keitha Jarretta?
          Keith Jarrett (ur. w 1945 r.) z widzami się nie patyczkuje. Najważniejszy jest on i jego muzyka. O randze jego dokonań w historii muzyki współczesnej najlepiej świadczy popularny dowcip:
Chick Corea, Herbie Hancock i Keith Jarrett spotykają się w niebie. Corea się chwali: "Wiecie, ponoć Bóg powiedział, że jestem najlepszym pianistą na świecie". Na to protestuje  Hancock: "Nie, nie, nie, to o mnie Bóg tak powiedział". Spór spokojnie rozstrzyga Jarrett:" Zapewniam, że o żadnym z  was niczego takiego nie mówiłem".
          Na jego koncertach nie wolno nagrywać, błyskać fleszem, trzaskać migawką aparatu, nie wolno kasłać, kaszleć, kichać, szurać nogami, tym bardziej pozostawić niewyłączonego telefonu, który znienacka zadzwoni. Operatorom kamer nie wolno świecić mu prosto w oczy, nie  wolno latać po sali z kamerą, nie wolno nic - tylko słuchać. Co się stanie, jeśli ktoś złamie zakazy? Ano, różnie to bywało: w najdelikatniejszym razie koncert zostanie po prostu przerwany. Ale bywało i ciekawiej. Pianista i kompozytor potrafił głośno i to nie przebierając w słowach zwrócić uwagę publiczności na niestosowność zachowania,  innym razem zażądał przetłumaczenia włoskim kamerzystom stanowczego nakazu wyłączenia wszystkich kamer i zaprzestania świecenia czerwonym światłem, a kiedyś,  gdy żadne żądania i prośby nie pomagały, a ktoś wciąż robił zdjęcia z publiczności, nakazał wygaszenie wszystkich świateł i występ odbył się w całkowitej ciemności. Słynne są przypisywane mu porady dla melomanów, aby na koncerty brali tabletki od kaszlu, a muzykom sugeruje używanie gazu pieprzowego wobec niezdyscyplinowanych słuchaczy. Te ostatnie nie są autentyczne, choć doskonale oddają charakter muzyka. W Internecie można znaleźć bowiem rzekome profile Jarretta, gdzie fani albo antyfani zamieszczają takie wymyślone kwiatki. Najciekawsze bowiem jest to, że Jarrett nie prowadzi oficjalnej swojej strony internetowej czy profilu na Facebooku czy Twitterze, bo jeszcze jednym z jego dziwactw jest wrogość wobec nowinek technologicznych, technicznie przetworzonego dźwięku i elektrycznych instrumentów. Tylko raz dał się namówić na wykorzystanie elektrycznego fortepianu we współpracy z Milesem Davisem.
        Keith Jarrett naukę gry na fortepianie zaczął w  wieku trzech lat. Przeszedł kolejne stopnie poznawania klasyki od Bacha, Mozarta, Beethovena, a nawet polskiego kompozytora Maurycego Moszkowskiego, po nastoletnie zauroczenie jazzem. Oba te nurty muzyczne obecne są w całej jego twórczości. Z jednej strony wykonuje improwizowane  koncerty solowe, z drugiej zaś nagrywa klasyczne dzieła Bacha, Szostakowicza, Haendla czy współczesnego Arvo Parta.  Sam też komponuje w stylu bardzo klasycznej muzyki.
         Na podziw zasługuje jego multiinstrumentalna biegłość. W studyjnych nagraniach swoich płyt potrafił grać na fortepianie, fletach, saksofonie (który jednak z czasem porzucił), perkusji. Niemal samowystarczalny.  Jak widać, dziwak absolutny, ale jak gra!


21 komentarzy:

  1. A karabinu maszynowego wymierzonego w widownię jeszcze na scenie nie ustawił?
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nie zagwarantuje, że kiedyś tego nie zrobi ;-)

      Usuń
  2. Nagrywanie, błyskanie fleszem, trzaskanie migawką, korzystanie z telefonu komórkowego podczas koncertów jest zabronione nie tylko podczas koncertów Keitha Jarretta lecz w większości filharmonii, sal koncertowych i teatrów operowych. Jeżeli chodzi o odgłosy kaszlu wśród publiczności, to w książce programowej koncertu w Filharmonii Berlińskiej jest wydrukowana informacja, że odgłosy kaszlu rozpraszają muzyków i przeszkadzają słuchaczom w odbiorze muzyki, dlatego osoby kaszlące proszone są o stosowanie np. cukierków p/kaszlowych.
    A tak po cichu, to w 90 % zgadzam się z Keithem Jarretem. Będąca - na szczęście w mniejszości - niezdyscyplinowana publiczność stwarza dyskomfort zarówno dla muzyków jak i pozostałych słuchaczy.
    Jola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że odgłosy kaszlu i inne wydawane przez powiedzmy - urządzenia techniczne - rozpraszają muzyków, ale i słuchaczy, jest tak oczywiste, że mnie się w ogóle w głowie nie mieści, że trzeba to niektórym uświadamiać. Problem nie jest ze stałymi bywalcami operowych i filharmonicznych sal, tylko z takimi przypadkowymi słuchaczami, którzy przychodzą dla szpanu, bo modne, żeby się pokazać, albo dlatego, że zakład pracy fundnął bilety z jakiejś okazji ;-)

      Usuń
  3. Czasy, kiedy zakład pracy fundował bilety do opery lub na inne wydarzenie kulturalne chyba już dawno minęły... Chociaż, przy dzisiejszych cenach biletów hojność pracodawcy w tej materii byłaby mile widziana.
    Jeżeli chodzi iniezdyscyplinowanąpubliczność, to ostatnio obserwuję nowe zjawisko? zwyczaj?: przychodzenie z dziećmi w wieku przedszkolnym na wieczorne spektakle, koncerty. zupełnie dla tych dzieci nieprzeznaczone (np. "Maria Suarda" w TW- ON).

    Jola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawka: Jeżeli chodzi o niezdyscyplinowaną publiczność...
      Jola

      Usuń
    2. Dzieci też, ale ja akurat jeszcze nie miałam z tym nagminnie do czynienia. Natomiast dotacje do biletów z zakładu pracy funkcjonuje jeszcze choćby u mnie, nieraz z tego korzystamy, i byłam świadkiem takiego "spędu", bo panie siedzące koło mnie głośno na ten temat rozmawiały, że przyszły, bo im zakład pracy zafundował, a była to spora grupa i po przerwie większość tej grupy zniknęła, bo jednak nie wytrzymali do końca ;-)

      Usuń
  4. myślę, że nie tylko wśród muzyków oryginalne osobowości nie należą do wyjątków (Cóż za konstrukcja składniowa mi wyszła:). byłam ostatnio na spotkaniu z poetą, który twierdzi, że wiersze najlepiej pisać...bez majtek:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym jeszcze wprowadziła rozróżnienie między autentycznymi oryginałami a pozującymi na oryginałów ;-)

      Usuń
    2. Prawda. Poeta, o którym pisałam jest większym oryginałem niż poetą:)) Ale nie udaje, to niemożliwe tak udawać:))

      Usuń
    3. I tak też może być - nadmiar oryginalności w miejsce talentu ;-) Słowem, oryginał oryginałowi nierówny :-)))

      Usuń
  5. To brzmi dobrze z daleka, ale nie chciałabym z nim pracować. Choć słuchać lubię bardzo i bardzo, nie powiem. Jako i Milesa, z którego też niezły był skądinąd gagatek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, dla nas, po drugiej stronie krążka, wystarczy, że cudownie się tego słucha :-)

      Usuń
  6. Notario już bym chciała być na Jego koncercie. Lubię nie niebezpiecznych dziwaków. Nie odtworzyło mi się. :-( . Dowcip superowy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może uda się później, warto spróbować, bo muzyka piękna. Zanim uda się być na koncercie na żywo :-)

      Usuń
  7. A jednak miarą wielkości człowieka jest również jego kultura osobista. Bycie dziwakiem i trochę chamem nie predystynuje do jakiegoś szczególnego podziwu. Znasz taki dowcip: czym się różni Bóg od chirurga? Bóg nie mówi:"jestem chirurgiem".
    Pasuje jak ulał.
    Można być ekstrawaganckim nie obrażając ludzi. Ale trzeba mieć charyzmę, wtedy ludzie sami wyłączą telefony...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, ja się tylko zastanawiam, po co w ogóle idą, skoro jednak nie wyłączają?? Dla szpanu? Żeby się pokazać?? Bo coś/ktoś jest akurat w modzie?? No bo skoro ktoś aż tak charyzmatyczny nie jest, i nie zamierzam słuchać (!) tylko się gadam, odbieram smsy itp. to po co mam iść?? Do pewnych ludzi język kultury nie dociera, niestety. Jak do tych dwóch Amerykanek, które niedawno wyryły swoje inicjały na Coloseum i zrobiły sobie selfie.

      Usuń
    2. Masz całkowitą rację, głupich nie sieją... Ale dlaczego za jednego idiotę, który nie wyłączy telefonu, karani są wszyscy inni kulturalni, którzy naprawdę przyszli posłuchać muzyki? I przede wszystkim - czy zerwanie jednego koncertu sprawi, że na żaden kolejny nie przyjdzie choć jeden idiota z telefonem?
      Prewencja tu nie działa, zapewniam cię. Jeśli ktoś sam z siebie nie potrafi się zachować, to żaden taki gest go nie wychowa, a tylko inni będą cierpieć za niewinność..
      Rozumiem wkurzenie artysty, ale nie rozumiem odpowiedzialności zbiorowej.

      Usuń
    3. Z punktu widzenia kulturalnego słuchacza, który obrywa niejako rykoszetem, też mi się to nie podoba, ale rozumiem artystę i daję mu czasem prawo nawet do ostrej reakcji. Konkretne wykonanie utworu muzycznego jest aktem jednorazowym, nie do powtórzenia (tym bardziej, jeśli opiera się na improwizacji, jak to jest w przypadku Jarretta), wymaga wielkiego skupienia i jeśli nagle ktoś bezmyślnie wkracza z trzaskającą migawką lub dźwiękiem telefonu to cała koncepcja się wali, skupienie szlag trafia. Można się
      wkurzyć.
      Kiedyś było takie zjawisko - ostracyzm. Myślę, że to byłby najlepszy sposób na "wychowanie" opornych. Jak koncert zostanie przerwany i niestety, wszystkich uderzy to po kieszeni, bo zapłacili za bilety, to będą może ludzie pilnować "zakłócaczy" i natychmiast interweniować we własnym interesie ;-) Bo wszystko moim zdaniem zaczyna się niewinnie, od niereagownaia na dziecko, które kopie w autobusie w siedzenie, na którym ktoś inny przed nim siedzi, na głośne rozmowy i gadanie przez telefon na cały tramwaj, na sikanie pod murami zabytków itp. No i rośnie kolejne pokolenie o umysłach nieskażonych refleksją, że nie są sami na świecie.
      Idealnego rozwiązania nie ma., bo nawet wprowadzenie zakłóceń w odbiorze sygnału komórkowego (już wprowadzono takie w niektórych teatrach i operach w Europie) nie załatwia sprawy, gdy ktoś ma włączony alarm (!), który działa nawet przy wyłączonym telefonie. Dlatego jak czasem ktoś trzaśnie na scenie instrumentem i zejdzie oburzony, to może niektórych zmusi do zastanowienia.

      Usuń
  8. czy ta muzyka- jak fotografia lub obraz - ma wiele planów?
    Mam wrażenie że dźwięki biegną po witrażu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne :-) Wzwyż, wzdłuż i w głąb :-) Zatracić się można :-D

      Usuń