Max Emanuel Cenčić, pochodzący z Zagrzebia, a od szóstego roku życia mieszkający w Wiedniu, jeden z najbardziej rozpoznawalnych dzisiaj kontratenorów. Niedzielny koncert na zakończenie Festiwalu Actus Humanus w Gdańsku skomponowany został w całości z muzyki XVIII-wiecznej Wenecji: Vivaldi, Caldara, Porta, Galuppi, Giacomelli, Gasparini, Brescianello, Albinoni - wenecka plejada od najbardziej znanych, po zapomnianych. Super!
Nie ukrywam, nie ukrywam wcale - miałam w tym programie utwór najbardziej oczekiwany: Sposa, non mi conosci Giacomellego z Merope, opery, której w całości nigdzie znaleźć nie mogę, ale aria jest wspaniała. Tak sobie myślę, że jeśli kiedyś wreszcie zdobędę się na ułożenie prywatnego rankingu najpiękniejszych arii świata (teraz modne są wszelkie rankingi, a co!), wszystko wskazuje na to, że ta właśnie znajdzie się na miejscu pierwszym.
Na początku Cenčić jakoś tak powoli się rozkręcał, Giacomelli był w drugiej części, to już zabrzmiało świetnie. Nie do końca mi jego interpretacja w ucho wpadła, ale... przyzwyczaję się, tylko jeszcze kilka razy muszę posłuchać ;-) W zasadzie do głosu śpiewaka też musiałam się przez pewien czas przyzwyczajać. Nie wczoraj, tylko w ogóle. Trwało to kilka miesięcy, może rok, może dwa. Musiałam się oswajać, wsłuchiwać, początkowo z rezerwą. Wczoraj usłyszałam wreszcie, że on ma przecież świetne doły, a to trudne przy tej technice. I chyba dlatego interwały wychodzą mu widowiskowo. Za to wciąż nie lubię nadmiernego wibrato, wolę delikatniejsze. na szczęście nie nadużywa. Niemniej, biorąc pod uwagę dotychczasowe moje muzyczne przygody z Cenčićem, wczoraj ostatecznie przekonałam się, że wielkim śpiewakiem jest.
A na koniec to już był prawie karnawał. Dwie brawurowe arie Vivaldiego - on naprawdę "mordował" śpiewaków. Natomiast na bis, choć po włosku, aria z opery Hassego, kompozytora niemieckiego, ale przecież zmarłego w Wenecji. Pomiędzy ariami zespól Il Pomo d`Oro pod kierownictwem Riccardo Minasiego wykonywał utwory instrumentalne także tych samych kompozytorów. Wenecja została więc zagrana i zaśpiewana :-)
Czyli co? Czas założyć maskę i wyruszyć w korowodzie wzdłuż kanałów ;-)
Taka sobie perełka: Mormorando quellea fronda z La costanza combattuta in amore Giovanniego Porty z 1716 r.
No i ten "bezwzględny" dla ludzkiego głosu Vivaldi: Anche in mezzo a perigliosa
Uczta dla duszy z rana..:)
OdpowiedzUsuńKlaniam nisko:)
Jeszcze przed świtem, ale mroki rozświetla wenecka aria :-)
UsuńLekcję tylko w połowie odrobiłam, bo pierwszy kawałek wysłuchałam.
OdpowiedzUsuńA ten kawałek z golasem to sobie na wieczór zostawiłam :-))
Golas tylko na początku jest, potem znika ;-)
Usuńchyba tez potrzebuję czasu, żeby się oswoić z głosem kontratenora. Nie wie, wydaje mi się, że Jaroussky ma ładniejszą barwę.Obaj tak samo urodziwi:)). O muzyce nie powiem nic, sama w sobie urodziwa:))
OdpowiedzUsuńA do Gdańska w przyszłym roku pojadę. Mogłabym Ci załatwić metę, gratis:))
Jesteś wspaniała, ale ja jestem kobieta pracująca na etacie, nie puszczą mnie. Będę jak zawsze słuchać transmisji :-) A w kwestii głosu, wielu uważa, że Cencic jest lepszy, jednak znalazłam też opinie wielbicieli opery, którzy jego głosu nie cierpią. Tak więc to rzecz bardzo subiektywna ;-) "Mormorando" wyszło mu pięknie :-)
UsuńTo ja nareszcie zrozumiałam Twoją rozpacz!!!! Bo Ty do Krakowa 8 stycznia nie będziesz mogła pojechać!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję za zrozumienie bólu mojej duszy :-(
UsuńTrudno mi się przyzwyczaić do głosów kontratenorów, pewnie maja wspaniałe, natura o to zadbała, ale on i Vitas którego linki ci wysłałam są tak nadzwyczajni w tym śpiewie, ze jakoś nie pasuje mi tutaj głos mężczyzny zamieniony w mocno kobiecy, ale umie się nim posługiwać, to pewne
OdpowiedzUsuńj
O ile śpiewać umie, nic innego mi nie przeszkadza :-)
UsuńO proszę, żyjesz.
OdpowiedzUsuńŻyję i to na dwóch blogach, więc czas i pisanie dzielę na dwa ;-)
UsuńCiągnie mnie do tej Wenecji na karnawał (naprawdę), ale obrazki z zacinającego śniegiem z deszczem i w wodzie po kolana placu Św. Marka skutecznie mnie odstraszają. To jednak nie jest karnawał w Rio, choć zdecydowanie bardziej gustowny:))
OdpowiedzUsuńAle zapalenie pęcherza czy płuc z gustem nie ma nic wspólnego, więc odpuszczam :(. No, chyba że się klimat zmieni...
Albo przeniosą karnawał na maj..:)
Wtedy tam jest najpiękniej..
Zawsze spodziewasz się najgorszego? Może być całkiem niezła pogoda. karnawał w Rio za nic by mnie nie skusił. Ale i ten w Wenecji nie jest już tym, czym był kiedyś. Podobnie jak wszystko zamieniał się w komercję :-( Jeszcze w muzyce pozostał taki jak dawniej :-)
UsuńJa się nie spodziewam, ja wiem.:(((
UsuńTo jest LUTY! W tamtym klimacie ziąb, deszcz lub deszcz ze śniegiem murowany. No i ten przypływ...
Kiedy zbudują wreszcie śluzy zapobiegające zalewaniu miasta przez pływy, może będzie lepiej. Ale na razie wszyscy włodarze Wenecji poszli siedzieć, bo zdefraudowali pierwsze 16 milionów Euro przeznaczone na tę śluzę. I masz... romantyzm.
To niedobrze, nie wiedziałam, że co roku zalewa, myślałam, że tylko czasami. A korupcja, jak widać, nie tylko u nas kwitnie.
Usuń