niedziela, 13 lipca 2014

Zamiast koncertu - Owidiusz

       Byłam na wystawie Gierymskiego. Aleksandra. W Muzeum Narodowym. Mam gdzieś notatki, ale nie wiem, gdzie. Więc napiszę później. Potem w królewskim pałacu Jana III byłam na koncercie z barokowymi instrumentami: flet traverso, flet podłużny, wiolonczela piccolo, klawesyn, skrzypce barokowe w duecie. Muzyka barokowa i, o dziwo, współczesna. Z kompozytorem obecnym na widowni. Super! Ale gdzieś zapodziałam program i nie chcę z pamięci głupot napisać, więc... później. Następnie na Krakowskie Przedmieście na koncert organowy w ramach Międzynarodowego Festiwalu Johann Sebastian Bach. Jest super połączenie, które pozwala zdążyć z Wilanowa na Krakowskie, jeśli między koncertami jest godzina czasu. Wypróbowałam. Bez problemu da radę i jeszcze na lody zdążyłam. W Wilanowie  gałka po 2,50, więc warto, bo na Nowym Świecie życzą sobie 4 zł. Zdzierstwo! No więc zdążyłam, ale już po wszystkim padłam, bo to jednego dnia było, toteż opiszę innym razem, jak się pozbieram.
      Drugi dzień nie był taki udany, ponieważ nie trafiłam. Adresy mi się poplątały i nie trafiłam na koncert. Ten czas nie mógł być jednak całkiem zmarnowany, więc poszłam w rejs po księgarniach. Po pierwsze, znalazłam jakiś skład taniej książki, gdzie był ten Murakami opisany przez Helen. Inne też były. Wszystko tam w takich śmiesznych cenach: od 5 do 15 zł. Kupiłam księgę na lato. Kryminał, na który polowałam od jakiegoś czasu, ale albo nie było, albo za droga. Tutaj 500 stron za 8 zł. No dobrze, powiem, co to jest: Jan Antoni Homa: Ostatni koncert
      Dlaczego polowałam akurat na to? Bo autor jest zawodowym muzykiem, grającym w orkiestrze (obecnie gdzieś za granicą), głównym bohaterem z kolei też jest muzyk, altowiolista, w dopadki parający się prowadzeniem śledztwa ;-) A w tej akurat powieści morderstwo popełniono przy pomocy skrzypcowej struny, a nawet czterech strun: po jednej strunie na denata. Nie, wróć, ostatniego odratowano. Ale wcześniej były jeszcze dwa morderstwa w Londynie, więc w zasadzie chyba pięć trupów. No, w  każdym razie autor muzyk, detektyw muzyk, zamordowani - przynajmniej troje z nich - muzycy. I jeszcze jedna zamordowana w upozorowanym wypadku. W sumie kwartet smyczkowy. A właściwie dwa kwartety: jeden z przeszłości,  którego członkowie co  i rusz są odnajdowani z pętlą strunową na przeciętym nadgarstku, i drugi, współczesny, który wcale nie przypadkowo na pierwszy swój występ przygotowuje Śmierć i dziewczynę Schuberta.
      A poza tym niezwykła tajemnica do odgadnięcia, sięgająca czasów wojny. Dramatyczna i wzruszająca historia.  Wręcz wstrząsająca. Tutaj autor nieźle pojechał z wyobraźnią, no! Nie zdradzę szczegółów. Trzyma w napięciu. I na dodatek rzecz cała zaczyna się w Toskanii. Jest jeszcze pies, a właściwie mieszaniec z wilkiem, łotewski mafioso, włoska mafia także, bo przecież zaczyna się w Toskanii, polski emigrant we Włoszech, antykwariusz z Krakowa, królowa Elżbieta i wkurzający, megalomański dyrygent.
       Z tym Krakowem jest cała zabawa :-) Autor nigdzie nie podaje nazwy miasta, pierwszoosobowy narrator posługuje się tylko enigmatycznym skrótem K. Szczegóły opisu miasta co i rusz naprowadzają na właściwy trop: a to nazwa rzeki (anagramowa oczywiście), a to siedem wzgórz. Zabawy nazwiskami, nazwami, imionami, wystarczy wspomnieć, że jeden z bohaterów występuje pod włoskobrzmiącym nazwiskiem, które jest utworzone od prawdziwego jego imienia i nazwiska, którego z pewnych wstydliwych względów chciał się pozbyć. Najbardziej rozbawiły mnie nazwiska dwóch polskich kompozytorów: Lutoreckiego i Pendesławskiego (o ile czegoś nie przekręciłam z pamięci), czyli skontaminowanych z Lutosławskiego i Pendereckiego. Wszystko to wnosi dużą dozę humoru i autoironii. Czyta się szybko i lekko.
      Ale ja nie o tym wcale chciałam. Najlepszy kryminał nie może być zastępstwem za koncert, na który ostatecznie nie dotarłam. Moim odkryciem był - w innej księgarni - najnowszy (chyba) Owidiusz. Nie, wcale nie Metamorfozy, jakby się mogło wydawać.  To rzecz znana od dawna. Znalazłam pierwsze, dopiero kilka lat temu wydane w serii BN tłumaczenie na język polski Owidiuszowego Fasti, czyli Kalendarza poetyckiego. Jest to opis dzień po dniu rzymskich świąt przypadających w pierwszej połowie roku, od stycznia do czerwca. Coś niezwykłego. Ile szczegółów mitologicznych, ile smaczków obyczajowych, ile  złotych myśli! Czytam z prawdziwą przyjemnością. Elżbieta Wesołowska, tłumaczka i autorka opracowania, omawiając we wstępie zarys twórczości Owidiusza wykazuje, że rzecz całą poeta zaczął pisać, będąc u szczytu sławy, ale nagły zwrot w karierze, którego skutkiem było nieodwołalne wygnanie na obrzeża ówczesnego Imperium Romanum, do Tomis ( dzisiejsza Rumunia), spowodowało przerwanie pracy. Dlatego jest tylko sześć miesięcy. Pewne zmiany w dedykacji i drobne retusze wskazują, że Owidiusz kończył czy też poprawiał dzieło na wygnaniu, ale już nie podjął kontynuacji. I tak już pozostało,  urwane, mimo to stanowiące pewną całość odnoszącą się poniekąd do biografii autora. Badacze sądzą, że Owidiusz nawet nie chciał pisać dalej, ostatecznie bowiem został wygnany za  sprawą decyzji Oktawiana Augusta, któremu pierwotnie dzieło zostało dedykowane. Ostatecznie pierwsza rozbudowana dedykacja, jak się przypuszcza, dopisana już na wygnaniu po śmierci Oktawiana, za adresata przyjmuje Germanika. Cezar przeniesiony zostaje do Księgi drugiej. Zawiłości stosunku Owidiusza do sprawcy swojego nieszczęścia są przedmiotem rozważań wielu badaczy i nie będę tutaj ich streszczać, bo nawet sama przyczyna wygnania do dziś nie została rozstrzygnięta. Interesujące jest, że w Tomis Owidiusz napisał kolejne elegijne utwory, jak Tristia oraz Epistulae ex Ponto (Listy znad Morza Czarnego), które do dziś nie zostały przetłumaczone. Po tych kilku jednak wyimkach zaprezentowanych przez tłumaczkę we Wstępie nabrałam ochoty na przeczytanie. Tylko w jakim języku? W starej łacinie? Trudno by było.
       Dopóki więc nikt mi tamtego nie przetłumaczy, czytam Fasti, akurat zaczęło się drugie półrocze, może więc zdążę zanim czas, który minął, zrówna się z tym, co przed nami. W literaturze antycznej , jak to kiedyś zauważył niezrównany Zygmunt Kubiak, istotą poetyckości jest konkret, zmysłowe doznanie przeniesione w czas wieczny, gdzie brzeg lewy Tybru obmywa miękka fala, tocząc ziarnka piasku. prawda, że ładnie?
      Dobrze, kończę już. jestem dopiero w lutym ;-)

Owidiusz: Fasti. Kalendarz poetycki. Przeł. i oprac. Elżbieta Wesołowska. Biblioteka Narodowa.Ossolineum. Wrocław 2008.

12 komentarzy:

  1. niezmiennie podziwiam ciekawość i wytrzymałość. Padłabym od nadmiaru wrażeń i z wycieńczenia fizycznego. Czuje zmęczeie Twoje i pośpoech już od czytania. A gdzie czas na smakowanie, rozpamietywanie?
    Za wskazówkę do lektury dziękuję. Wątpię, czy wydawnictwo z 2008 będzie do zdobycia:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybyś wiedziłą jak ja nienawidzę się spieszyć!;-)

      Usuń
  2. Zaintrygowałaś mnie tym kryminałem. Namiętnie czytuję kryminały skandynawskie i inne dorzeczne. Ten wydaje sie być taki własnie (tylko gdzie ja go znajdę?). A Elżbieta Wesołowska jest profesorem filologii klasycznej poznańskiego UAM. Nie znam jej osobiście, ale jest żoną mojego wieloletniego kolegi - sąsiada z dzieciństwa, z bloku, syna przyjaciółki mojej mamy (niestety ta przyjaciółka od 40 lat już nie żyje). Więc jakby znajoma. A tematyka ciekawa. Chociaż ponoć, każdy pretekst do świętowania jest dobry;) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za osobisty komentarz,jaki to świat mały:-))

      Usuń
  3. K. Jak w Procesie Kafki. Just K.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak wiesz na Gierymskim też byłam, ale ze 2 miesiące temu. Napisz koniecznie o tej wystawie jak odzipniesz. Bo ja miałam pisać, ale ponieważ nie zrobiłam tego od razu, więc rozeszło mi się jakoś...
    Jeśli chodzi o te lody z 4 zł to w mojej wsi wszystko jest dużo droższe...
    Dziękuję, ze dałaś znak gdzie jesteś- ja wtedy akurat "nicnierobiłam" na działce.
    I teraz pewnie zbierasz do kupy te wszystkie wrażenia, albo jesteś na odwyku, bo milczysz.
    Serdeczności :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę na odwyku, trochę się rozpływam w upale;-)

      Usuń
  5. Napisać inteligentny kryminał jest sztuką.. Dlatego mało czytam kryminałów, bo mało które są inteligentne. A poza tym i tak nie nadążam za rzeczami, powiedzmy, bardziej ambitnymi, to na kryminały trochę szkoda mi czasu. Pewnie czasem niesłusznie. Miłej nieobecności:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię kryminały latem. Zapominam o upałach,które mnie dobijają.

      Usuń
  6. Wszystko w jednej dzień, Aniołku skąd Ty masz kobieto tyle siły? No tak księgarnia była najspokojniejsza, pozdrawiam gorąca głowo!
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz, zaraz,ale księgarnia była następnego dnia dopiero;-)

      Usuń