Koncert Duetów 8 lipca w ramach XXI Międzynarodowej Letniej Akademii Muzyki Dawnej w Sali Białej Muzeum w Wilanowie przyciągnął mnie nazwiskami kompozytorów i doborem barokowych instrumentów: skrzypce, dwa rodzje fletów, fagot, wiolonczela piccolo, klawesyn. Słuchaliśmy Georga Philippa Telemanna (1681-1767), Jean-Marie Leclaira (1697-1764) oraz polskiego współczesnego kompozytora -Krzysztofa Baculewskiego (rocznik 1950). Krótkie formy sonatowe na dwoje skrzypiec, dwa flety, trio skrzypcowo-fletowo-wiolonczelowe oraz fletowo-klawesynowo-fagotowe. Sonata G-dur Telemanna na dwa flety zabawne i miłe. Dźwięki fletów przenikały się, dialogowały, przekomarzały. Traverso Małgorzaty Wojciechowskiej bardziej przenikliwy, dźwięczny, flet podłużny Daniela Brüggena ciemniejszy, za to bardziej mięki, aksamitny. Jeszcze raz traverso w Sonacie D-dur tym razem Leclaira przewodził na tle wiolonczeli i klawesynu. Wiolonczela piccolo, czyli mniejsza niż taka zwykła orkiestrowa, za to pięciostrunowa, bez podpierającej nóżki, Teresa Kamińska opierała pudło na łydce prawej nogi. Zastanawiałam się, czy nie jest to zbyt uciążliwe i czy noga nie drętwieje. Bardzo ładne utwory na dwoje skrzypiec w wykonaniu Agaty Sapiechy i Simona Standage: wspomnianego Laclaira Sonata D-dur oraz Sonata Canonica Baculewskiego. Niespodziewanie koncert zaszczycił obecnością sam kompozytor, toteż jego utwór został zaprezentowany jako ostatni, a potem były owacje, kwiaty i podziękowania. Kompozytor pokazał się publiczności. Muszę przyznać, że utwór bardzo mi się podobał. Zwłaszcza szybsze części, dynamicznie rozłożone na dwoje skrzypiec.
Jeszcze tego samego dnia zdążyłam na jeden z koncertów Międzynarodowego Festiwalu Johann Sebastian Bach 2014 w Kościele Seminaryjnym na Krakwoskim Przedmieściu. Nie wiem, nie pamiętam, czy kiedyś wcześniej słyszałam już tamtejsze organy. Jeśli nie, było to moje pierwsze z nimi spotkanie. Grał Karol Gołębiowski, a Aga Wińska zaprezentowała wybrane arie sopranowe Haendla, Poulenca i Mendelssohna. Poznałam nowego kompozytorta organowego: Eugene Gigouta (1844-1925). Jego Toccata stanowić może świetny podkład muzyczny do filmu przyrodniczego jako ilustracja do rozwijania się rośliny: od ziarenka w ziemi i przebijania się ku słońcu delikatnej łodyżki, po wypuszczenie pąków i rozwinięcie się jakiegoś pysznego egzotycznego kwiatu. Taką historię wyobraziłam sobie podczas słuchania utworu.
Poniżej Toccata Gigouta na ogromnych stugłosowych organach w Kościele Świętego Sulpicjusza w Paryżu
Rozpoczęły się dwa sluchane przeze mnie co roku poprzez Dwójkę festiwale: BBC Proms (od 18 lipca) w Londynie i Festiwal Wagnerowski (25 lipca) w Bayreuth. Z Promsów utkwiła mi w pamięci tylko Orkiestra Filharmoniczna z Chin, debiutująca na Promsach zaraz drugiego dnia festiwalowego, 19 lipca. Może nie tyle z powodu, że dobrze grali, lecz egzotyki. O wiele bardziej podobał mi się Prom 5 (21 lipca) z Ryszardem Straussem, Antoninem Dworzakiem i Beethovenem (Pastoralna) w roli głównej w wykonaniu Orkiestry Tonhalle z Zurychu pod Davidem Zinmanem jako dyrygentem. Może stronnicza jestem, ale co europejska orkiestra, to europejska, zwłaszcza do europejskiej muzyki ;-)
Festiwal Wagnerowski rozpoczął się (nie bez przygody) 25 lipca Tannhäuserem. Zaraz po Uwerturze zacięła się maszyneria sceniczna. Miała być scena między bohaterem a Wenus, pojawiającą się w grocie i coć chyba tej groty nie dało się podnieść czy opuścić. Nie wiem, bo słuchałam tylko transmisji radiowej, nie śledząc obrazu. W każdym razie organizatorzy przerwali spektakl na ponad godzinę. Mimo wysiłków nie udało się maszynerii naprawić i wznowiono operę, lecz podobno bez właściwej scenografii. Takie to niespodzianki potrafią się zdarzyć na żywo.
I jeszcze dwóch oper wysłuchałam. Orfeusza Monteverdiego z Christianem Gerhaherem w partii tytułowej (Monachium, 20 lipca) oraz Kastora i Polluksa Rameau (Festiwal w Montpellier, 24 lipca). W tym ostatnim dyrygował Raphaël Pichon (jakie francuskie nazwisko!). Różnica polegała na tym, że Orfeusza znam i mogłam po prostu delektować się muzyką i wykonaniem, natomiast Rameau jest jak ogromna biblioteka, z której co rusz biorę kolejną książkę do ręki. To kompozytor, którego bez ustanku coś nowego wpada mi w ucho, jak właśnie Kastor i Polluks, toteż jest to oswajanie się z jego muzyką. Dzisiaj na przykład będzie znowu Rameau na Promsach - o 23 w nocy :-) Z zespołem Les Arts Florissants pod Williamem Christiem śpiewać będą między innymi Marc Mauillon i Reinoud Van Mechelen. Nie można takiej gratki sobie darować. Mechelena słyszałam już w tym roku w Krakowie podczas Misteriów Paschaliów. Wystąpił z Le Poeme Harmonique pod Dumestrem w kompozycji utworów medytacyjnych Ciemnej Jutrzni (Les Lecons de Tenebres) Charpentiera. Dzisiaj posłuchamy jak zabrzmią motety Jean-Philippe`a Rameau.
Notario, nie jestem w stanie, z powodu upału i chyba nie tylko, zapamiętać wszystkich nazwisk. Pozostanę na poziomie emocjonalnego odbioru. Jeżeli muzyka jest wieczorem, to Ci zazdroszczę. Słucham czasem Dwójkiw ciągu dnia, niestety bez planu. Cieszę się jednak, że napisałaś. Sama swiadomość, że jest ktoś, kto dla mnie przechowuje muzykę i wrażenia, działa na mnie kojąco i w jakimś sensie usprawiedliwia. Pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się nazwiskami, nie są aż takie ważne. Odbiór muzyki jest najważniejszy i to się tylko liczy :-) Ja w ciągu dnia nie za bardzo mogę słuchać, bo mnie większość czasu nie ma w domu. Zostają wieczory, noce i ranki o świcie ;-) Serdeczności, Pracowita Kobieto!
Usuńniby nie za karę, niby z wyboru:)
UsuńNiby się wybiera, ale nikt nie chce nie mieć czasu na to, co się lubi i co sprawia przyjemność;-)
UsuńŻe też ci się to wszystko nie pomyli...:) Ja nie mam pamięci ani do nazwisk, ani zwłaszcza do łączenia utworu z nazwiskiem. No, nie mówię o Arii Torreadora, tylko o rzeczach mało znanych, a takie dla mnie są praktycznie wszystkie wymienione przez ciebie utwory. Dobrze, że chociaż wiem, kto to był Telemann... Ale to dzięki RMF Classic.:)
OdpowiedzUsuńOj, Helen, a myślisz, że po co ja to wszystko i wszystkich zapisuję? Żeby nie zapomnieć, albo lepiej, żeby nie musieć pamiętać, bo skoro zapisane, zawsze można zajrzeć ;-) Poza tym nie wierzę, że Wagnera nie kojarzysz ;-)
UsuńAleż dawno u Ciebie nie byłam! Miły chłodek wieczoru pozwolił mi w końcu czytać ze zrozumieniem ;) I Toccaty z przyjemnością wysłuchałam wyobrażając sobie (a jakże) rosnącą szybciutko na przyrodniczym filmie roślinkę. I to bez twojej podpowiedzi, bo najpierw odpaliłam załaczony link, a dopiero potem czytałam :)))
OdpowiedzUsuńNaprawdę?! Coś takiego! Widać na tych samych filmach przyrodniczych się edukowałyśmy, stąd podobne skojarzenia :-D ;-)
UsuńJuz dwa razy u Ciebie byłam....
OdpowiedzUsuńAle jeszcze z pewnością przyjdę - jutro bladym świtem :-)))
No i cóż jutro będziesz tutaj robić, skoro dzisiaj byłaś dwa razy? ;-)
UsuńJednak w nocy lepiej się słucha. Może cisza stwarza pewien nastrój? Jak zwykle wybrałaś świetny utwór, bo dla mnie muzyka organowa to jak pyszne lody w upalny dzień. Aromatka.
OdpowiedzUsuńĄby być uczciwą, muszę przyznać, że utwór wybrał pan Gołębiowski. Gdyby tego nie zagrał w swoim recitalu, sama bym go nie znalazła ;-) Noc sprzyja nie tylko głębszemu słuchaniu, także czytaniu i kontemplowaniu :-))
UsuńPrzyznaję, że toccatę Bachowską miałem za dzieło kongenialne od wczesnej swej młodości i nie umiałem się uwolnić od tej myśli, słuchając Gigouta, którego odebrałem jako przeładowanego i przyciężkiego... Ale na szczęście nikt nie rzekł, że ma się nam wszystkim to samo podobać:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Tak to jest, gdy się ma w pamięci wzorzec, do którego przyrównuje się wszystko inne, trudno dorównać. Na szczęście nie musi się wszystkim to samo jendakowo podobać :-))
Usuń