poniedziałek, 23 czerwca 2014

To jest barok!

    Ten strój! Ta peruka! Ten makijaż!!! Confetti sypane z wiaderka ustawionego na drabinie ;-) Ten głos! Ta zabawa! I rozpacz. Ah! wszystko, wszystko prowadzi mnie do katastrofy, o tym śpiewa Arbace: Na okrutnym morzu targany jestem bez żagli i masztów, pod ciemniejącym niebem wicher narasta, brak mi szczęścia i sztuki, żeby się uratować. Nieszczęśliwy w tym stanie zostałem opuszczony przez wszystkich. Zupełnie sam, a przecież niewinny, zmierzam do katastrofy! 
     Wzburzone morze we mnie, baroku mi trzeba dziś.

      Leonardo Vinci (nie mylić z da Vincim) 1690 (?) - 1730, jego ostatnia opera Artaserse została wystawiona w Rzymie czwartego lutego 1730, a kompozytor zmarł 27 lub 28 maja tego samego roku. Czy miał przeczucie śmierci? Żył 40 lub zaledwie 34 lata (data urodzenia niepewna). Plotka głosiła, że został otruty. Libretto Artasersesa jest tak zagmatwane, jak tylko Metastasio to potrafił. Arbace, poza tytułowym Artasersem, jest tym szlachetnym, pozytywnym bohaterem. Artabano zaś, jego ojciec, jest tym złym, który własnego syna najpierw wrabia w morderstwo króla a potem skazuje na śmierć jako rzekomego zdrajcę. Szlachetny syn natomiast nie broni się przed oskarżeniami, nie chcąc pogrążyć okrutnego ojca. 
      Jak można się spodziewać, rzecz się wyjaśnia i kończy pozytywnie. Zanim jednak do tego dojdzie wszystko zmierza do katastrofy. Jak łupina bez żagli i masztów na miotanym falami wzburzonym morzu.

       Co jeszcze, prawda, partię Arbace skomponował Vinci dla jednego z najlepszych ówczesnych kastratów - Giovanniego Carestiniego. Więc to jest popis, oczywiście, że popis. I to jaki! Mamy jakby operę w operze, a właściwie teatr w operze. Fagioli śpiewa partię Arbace, ale jednocześnie gra rolę pierwszego wykonawcy, czyli Carestiniego - stąd te gwiazdorskie zachowania: niby schodzi, a zatrzymują go, żeby śpiewał da capo, no i to confetti po skończonym występie. Prawda psychologiczna arii schodzi na drugi plan, bo liczy się tylko chwała wielkiego śpiewaka. Patrzcie, słuchajcie, podziwiajcie - to ja, Carestini!

Franco Fagioli jako Carestini śpiewający partię Arbace - i wszystko jasne :-)




20 komentarzy:

  1. zupełnie nie znam nazwiska, nie wspominam o całej reszcie. Muzykę rozpoznałabym jako barokową po wyszykanym rytmie, melodii, śpiewie, Owacje zasłużone, dołączam się:))

    Nie mam newslettera,dlatego jak zajrzę, to zobaczę nowości:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na blogspocie też coś się pokombinowało i nie wyświetla się cały newsletter, tylko jeden ostatni wpis. Nie wiem, dlaczego. Tego Vinciego, to znaczy całego "Artasese" mam na płytach :-))) Ale ja już wspominałam o tym nagraniu, na poprzednm blogu. Tylko teraz z filmikiem leci, z wystawienia opery - jest to jedyne nagranie w naszych współczesnych czasach.

      Usuń
    2. kostium rzeczywiście bardzo wyszukany i dworski, dziś powiedzielibyśmy celebrycki

      Usuń
    3. malowniczy, przykuwa uwagę :-)

      Usuń
  2. No ładnie, skrzyżowanie pudla z Behemotem całkiem udane:)) Tylko znowu ten gender... Co ty masz takie upodobanie do kobiecych głosów w męskim ciele? Więcej tego u ciebie niż odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki tam gender. To nie ma nic wspólnego z żadną współcześnie modną ideologią, modą, parytetem czy innym sztucznie wymyślonym dziwem. To jest po prostu tak cudownie komiczne, że nie mogę wyjść z podziwu. Ale fakt, kontratenorów lubię bardzo, to wszystko przez Scholla ;-) A muzyka? Cóż, jest ponad epokami i poza wszelkimi ograniczeniami :-) Przecież znasz "Farinellego", to jest coś podobnego, tylko jako przedstawienie operowe.

      Usuń
  3. A ja dopiero teraz wysłuchałam...
    Ale powiem Ci, że Twój tekst to też taki barokowy. Kwiecisty...:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbardziej kwiecisty jest fragment arii, który zamieściłam na początku. Reszta miała być w miarę przejrzysta ;-)

      Usuń
  4. I mnie udało się wysłuchaćy. Nocą, na cały regulator, to dopiero atrakcja.
    Dobrej nocy, Noti

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na cały regulator?! Matko jedyna, co na to sąsiedzi?? ;-)

      Usuń
  5. Może i piękne są te "piskliwe" głosy facetów, ale mnie jakoś odrzuca. Może zwyczajnie nie rozumiem. No za czorta nie potrafię się zachwycić:)
    Poza wszystkim znów poznałam nieznanego mi kompozytora. I za to dzięki. Serdeczności Notario.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodorku, ale przecież piękno głosu nie zależy od płci, to nie ma związku ;-) Wyobraź sobie, że śpiewa to kobieta, zmaknij oczy, nie oglądaj, tylko słuchaj. Jest świetne! Nie ma znaczenia, kto śpiewa. A kompozytor trochę mniej znany, ale za to jakie nazwisko! ;-)

      Usuń
  6. Coś nie działa Odpowiedź pod odpowiedzią, to dopiszę się tutaj. Ależ ja nie mam nic przeciwko gender, w tym sensie, że facet może świetnie gotować a kobieta pilotować myśliwiec. Ale facet który śpiewa altem czy jeszcze wyżej, w/g mnie ma tak silny pierwiastek kobiecy, że powinien zmienić płeć. Farinelli nie był sam z siebie taki. Gdyby go nie wykastrowano, śpiewałby pewnie męskim głosem. Ale skoro kobiety w operze nie miały czego szukać, potrzebni byli faceci z takimi głosami. Dziś kobiet śpiewających cudnie jest w bród, więc po co promować takie hybrydy? Nie mogę zamknąć oczu, jak radzisz, bo idę do opery żeby także patrzeć. Widocznie mało ciągnie mnie do eksperymentów, po prostu wolę widzieć kobietę kiedy słyszę sopran i odwrotnie. I chcę ją widzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdzam, u mnie odpowiedź działa. Ale zdarza się, że się zacina. Nieważne, i tak się znajdziemy ;-)
      Helen, błagam, z powodu głosu ma zmienić płeć?! Chyba żartujesz! Przecież sam głos nie świadczy ani o męskości, ani o żeńskości. Ewa Podleś według Ciebie miałaby być facetem??! No proszę, powiedz jej to ;-) A ten facet na filmku, Fagioli, śpiewa w trzech oktawach. Jak kobiety mają taki zakres to dobrze, a faceci to już nie?
      Farinellego przywołałam nie jako przykład naturalnego męskiego altu, bo naturalny nie był, tylko jako konwencję sceniczną.
      Mnie chodzi po głowie coś innego, kiedyś czytałam trochę literatury psychologiczno-biograficznej, prowadziłam też obserwacje własne, amatorskie, bo amatorskie, ale jednak coś zauważyłam. Otóż mężczyźni, którzy mają pewien widoczny procent cech kobiecych, albo inaczej: cech tradycyjnie uznawanych za kobiece (wrażliwość, sposób postrzegania świata, reakcje itp.) są bardzej inteligentni niż tzw. stuprocentowi faceci. I nie ma to związku z identyfikacją płciową, po prostu chyba im większa równowaga między tzw. kobiecością a męskością, tym wyższa inteligencja, a im bardziej jednostronna tylko męska lub tylko żeńska osobowość, tym niestety inteligencja mniejsza. Wyjaśniam, bo zaraz zaczniesz się czepiać, że męskość i żeńskość używam tutaj umownie, odnosząc się do potocznego rozumienia zespołu cech psychiczno-intelektualno-charakterologicznych czy jakkolwiek je nazwać ;-)

      Usuń
    2. Nie będę się czepiać, bo choć badań nie robiłam, ale mnie to przekonuje. Myślę że to ma związek z funkcjonowaniem naszych półkul. Jeśli ktoś potrafi być "pudełkowy" jak facet, ale jednocześnie umieć używać obu półkul jednocześnie w pewnych sytuacjach (czytaj - ma więcej między nimi połączeń) to siłą rzeczy musi stać na nieco wyższym szczeblu rozwoju. Poza tym ciekawe są te badania, które wskazują kogo raczej wybieramy na partnera - nie tych bliżej Z - macho, tylko tych raczej w środku alfabetu. Ciekawe, że faceci wybierają jednak lale zbliżone do A, bo im się kojarzą z lepszą płodnością.
      Jak tak rozejrzę się wśród moich przyjaciół, to oni faktycznie mają w sobie ten kobiecy pierwiastek. Żaden nie jest macho i z pewnością nie jest to przypadek:)) Ale żaden z nich nie śpiewa sopranem!!!
      Zrozum mnie, ja przecież nikomu nie zabraniam śpiewać co tam sobie chce. Jeśli są chętni do słuchania żeńskich głosów w męskim ciele, to ich sprawa. Ale tak jak z gejami - ostatnio mam wrażenie, że otaczają nas wyłącznie geje (aktorzy, pisarze, tematyka filmów, moda itp), tak tu u ciebie wydaje mi się czasami, że niemal wszyscy śpiewacy operowi śpiewają altem. A ja kocham porządek w przyrodzie i marzy mi się świat uporządkowany, jak padło w Seksmisji: Baba to baba, chłop to chłop:))) Pozdrawiam

      Usuń
    3. No widzisz, dochodzimy do jakiegoś consensusu :-) W sprawie inteligencji zgadzamy się :-) Z dominacją tematyki gejowskiej też się zgadzam. Tylko że śpiewanie sopranem, choć to raczej alty są ;-) jakoś zupełnie z gejostwem mi się nie kojarzy. To tylko technika śpiewania a nie orientacja. Oczywiście nie każdy ma głos, który da się technicznie tak wyszkolić, w tym kierunku, ale jednak to jest technika zbudowana na podstawie pewnych predyspozycji. No i mimo że współcześnie od jakiegoś czasu kontratenorzy zyskują na popularności i jest ich więcej niż 50 a nawet 30 lat temu, to jednak na tle śpiewaczej populacji jest ich mało. U mnie więcej, bo lubię muzykę barokową, a w niej szczególnie dużo jest utworów dla tego typu głosów, więc to się zazębia, jedno z drugiego wynika. No i lubię :-)) Naszego Mariusza Kwietnia śpiewającego barytonem też lubię :-)) I tenora Beczałę także :-)) Więc tak całkiem skrzywiona nie jestem, co? I nawet kilka prawdziwych kobiecych sopranów lubię ;-)

      Usuń
  7. Jeja, ten wpis już trochę siedzi, a ja chciałam odsłuchać, żeby nie zdziwić się wyłącznie istnieniem Leonarda Vinci. Teraz, warszawianką będąc, wkomponowuję się w tłum i powtarzam, chórem, z milionem innych: "Och, wiesz, nie miałam czasu". Ale teraz już miałam, więc tak, potwierdzam, że barok i nadal uznaję tę epokę za bogatą prawie wyłącznie muzycznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To musi być związane z gwiazdami; Bo jak wytłumaczyć, że wiek XVII jest aż taki muzyczny, a XIX, pierwsza jego połowa, aż taka poetycka. Ani chybi układ planet i gwiezdne wpływy ;-) Ciekawe, jakie trendy dominują dzisiaj i co pozostanie dla potomnych.

      Usuń
  8. Ależ ciekawa dyskusja! Pozwolą Panie, że się dołączę. Niestety, tkwimy w stereotypach kulturowych związanych z cechami płci, co może mieć skutek karykaturalny: Opowiadała mi pewna pani o zauroczeniu swoim mundurem ( z całym dawnym wyobrażeniem i etosem). Za mąż poszła za mundur. Kiedy tem zawisł w szafie, facet wydał sie jej byle jaki. W szafie zawisła jej miłość, raczej zauroczenie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słusznie, stereotypy panują w naszych głowach, wyobrażeniach, oczekiwaniach i decydują często o ocenach. Staram się pilnować, ale i tak nie da się wyeliminować wszystkiego. No, cóż, raczej nie zaakceptuję faceta w szpilkach jako normy na ulicy i życiu codziennym ;-)

      Usuń