Stopy bolą od samego patrzenia na ekspozycję Elwiry Ziomkowskiej. Obok, w drugiej gablocie, znajduje się jeszcze w tym samym stylu wyszpilkowana torebka. A ja? Cóż ja na to? Płaskie sandałki z paseczków, których w ogóle nie czuje się na nogach, przez ramię przewieszona płócienna torba wiązana sznurkiem. Nikt nie namówi mnie na założenie szpileczek i udawanie, że to wygodne. Zdecydowanie nie jestem glamour.
Na wystawie Praca kobiety nigdy się nie kończy w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie zgromadzono 126 grafik od XV do XIX wieku, na których przedstawione zostały kobiety. Wśród autorów nazwiska nieznanych szerzej malarzy holenderskich i francuskich z XVII i XVIII wieku, ale i te bardzo sławne, jak Albrecht Dűrer, Rembrandt van Rijn, William Hogarth. Obok dawnych rycin instalacje współczesnych arystów polskich, wspomnianej Elwiry Ziomkowskiej oraz Tomasza Rogalińskiego, Małgorzaty Łojko, a nawet po jednej rzeźbie Xawerego Dunikowskiego i Aliny Szapocznikow. Wszystkie przedstawiają, zgodnie z tytułem wystawy, kobiety. Kobiety w różnych pozach, przy różnych zajęciach, w różnych społecznych rolach. Prace zostały zgromadzone tematycznie, co wielce ułatwia poruszanie się, ogarnięcie całości a zarazem ilustruje ideę przewodnią prezentacji. Otóż oglądamy najpierw kobietę matkę, tę, która daje życie i karmi, od pramatki Ewy począwszy. Wśród tej części przejmująca grafika holenderska przedstawiajaca scenę ratowania przez matkę dziecka z pazurów lwa. Następny dział to Towarzyszka i sługa, czyli realizm i alegoria. Są tu pracowite niewiasty tkaczki, prządki, na wiele sposobów zajmujące sie domem: szyjące, piorące, sprzedające swoje hafty. Są też ciekawe dzieła bedące przyczynkiem do rozwoju medycyny: leczenie chorego na syfilis, leczenie przy pomocy ciętych baniek oraz rwanie zęba. Kolejny etap to kobieta będąca przedmiotem uwielbienia mężczyzny, kobieta ideał, kobieta wiadziana oczami mężczyzn i dla mężczyzny przeznaczona. Obok ryciny z alegorią szczęśliwej małżeńskiej miłości scena u krawca - przymierzanie gorsetu. Kobieta wciśnięta w gorset bacznie oglądana przez krawca i przez męża czy kochanka, który zaakcpetuje bądź nie nowy ubiór towarzyszki. Następna grupa obrazów pod hasłem Pod patronatem Muz prezentuje kobietę artystkę, pisarkę i poetkę, miłośniczkę sztuki. Tutaj znalazłam Safonę.
W tej grupie znalazły się kobiece personifikacje kontynentów, wdzięków, żwyiołów, zmysłów oraz pojęć takich, jak prawda, sprawiedliwość, miłosierdzie, cnoty i przyjemności. Niemal na końcu tajemnicza postać Nemezis z zagadkowymi akcesoriami.
Oczywiście wyraźnie czytelny jest nieco prowokacyjny temat i dobór dzieł, zwłaszcza w zestawieniu z owymi dosłownymi szpilkami. Cóż, trudno by mi było znaleźć rycinę z wizerunkiem kobiety, z którą mogłabym się utożsamić. Jak wspomniałam, szpilek nie noszę, prząść natomiast nie potrafię, mimo gwałtownej czasem natury daleko mi też do wojowniczki. Cóż mi pozostaje? Bardziej swojsko poczułam się w Pracowni Hanny Rudzkiej-Cybis, której wystawę znalazłam w Kamienicy Hipolitów.
Hanna Rudzka-Cybis (1897 - 1988), malarka, żona Jana Cybisa, współtwórczyni Komitetu Paryskiego i kierunku w malarstwie zwanego kapizmem. Pierwsze szlify malarskie zdobywała podczas edukacji w Lublinie, następnie studiowała w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Wraz z Komitetem Paryskim wyjechała w 1924 r. do Paryża już jako żona Jana Cybisa. Oboje wrócili do Polski w 1931 roku i zamieszkali w Krakowie. Z mężem rozstała się tuż przed wojną w 1939. Okres powojenny to stały wzrost znaczenia Hanny Rudzkiej-Cybis, rozwoju jej malarskiej techniki, rozwijania malarstwa poejzażowego i martwej natury, wchodzenia w sztukę abstrakcyjną, wyjazdów plenerowych i podróży zwłaszcza do Francji.
Na wystawie w Kamienicy Hipolitów mamy odtworzoną pracownię malarską, stolik z kolorowymi paletami do rozrabiania farb, poplamiony fartuch, skromne łóżko. W drugim pomieszczeniu salonik o przytulnej atmosferze niezobowiązującej popołudniowej herbatki.Chętnie bym wstąpiła do Pani na herbatkę, pani Hanno. Zapytałabym o ten ostatni obraz na sztalugach. Bardzo, bardzo kolorowy. I te szkice rysowane lekką ręką. Wolała Pani rysować z natury czy malować w pracowni? I czy opanowała Pani obsługę magentofonu tak pieczołowicie rozpisana, rozrysowaną na kartkach?
PS. Relacja z krakowskiego koncertu Collegium 1704 na Zapiskach macierzystych.
ile z Krakowa prezentów przywiozłaś: muzycznych, malarskich, osobistych. Bardzo dziękuję:)) Chętnie wypiłabym z Paniami herbatkę, nawet na stojąco i milcząco.
OdpowiedzUsuńMoże dotrę jeszcze raz do Zelenki, ale powiem, że czytając słyszałam i widziałam. Jestem pewna, że o koncercie pisałaś stojąc na paluszkach:))
wspaniale:)
Zelenka cudny jest :-) Jeszcze parę rzeczy przywiozłam, w tym 5 kg książek ;-)
UsuńPiękna relacja Notario. Szpilek nie nosiłam i nie noszę. Wypicie herbatki z p.Hanią byłoby czymś wspaniałym. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSzpilki nie każdemu widać pasują. Dobrze, że nie jestem sama w swoim wyborze.
UsuńDziękuje za wystawę, mam wystawę mam muzykę, jesteś wiatrem, pędziwiatrem dlatego tak bardzo lubię odwiedzać Ciebie i miejsca do których nas zabierasz
OdpowiedzUsuńj
Dziękuję za każde Twoje odwiedziny, Jadwigo.
UsuńNa kolejnej Wystawie będzie nowa ekspozycja: Kobiety Niesamowite :o) Mam już kilka typów...;o)
OdpowiedzUsuńO, ja tez kilka w jednej chwili znajdę ;-)
OdpowiedzUsuńTrafiłaś z tematem. Właśnie kończę czytać miesięcznik "Zabytki" tym razem poświęcony muzom, chimerom, heterom, modliszkom, wiedźmom, czyli generalnie jest o kobietach w ogóle:) Konkluzja z lektury taka wynika, że kobiety miały, i wciąż mają wpływ na "wielkich" mężczyzn każdej epoki.
OdpowiedzUsuńDzięki za ciekawą relację i zdjęcia:)
Pozdrawiam:)
Nie pierwszy raz się nam zdarza takie równoległe zainteresowanie tematem. Książka i wystawa wyraźnie się uzupełniają.
UsuńCiekawe. Pierwsza wystawa chyba z gatunku przejsciowych, ale ta druga - jak sadzę - jest ekspozycją stałą. Może uda mi się kiedyś odwiedzić? Notuję w kajeciku :)
OdpowiedzUsuńNiestety, Mario, ta druga wystawa o p. Hannie Rudzkiej-Cybis również jest czasowa. Jest to ekspozycja w ramach cyklu "Artyści przypomniani" i potrwa do 1 września. Tak więc czasu nie zostało wiele.
UsuńPrzydreptałam i ja.
OdpowiedzUsuńChciałam zapytać ... czy napisałaś przewodnik do tej wystawy???
Wspaniały jest!!!
:-)
Stokrotko, nie napisałam, ale dokładnie przeczytałam kilka recenzji i relację z wernisażu;-)
UsuńNotario, czytam i się zachwycam. Twoje niektóre wpisy budzą moje tęsknoty.
OdpowiedzUsuńSzpilki od zawsze mi towarzyszyły, w każdej porze roku. Teraz przeważnie do przypinania moich projektów. Tak bywa...
Pozdrawiam
Czyli nadal masz na nie zastosowanie , super! ;-)
UsuńO, widzę, że był Garbarek!! Bardzo, baaaardzo go lubię. A takie ujęcie kwestii kobiecości, proste i bez wydziwiania i naciagania historycznych faktów do teorii (feminiski zrobiłyby ucisk kobiet przez lata ;)).
OdpowiedzUsuńJa tam czasem lubię buty na obcasie. Tylko, że to czasem jest szalenie rzadkie. A po 16 dniach prawie bez butów i bez stanika jestem nieszczęsliwa, musząc na nowo ubierać się normalnie. Przy czym "normalnie" to nie obcasy, bo moje "czasem" nie uznaje męczenia nóg w temparaturze wyższej niż 22 st.
Widzisz, tam był jednak cały czas feministyczny podtekst, w opisie, w komentarzach katalogowych, w towarzyszących wystawie genderowych akcjach, tylko, że ja to zignorowałam, bo wolałam popatrzeć na sztukę czystym okiem ;-)
UsuńMoje szpilki z sobotniego wesela może nie były aż taką torturą, ale też mi dały do wiwatu... Ale te ze zdjęcia... To jakiś wynalazek szatana! Chociaż słyszałam właśnie w Trójce takie liczby, że 30 % kobiet jest gotowe nosić niewygodne buty, byle wyglądać... Zestawienie z treścią wystawy znakomite! Z różnych funkcji kobiecych chyba zapomniano o jej terapeutycznych umiejętnościach, o byciu balsamem na steraną męską duszę... A może to po prostu za trudno pokazać na obrazie...?
OdpowiedzUsuńOtóż to! To zestawienie jest wstrząsające, ale dla mnie dość oczywiste, bo do szpilek mam stosunek zdroworozsądkowy: niewygodne, to nie noszę i mam gdzieś modę i trendy. Tak czy inaczej autorce udało się znakomicie potraktowanie szpilek tak dosłownie ;-)
UsuńBardzo interesujący post, choć do "szpilek" masz tak wrogi stosunek.
OdpowiedzUsuńSą niewygodne po prostu
OdpowiedzUsuń