wtorek, 10 stycznia 2017

Szczury Manhattanu, czyli Lech Majewski po raz trzeci

       Nie, nie wyjechałam do Nowego Jorku. Czytam książkę. Naiwnie myślałam, że po inwazji szczurów w Oranie i drastycznej scenie torturowania przy pomocy szczura w Roku 1984, obejrzeniu paru filmów z serii "szczur w labiryncie", nic mnie już nie zaskoczy. Ale wtedy nie znałam Lecha Majewskiego i jego książek. I jego filmów.
       W Szczurach Manhattanu, zgodnie z tytułem, prym wiodą tytułowe gryzonie. Wprost wylewają się z kanałów, anektując kolejne połacie miasta. Aglomeracja od lat prowadzi regularną walkę z plagą szczurów, co roku wydając na ten cel już nie setki tysięcy, ale miliony dolarów - 3 mln w 2015 roku. Pisano, że na jednego nowojorczyka przypada jeden szczur, ale to chyba mocno zaniżone szacunki. W zasadzie więc szczury są tak samo ważnymi "obywatelami" Nowego Jorku jak każdy inny mieszkaniec: tutaj mieszkają, tutaj "pracują", tutaj się rozmnażają i tutaj pochłaniają pieniądze z miejskiej kasy.
      W powieści Majewskiego w mroczny klimat miasta alienującego bohatera wpisane zostały hiperbolizujące, oniryczne, koszmarne wizje zmasowanego ataku szczurów wkraczających coraz pewniej w pozornie ludzki świat. Najpierw pojawił się jeden, stąd skojarzenie z Dżumą. Później kolejne nieoczekiwane spotkania bohatera z przedstawicielami rodzaju rattus potęgują napięcie i grozę. Przerażenie ujawnia się w snach, w których bohater budzi się pogryziony przez szczury, a następnie sny się spełniają. Oszczędzę tu szczegółowych opisów. Czytałam książkę po kawałku, obawiając się czy dam radę powstrzymać galopującą wyobraźnię. Gdybym miała telewizor, na pewno postawiłabym go, jak bohater, na zamkniętej muszli klozetowej. Na wszelki wypadek. 
      Groza szczurzej inwazji to jednak nie cała prawda o książce Lecha Majewskiego. Nawet więcej, to metafora o wielu znaczeniach. Kryją się w tych obrazach narastające emocje bohatera, jego postępująca alienacja w połączeniu z kryzysem po rozstaniu z ukochaną, której wspomnienie podsyca tęsknotę. Jest w tym ukryta prawda o mieście, o wielkiej aglomeracji, w której nikt nie jest sobą i tak naprawdę nikt nie interesuje się nikim poza sobą. Wielkie anonimowe miasto jako obraz zamierającej cywilizacji, ludzkości zatracającej ludzkie oblicze, zmierzającej ku śmierci. Atmosfera rozkładu, wszechobecnej inercji, braku sensu, porządku, braku jakiegokolwiek ładu odbija się echem - w duszy bohatera. A może odwrotnie: brak ładu w sercu odbija się w bezsensie istnienia świata, w którym wszystko zmierza do zatracenia?
       Z tego punktu widzenia Szczury Manhattanu byłyby katastroficzną wizją przyszłości. Tym bardziej, że autor zastosował tutaj - niezwykłą! - narrację konsekwentnie prowadzoną w drugiej osobie liczby pojedynczej. Bohater jakby mówił do siebie o sobie, poddając swoje zachowania i myśli zewnętrznej obserwacji : I wiesz, że obudzisz się, nie wiedząc, co ze sobą zrobić lub: Leżysz półprzytomny, nie zdając sobie sprawy, czy śnisz. Trzeba się do tej narracji przyzwyczaić. Nie przypominam sobie, abym gdzieś jeszcze spotkała taką formę. Dzięki temu powstaje dystans między osobą narratora, a bohatera, choć ewidentnie to ta sama osoba. Może jednak dręczące bohatera emocje, jego pogrążanie się w rozpaczliwej beznadziejności prowadzącej niemal do próby skoczenia z tarasu widokowego World Trade Center nie wydaje się tak nieznośnie egoistyczne? 
        Końcowe sceny powieści nasycone oniryzmem (nieprzypadkowo przecież bohater zostaje obudzony w środku nocy) w zwielokrotnionym marszu wszystkich mieszkańców Nowego Jorku, wśród których pojawiają się wszystkie postacie, nawet epizodyczne, poznane i spotkane przez głównego bohatera na kartach książki, zmierzają ku lepszej przyszłości, ku prawdzie o sobie samych. W tej chwili piszę równie wieloznacznie jak sam autor ;-) Więc może inaczej: zakończenie ma budowę przypowieści. Ludzie idą - idą dokąd? Jest to ucieczka tego miasta bez charakteru, bez duszy, bez prawdy, bez miłości. Idą za dźwiękiem tajemniczej melodii, której motyw pojawia się już wcześniej, bohater bowiem poznał tajemniczego grającego na kornecie. Ilekroć odzywa się dźwięk kornetu, bohatera ogarnia spokój i poczucie bezpieczeństwa. Tym razem zaś na jego dźwięk wstali wszyscy mieszkańcy, porzucili swoje beznadziejne codzienne zajęcia, papiery, banki, biurka, warsztaty, kręcenie się w kółko, hazard i wszelkie zajęcia. Porwani magią muzyki opuszczają miasto, idą ku brzegowi rzeki, w której obmywają twarze. 
        Nieprzypadkowe są nawiązania do baśni o fleciście z Hameln. Tak samo jak nieprzypadkowe tytułowe szczury. Nieprzypadkowy strój "Chaima" kornecisty, również przypomina cudaczny ubiór grajka z Hameln. A jednak wszystko jest na opak: grajek wyprowadza wszystkich mieszkańców miasta, aby obmywszy twarze, znaleźli ratunek: Albowiem odkryjesz miłość o wiele większą niż ta, która cię zniszczyła. I wiesz, że nie będzie to sen
        Czym więc jest powieść Lecha Majewskiego? Opowieścią o baśniowym szczurołapie w stylu braci Grimm? Drastyczną wizją przyszłości zatomizowanego społeczeństwa? Rozrachunkiem z niespełnionymi tęsknotami, marzeniami i rozczarowaniami? Świadectwem ukrytych lęków współczesnego człowieka? Prognozą upadku czy ratunku? Przypowieścią o dążeniu do harmonii? 

Lech Majewski: Szczury Manhattanu. Dom Wydawniczy REBIS. Wydanie II poprawione. Poznań.

Lech Majewski po raz pierwszy

Lech Majewski po raz drugi

8 komentarzy:

  1. Podoba mi się sposób w jaki przedstawiłaś tą powieść (?). :-)
    Ja to szczury znam tylko z Dżumy i z wyscigu szczurów, gdzie nie ma mety. ;)
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wilmo, skojarzenie z "Dżumą" nasuwa się samo podczas czytania. I wyścig szczurów jak najbardziej pasuje do obrazu mieszkańców wielkiej aglomeracji.

      Usuń
  2. Przerażające.
    Rozumiem, że to jest ta trzecia książka którą już dzisiaj Radiowa Trójka zacznie czytać.:-)
    A podobno w stolicy szczurów coraz więcej. A także w innych dużych miastach. A w Paryżu /czytałam/ na 1 człowieka przypada .... nie napiszę ile szczurów bo mi się to w głowie nie mieści. A najgorsze dla człowieka, że to chyba najinteligentniejsze zwierzęta...
    I znowu mnie skłaniasz do przeczytania ...
    Co ja bym bez Ciebie zrobiła?
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzecia?? Ale ja dopiero druga powieść Majewskiego przedstawiam, to oni chyba jednak do przodu są,a ja nie nadążam :-(
      Wszystkie duże miasta od zawsze zmagają się z plagą szczurów, to już taki rys cywilizacji. jesteśmy na siebie skazani: ludzie i szczury!

      Usuń
  3. Ty to umiesz sobie znaleźć lekturę na długie, zimowe wieczory !! Ja przy takiej literaturze wymiękam, wyobraźnia by mnie "zabiła"...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, jakoś samo wpadło w ręce... Jeszcze mnie nic nie pogryzło ;-)

      Usuń
  4. no i widzisz, sama jesteś sobie winna, czytając Majewskiego wspominasz wszystkie inne lektury ze szczurzym wątkiem.
    Po głębszym zastanowieniu, przyznaję, bez wcześniejszych lektur Majewski byłby niestrawny:))

    Kupiłam i włożyłam pod choinkę, więc może kupię drugi egzemplarz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samo się przypomina automatycznie,to bardzo działa na wyobraźnię ;-)

      Usuń