poniedziałek, 12 października 2015

Przeczytałam

       Z opóźnieniem piszę, niestety. Autorka wybaczy. Mam wielki dylemat z książeczką Jadwigi Śmigiery Zwariowałam. Dostałam niespodziewanie, bez uprzedzenia. Szok, zaskoczenie, ale i satysfakcja: bo przewidziałam tę publikację podskórną intuicją, która czasami się sprawdza. A kiedy się sprawdzi, niedowierzanie bywa jeszcze większe. Zrazu przeczytałam za jednym zamachem pierwszą część Dawno temu otwieraną pięknym portretem Matki, co wynika z treści, aczkolwiek zdjęcia nie są podpisane. Opowieści znane, czytane wcześniej na blogu, tutaj poukładane zgodnie ze skalą uczuć Autorki. 
        Czytanie przerwałam. Następna część traktuje o podróżach. To jest ten mój dylemat: przejście od osobistych, ciepłych wspomnień o najbliższych do reportażowych z natury rzeczy relacji podróżniczych. Co prawda, Jadwiga traktuje wiele odwiedzanych miejsc, zwłaszcza ukochane miasteczko Kazimierz nad Wisłą czy Tatry z wielką czułością, lecz za każdym razem obok własnych odczuć jest w tych opisach sporo celnych obserwacji, obyczajowych scenek, zabawnych wydarzeń, a także erudycyjnych informacji. Absolutnie nie zgadzam się z przekonaniem, że książkę Jadwigi Śmigiery można czytać jednym tchem, mimo że ma skromne rozmiary. Przeciwnie, należy ją sobie podzielić przynajmniej na cztery etapy zgodnie z częściami wyodrębnionymi przez Autorkę i dozować powoli, smakując nastroje, podziwiając wrażliwość, może nawet zazdroszcząc trochę celności spostrzeżeń i bogactwa przeżyć. 
         Podział na cztery części uwarunkowany został czasem, wspomnieniami i naturalnym biegiem życia: Dawno temu, Kilka moich podróży, Teraz, Szczerbaty i Pytalski, czyli moje wnuki. Najpierw wspomnienia z dzieciństwa, portrety, właściwie migawki nieżyjących już bliskich: matki Zofii, babci Broni, babci Marysi i... drzewa w łazienkowskim parku. Część druga to czas nieco późniejszy, czas podróży, zwiedzania, smakowania świata, spotkań z ludźmi i historią. W części trzeciej krótkie bardzo zapisy zmagań z własną pamięcią, emocjami przechowywanymi od dzieciństwa, jak we fragmencie pod tytułem Nic czy Nie chciałam. Są takie spotkania z dniem dzisiejszym, które właściwie są jednocześnie pożegnaniem, rozstaniem i taki charakter mają rozdziały w  tej części. Może to być rozstanie z synem, który podjął decyzję o wyprowadzeniu się z rodzinnego domu i rozpoczęciu życia na własny rachunek (Wyfrunął), pożegnanie wiekowej i schorowanej suczki (Jej portret), czy bolesne pożegnanie z matką, o której pamięć pozostanie w smaku pierogów, których Jadwiga nie nauczyła się robić (Nie chciałam). W części ostatniej Autorka kreśli portrety dwóch swoich wnuków, Szczerbatego i Pytalskiego, portrety pełne ciepłego humoru, będącego zasługą opisującej ich babci, jak i samych bohaterów opowiadań. Zabieg trzecioosobowej narracji wprowadza ironiczny dystans do opisu zmagań babci Jadwigi z inteligentnymi wnukami.  A dzieci potrafią zadawać dociekliwe pytania i drążyć kwestie z wprawą detektywa, jak Pytalski drążący problem śmierci babci. Od takich pytań uciec nie można.
         Jedną z zalet publikacji są zdjęcia z archiwum Autorki. Te starsze, widać, że zniszczone nieco, może nieostre, i te nowsze, z odwiedzanych miejsc. Rzucone od niechcenia to tu, to tam, są naturalnym dopełnieniem tekstu, mieszczą się w skali ewokowanych przez narrację emocji. Nie przeszkadza mi to, że są nieostre czy nie nazbyt duże. Ich roli nie odbieram jako fotograficznej dokumentacji, lecz jako inny sposób wyrażania uczuć. Zdjęcia są wizualnym komentarzem tworzącym, a raczej dopełniającym nastrój zapisany w tekście. Poddałam się temu nastrojowi i mam tutaj swoje ulubione fotografie, jak początkowy portret, mała dziewczynka przy drzewie, akcesoria do yerba mate, kazimierzowski rynek widziany z Góry Trzech Krzyży czy ostatnie z Autorką spoglądającą na daleką panoramę gór.
         Skala tematów zaproponowanych w niewielkiej w sumie książeczce jest ogromna i to też jest zarazem jej mankament. Wywołuje w czytelniku pewne rozchwianie. Trudno jest bowiem bez spłycenia emocjonalnego odbioru przejść od wspomnień dalece intymnych o najbliższych do, skądinąd wspaniałego, reportażu z miesięcznego pobytu w Argentynie. Tekst ten uważam za najbardziej klarowny i reprezentatywny dla zobrazowania pisarstwa Jadwigi Śmigiery. Reportażowy styl, celne obserwacje, syntetyczne obrazki z ulicy, ze spotkań i rozmów, a obok jedno, dwa zdania o swojej tęsknocie do synka tworzą swoisty rozpoznawalny dla Autorki mikroklimat. I w tym momencie najbardziej mnie złości asekuracyjny tytuł książeczki Zwariowałam, z którym nie mogę się pogodzić.  Geneza tytułu, jak wyjaśnia Jadwiga, jest całkowicie pozatekstowa. Uważam, że taki tytuł jest dopuszczalny tylko w przypadku tekstów pisanych do szuflady, dla rodziny, domowej kroniki bądź ... powieści typu Obłęd Krzysztonia. Tutaj jednak nie mamy do czynienia z żadnym tego typu przypadkiem. Rozumiem, że autor może i ma prawo się uprzeć, bo tak czuje, bo wydaje mu się, że tak trzeba, ale od tego jest wydawnictwo, żeby w nietrafione pomysły autorskie ingerować, żeby zasugerować lepsze rozwiązanie. Niestety, tutaj wydawnictwo się nie popisało, dopuszczając do kuriozalnego tytułu, nie mającego nic wspólnego z treścią. Mało tego, Autorka miała prawo obawiać się reakcji czytelników na swój książkowy debiut, ale zgoda na ten tytuł oznacza, że wydawnictwo też się asekuruje i nie wierzy w wartość swojej własnej publikacji. Tak być nie może, tak być nie powinno.
          Na pewno warto dokładniej zrobić też korektę, która szwankuje w paru miejscach. Nie będę się nad tym rozwodzić, inni już to zrobili, a swoją drogą nie sądzę, że jest to akurat największa wada. Jest nią coś innego, co wynika z układu treści i tematyki. Nie jestem zwolenniczką mieszania w jednej publikacji tak różnorodnej tematyki i, co za tym idzie, form wypowiedzi. Jak wspomniałam, mamy tu sprawnie i obrazowo poprowadzone reportaże podróżnicze, ale mamy też pełne ciepła, niemal baśniowe wspomnienia, jak Stokrotka. Sprawia to pewne trudności w odbiorze. Domyślam się, że zostało to podyktowane poniekąd osobistym wyborem Jadwigi, zapewne chciała zamieścić te teksty, które traktują o osobach dla niej najważniejszych, ale z drugiej strony jest to efekt przeniesienia, niestety zbyt mechanicznego, tekstów pisanych na blogu. Skutkiem tego pojawia się na przykład charakterystyczny zwrot do stałych czytelników: Moja, ale czy mam prawo ją tak nazywać, oceńcie sami. Poza blogiem zdanie to nie ma wielkiego sensu, tym bardziej, że jedyne tego typu (o ile czegoś nie przegapiłam). Oczywiście w różnych formach epickich już od Homera poczynając istnieje coś takiego jak ujawnienie się narratora i nawiązywanie kontaktu z czytelnikiem, niemniej zachodzi różnica czy jest to czytelnik uniwersalny, bezimienny, czy też trochę już znany, od którego oczekujemy informacji zwrotnej, jak właśnie czytelnicy komentujący wpisy na blogu.
           Książka rządzi się innymi prawami. Jeśli miał to być niejako blog w formie drukowanej, to wypadało zachować też inne jego wyróżniki: blogową kolejność tekstów bez "książkowego" podziału na autorsko przemyślane rozdziały, być może nawet ciekawym efektem byłoby wykorzystanie w publikacji pewnej liczby komentarzy wraz z odpowiedziami na nie. Zdaję sobie sprawę, że przygotowanie takiej książki wymagałoby większej pracy redakcyjnej. Być może właśnie tak należałby zrobić. Wydać nie jedną, a co najmniej dwa odrębne, w zupełnie innym charakterze, tomy: tom wspomnień osobistych i reportażowy tom podróżniczy.  A Jadwigę Śmigierę stać na to na pewno, bo ma o czym pisać. Największa trudność, przed jaką stoi, to nadmiar tematów, wrażeń, wspomnień, nadmiar wiedzy i pasji podróżniczej, nadmiar obserwacji i zachwytów. Ale wierzę, że sobie poradzi, bo chciałabym przeczytać te kolejne dwa tomy ;-)
           
Jadwiga Śmigiera, Zwariowałam. Wydawnictwo Literackie Białe Pióro. Warszawa 2015
         

18 komentarzy:

  1. Ale mnie zaskoczyłaś!
    Bardzo, bardzo serdecznie Ci dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się kajam, że tak późno. U mnie żadne obietnice nie giną, tylko na realizację trzeba czasem poczekać ;-)

      Usuń
  2. Mam tę tu pięknie zrecenzowaną Książeczkę. :)
    Miłego dnia. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja książeczkę przeczytałam w ciągu paru godzin. A po paru dniach wróciłam, aby każdą cześć jeszcze raz poznać. A przecież niemal wszystko znałam dużo wcześniej. To jest fenomen Jadzi, potrafiła w małej książeczce zawrzeć swoją wrażliwość, tak w opisywaniu relacji z bliskimi, jak w opisach ukochanych miejsc. W tym wszystkim nie brakło dowcipu, więc i łzy wzruszenia i łzy ze śmiechu były. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy pierwszym czytaniu na szybko niektóre rzeczy umykają, potrzebny jest drugi i trzeci ogląd :-) Dziękuję za odwiedziny!

      Usuń
  4. Zgadzam się Noti , z tego materiału, który znamy mogłyby być złożone dwie wspaniałe książeczki, pierwsza osobista, ciepła, pokazująca nam Jej świat i rodzinę, a druga z cyklu reportaży. Poza tym przy tak fajnym pisaniu wydawnictwo nie napracowało się zbytnio, wielka szkoda, bo mogło ingerując rzetelnie mieć wspaniałe dwie pozycje, zabrakło też dobrej rzetelnej korekty, a Jadwiga zasługiwała na nią jak nikt!
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podzielasz moje zdanie. Jak z tego wynika, wiele zależy od chęci i możliwości wydawnictwa. Między autorem a wydawnictwem powinna zachodzić ścisła kompatybilność celów i współpraca.

      Usuń
  5. :)) Wnikliwa, rzetelna recenzja.
    Nie psułabym radości Autorce. Zdecydowała, dzieląc na rozdziały, że książeczka będzie rodzajem silva rerum:)) Niech będzie. Wtedy teksty o różnej tematyce, stylu, poziomie. Większe mam pretensje o niestaranność, która nałożona na różnorodność była dla mnie przyczyną poczucia chaosu i rozdrażnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorce zezwalam na wszystko, natomiast nie zezwalam wydawnictwu ;-)

      Usuń
  6. Solidna recenzja. Konstruktywna. Też bym chciała przeczytać kolejne tomy, tomiki. Objętość nie tak ważna, jak to by w ogóle były.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to dopiero, komentarza mojego własnego nie ma! Serdecznie witam w moich progach, Ewo!

      Usuń
  7. az nabralam ochoty na te ksiazke, bo to juz trzeci chyba blog z recezja tej ksiazki ... pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorka ma swój blog i najpierw tam pojawiły się zamieszczone w książce teksty, dlatego je znaliśmy za nim pojawiły się w druku :-) Kliknij na prawym pasku pod nagłówkiem "Po sąsiedzku" na link "Jadwiga w podróży" - tam znajdziesz nie tylko teksty zamieszczone w książce, ale i całą resztę.

      Usuń
  8. Jestem pod wrażeniem fachowej recenzji i chyba się cieszę, że bardziej "zmysłowo" odbieram przeczytaną książkę. Poznałam Autorkę i tym większą przyjemność miałam czytając każde słowo. Pod sercem zostawiłam sobie to, co poruszyło mnie najbardziej i nie zastanawiam się czy poszczególne części pasują. Myślę ze każde życie to zlepek różnych części niekoniecznie pasujących do siebie. Chciałam poznać Jadwigę bardziej, bo to osoba godna zainteresowania i cieszę się, że książeczka właśnie w tej formie, wszechstronnej) dotarła do moich rąk. Teraz chcę więcej tomików, mogą być tematyczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmysłowo odbieram muzykę, słowo w oprawie składniowej jest wyzwaniem intelektualnym. Zboczenie zawodowe ;-)

      Usuń