wtorek, 4 lutego 2014

Było na afiszu i było się na spektaklu

      Kiedy byłam na Dziadku do orzechów? 18. stycznia, tak, ponad dwa tygodnie temu. Dlaczego piszę o tym dopiero dzisiaj? Bo byłam wściekła. Potwornie wściekła i nie mogłam zebrać ani uspokoić myśli.  Bo gdy dwa miesiące wcześniej kupowałam bilet, to nie po to by oglądać Vladimira Yaroshenkę! Oczywiście nic nie mam do sympatycznego Vladimira, ale to nie on miał tańczyć tego dnia w roli Księcia, tylko Maksim Wojtiul. Kiedy zamienili obsadę? Nie zauważyłam. Bilety sobie leżały czekając na właściwy czas, nie sprawdzałam. Pro forma zajrzałam na stronę TWON dzień wcześniej i zamarłam. Ale miałam jeszcze nadzieję, że mi się przywidziało. Przyjeżdżam sobie, wchodzę, kupuję program i szok!  Nawet gdybym zorientowała się wcześniej, nic by to nie dało, bo biletów kupionych przez internet nie można zwracać. Takie porządki, o!
      Nie, no w sume Yaroshenko ładnie się prezentował i ładnie tańczył, ale... musiałam przeboleć zawód. Yuka Ebihara jako Klara była zjawiskowa, jak zawsze. Ale z trzeciej strony znowuż ciekawa byłam w partii Drosselmeyera Sergeya Basalaeva, choć i Wojciech Ślęzak stworzył atmosferę niesamowitości i tajemniczości. Ale byłam ciekawa, no i nie wyszło, wszystkich poprzesuwano, obsada z soboty poszła na piątek i na odwrót. Za to Kurusz Wojeński jako Król Myszy mnie nie zwiódł, bo tutaj patrzyłam niezmąconym oczekiwaniami okiem. W ogóle on ma predyspozycje do ról charakterystycznych. W Pawle Koncewoju tańczącym Dziadka do orzechów znalazł równorzędnego przeciwnika i partnera. 
      W całej realizacji dominują jednak dzieci. Dwaj choreografowie, Toer van Schayk i Wayne Eagling, zrobili dużo miejsca na wprowadzenie postaci dziecięcych z Klarą i jej bratem Jasiem na czele, w scenach domowo-rodzinnych, kiedy w świąteczny wieczór schodzą się goście, dzieci otrzymują prezenty, bawią się nimi, na dworze zaś mamy ślizgawkę i też dziecięce zabawy. W dużej mierze to właśnie dzięki dzieciom wyczarowany zostaje magiczny nastrój, ewokujący wspomnienia z czasów, kiedy czytaliśmy baśnie. 
      Podkreślenie magiczności dokonuje się przez zastosowanie technicznych możliwości: ściany się rozsuwają i unoszą, scena i przestrzeń zmienia się na oczach widzów, kilkakrotnie lalka dziadka do orzechów przeobraża się w żywą postać i na odwrót. Wyraziste kostiumy na pewno w większym stopniu przemawiają do dziecięcej wyobraźni. Trochę za dużo było kelejdoskopowycyh zmian, np. w szeregu tańców: arabskim, chińskim, rosyjskim... W sumie nie bardzo wiem, dlaczego tak a nie inaczej się nazywają, nie było w nich specyficzncyh charakterystycznych cech, jakichś narodowych wyróżników. Tylko taniec grecki był genialny w swoim nieco prześmiewczym charakterze.  Starszy Grek, pochylony i jakby kulawy, chcący tańczyć, ale uniemożliwiała mu to podagra, nieodparcie kojarzył mi się z kulawym jąkałą Klaudiuszem genialnie zagranym przez Dereka Jacobiego (serial BBC Ja, Klaudiusz na podst. powieści Roberta Gravesa, 1976 r.). 
      Wracając do głównej obsady,  oczywiście brawa wielkie były dla solistów po popisowych numerach w akcie II.  Książę tańczył i fruwał, Klara śniła, że jest księżniczką. A potem wszyscy się obudzili, Króla Myszy nie było, za oknem padał śnieg i dzieci wybiegły się bawić na warszawską ulicę. Bo rzecz dzieje się w Warszawie. Ostatecznie przecież Hoffmann w Warszawie mieszkał przez trzy lata na trzecim piętrze pewnego palazzo przy ulicy Freta. Szczególnie upodobał sobie spacery do Łazienek i Ogrodu Saskiego, dokąd chodził szukać natchnienia. 
     


Dziadek do Orzechów i Król Myszy - zdjęcia

20 komentarzy:

  1. Z tego wynika, ze pomimo innej obsady i tak byłaś zadowolona choć trochę tez zawiedziona, ale niestety tak czasem bywa ze nigdy nie mamy pewności co do obsady
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry balet nie jest zły ;-) Ta obsada była podana, tylko się zmieniła nie wiedzieć czemu.

      Usuń
  2. DZIADEK DO ORZECHÓW I KRÓL MYSZY
    Piotr Czajkowski / Toer van Schayk, Wayne Eagling
    Libretto: Marius Petipa wg opowieści E.T.A. Hoffmanna
    Prapremiera: Teatr Maryjski, Sankt Petersburg, 6 grudnia 1892

    Premiera polska: Teatr Nowości, Warszawa, 30 grudnia 1922

    Premiera tej inscenizacji: Het Nationale Ballet, Amsterdam, 13 grudnia 1996

    Premiera Polskiego Baletu Narodowego: Teatr Wielki, Warszawa, 25 listopada 2011

    Dyrygent: Evgeny Volynsky
    Choreografia: Toer van Schayk, Wayne Eagling
    Scenografia i kostiumy: Toer van Schayk
    Światła: Bert Dalhuysen
    Oczywiście,ściągnęłam z clipu, ale zainteresowały mnie daty pierwszych wykonań, i pewność,że dobra sztula sie nie starzeje.
    Dziękuję Ci za opis Twoich perypetii, ale wstawka a youtuba daje mozliwość przyjrzenia sie "Kuchni".To fantastyczne.
    Proponuje Ci miejsce na platformie cyfrowek z kanałem edukacyjnym: Wielka Sztuka. Ukłony do ziemi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle, windujesz mnie zbyt wysoko, a ja mam lęk wyskości. Raźniej byłoby latać razem ;-)
      Krzysztof Pastor, dyrektor Polskiego Baletu Narodowego, często współpracuje z holenderskim Het Nationale Ballet, bo on tam przecież tańczył przez 10 lat. Teraz ściąga stamtąd wszystko, co najlepsze :-)

      Usuń
  3. I pomyśleć, że jeszcze rok temu te nazwiska tancerzy byłyby dla mnie jako cymbał brzmiący, a teraz to nawet mogłabym podjąć polemikę...:)) No dobra, przynajmniej dyskusję, z góry przegraną, bo co ja tam wiem o tańcu? Ja nawet nie sprawdzam obsady, bo i tak osłupiała gapię się na to co wyrabiają tancerze obu płci i wciąż tego nie ogarniam. Jedynie Popova nie specjalnie lubię, bo jest dla mnie za miękki, zbyt gejowski. Ale reszta - Boże...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dyskutować zawsze można ;-) Co chcesz od Popova? Jako Chopin w jubileuszowym 2010r. był wspaniale romantyczny :-)

      Usuń
  4. Kolejny wpis z gatunku "nie wiem jak skomentować". Po prostu czytam i...podziwiam :)
    Pozdrawiam Notario:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodorku, nie bądź taka skromna, jak piszesz o spektaklach, na których bywasz, o wystawach i spotkaniach z ciekawymi ludźmi, to co ja mam napisać, skoro nie widziałam, nie byłam, nie znam? Tak samo nie wiem.

      Usuń
  5. Jak ja lubię te Twoje relacje. Czuję się prawie, jakbyśmy były tam z razem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-) Twoje towarzystwo zawsze mile widziane ;-))

      Usuń
  6. Notario dobrze, że taniec Ci się podobał, to przebolenie łagodniejsze - prawda? Okazuje się, że Internet nie jest taki wspaniały, skoro tak kupionych biletów.........., no ale nic nie jest idealne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie jest doskonałe, Pejo ;-) Jakoś to przebolałam, ale żal mimo wszystko.

      Usuń
  7. Chyba pierwszy raz byłam wreszcie na czymś... Nie nie, przesadzam, byłam też na moim zupełnie ulubionym Nabucco i poszłabym z miejsca raz jeszcze, jak i na zupełnie nieulubionej Carmen. Ale Dziadek to trochę wspomnienie z dzieciństwa. Może nawet nie trochę. Kiedy natomiast na żywo widzi się Króla Myszy, który w książce z ilustracjami był tak groźny, to można pozwolić sobie na dreszcze. Mieszaninę odczuć estetycznych i sentymentalnych. Ale wracając do Nabucco, ach, jeszcze raz bym, jeszcze raz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cierpliwości, znajdziemy jeszcze parę rzeczy, na których byłaś ;-) Nabucco też, ale teraz chciałabym zobaczyć kolejną nową realizację w innej reżyserii, ale się nie zanosi. Podobnie Carmen, bo w ostatniej Don Jose był niezbyt zachwycający. Przynajmniej obsadę trzeba zmienić.

      Usuń
  8. Na "Dziadku" byłam ostatnio piętnaście lat temu...Córcia potem przez kwartał skakała po meblach...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie, na jakim, gdzie, w jakiej realizacji? "Dziadek" "Dziadkowi" nierówny ;-)

      notaria

      Usuń
    2. W Bytomiu...:) Reszta szczegółów utonęła w niepamięci ;o) Na ochotnika pilnowałam 30-tu Dziesięciolatków...;o) To dopiero był sport ekstremalny...;o)

      Usuń
    3. Czyli zapewne Opera Śląska. Była taka realizacja, a teraz mają jakąś nową. Może znowu warto odświeżyć wspomnienia? W styczniu było na afiszu, nie wiem, jak teraz.

      Usuń
  9. Relacja ze spektaklu faktycznie wyśmienita. Twoja "wściekłość" na zmianę tancerza trochę śmieszna, bo przecież tancerz też człowiek i może się rozchorować lub mieć inne zdarzenie losowe. Przedstawienia teatralne(operowe, baletowe), maja podwójne obsady właśnie po to, by nie odwoływać spektaklu, gdy jeden z członków zespołu nie może wystąpić, a można go zastąpić dublerem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Moja Droga,czasem się idzie nie na balet, tylko na "tancerza"; czy zdajesz sobie sprawę, że na opery czy balet chodzi się nie po to, żeby poznać przebieg zdarzeń, bo ten się ZNA, tylko ze względu na obsadę?

    OdpowiedzUsuń