Gdzieś w 1927 lub `28 roku Dymitr Szostakowicz komponuje do własnego libretta, pisanego we współpracy najpierw z Jewgienijem Zamiatinem, a potem jeszcze Gieorgijem Joninem i Aleksandrem Preisem, operę pod tym samym tytułem, której premiera miała miejsce18 stycznia 1930 roku w Teatrze Małym w Leningradzie. Sztuka spotkała się z ostrą krytyką i została zdjęta z afisza.
W 2010 roku William Kentridge dokonał nowej realizacji opery Szostakowicza dla Metropolitan Opera. Wykorzystał w niej współczesną wszechstronną sztukę różnorodnych typów animacji, w których zawarł szereg czytelnych aluzji do sowieckiego przedwojennego reżimu. Uczłowieczony pan Nos jako jeździec wspina się na pomnik i zastyga na moment w pozie Piotra Wielkiego na słynnym petersburskim monumencie. Ale zaraz przybiera różne inne postawy znanych reżimowych, bardzej współczesnych postaci: Lenina, Stalina, Trockiego... defiluje z tłumem w rytmie marsza, bierze udział w zawodach sportowych, wspina się po szczeblach kariery i ani myśli wracać na swoje naturalne miejsce.
Gogolowska satyra na wynaturzenia carskiej biurokracji i systemu urzędniczego przeobraża się w gorzki i momentami nawet straszny obraz sowieckiej dyktatury. Niebagatelną rolę odgrywa w nim muzyka prowadzona na granicy słuchowej wytrzymałości, kiedy Policmajstrowi kompozytor niemal całą partię układa w górnych rejestrach tenorowego głosu do wysokiego Es, którym raz po raz rani uszy. Partie Policmajstra - świetnie oddane przez rosyjskiego tenora Andrieja Popowa, w scenie z policyjnym oddziałem jako żywo przypominają szczekanie psa, bo tylko tak Policmajster umie wydawać rozkazy. Nie inaczej jest w scenie, kiedy przychodzi on do właściciela nosa, Kowaliowa, chcąc oddać mu jego zgubę. Odda ją, owszem, ale wcześniej swoim skrzeczącym w wysokich rejestrach głosem zażąda sporej łapówki.
W sobotniej powtórzonej w Met realizacji Kentridge`a w partii głównej - nieszczęsnego Kowaliowa wystapił baryton Paulo Szot. I tu niespodzianka - wystarczy popatrzeć na nazwisko. Kolejny Polak na scenie Met. Co prawda urodził się w Brazylii, ale jego rodzice wyemigrowali tam po wojnie z Polski. Mało tego, studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, a karierę rozpoczynał w zespole Śląsk. To dlaczego nigdzie wielkimi literami tego nie napisano?! Tylko muszę doszukiwać się takich informacji pokątnie?! Partia Kowaliowa była przed trzema laty jego debiutem w Metropolitan Opera.
Poza tym Szostakowicz umieścił w operze 70 śpiewających osób, dlatego wystawienie jej to trudne przedsięwzięcie związane ze zgromadzeniem aż tylu śpiewaków jednocześnie. No cóż, dwudziestodwuletni wówczas kompozytor bez oglądania się na jakiekolwiek ograniczenia realizował swój nowatorski pomysł na nowoczesną operę na miarę XX wieku.
Dymitr Szostakowicz - Nos - 26 października 2013, Metropolitan Opera
reżyseria - William Kentridge
Obsada:
Kowaliow - Paulo Szot, baryton
Policmajster - Andriej Popow, tenor
Nos - Alexander Lewis, tenor
A tego nie da się inaczej wkleić - Andriej Popow jako Policmajster
Paulo Szot jako Kowaliow rozmawia z Nosem spotkanym w kościele
Bonus :-)
Brawo! Prawda, że niezły?
Świetny baryton, lubię takie operowe głosy.
OdpowiedzUsuńTak, świetnie się go słucha.
UsuńPani Detektyw, informacje pokątne są najbardziej interesujace! niuchem jako ważnym zmysłem posługiwali sie nie lada tropiciele:)
OdpowiedzUsuńświetna historia, a dzięki pikantnym szczególom zabawna mimo upiornego kontekstu historycznego.
gdzie ogladałaś? cz.
Ogólny wydźwięk upiorny niestety, takie czasy, a Kentridge pochodzący z RPA dodatkowo skojarzył sobie całość z apartheidem.
UsuńPisownia nazwiska Szot nie dawała mi spokoju, dlatego musiałam go sprawdzić ;-)
W Rzeszowie :-)
Kiedy po raz pierwszy przeczytałam "Nos" zapałałam tak ogromną miłością do Gogola, że mi do dzisiaj została...
OdpowiedzUsuńNawet sobie wyobrażałam "kim" mógłby zostać mój osobisty kinol...;o)
Na pewno kimś wybitnym :-)))
UsuńŁo matko, jaka ja nieprzytomna, byłam zalogowana, a jako Anonim się podpisałam ;-)
UsuńWybitnie wielgaśny...;o)
UsuńNo i niech mi ktoś powie, że na blogach nie można się interesujących rzeczy dowiedzieć. Oczywiście tylko na blogach wyjątkowo wartościowych takie rzeczy są...
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo.:-)
Nie przymierzając do Twojej kopalni wiadomości wszelkich, którą tworzysz na swoim blogu!
Usuńnotaria
W rzeczy samej: niezgorszy... A gdzież ów się chował dopotąd przed światem, że o niem tak cicho?
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
A przecież śpiewał w zespole Śląsk. Może nawet go słyszałam, bo pamiętam, że w latach jego występów, byłam na koncercie zespołu. A potem wsiąkł w Broadway :-))) No i tam zarabiał na popularność. A my co? Nie byliśmy tam, to i nie znamy ;-)
UsuńSilny mężczyzna z takim samym głosem. Dobrze, że Ameryka się na nim poznała, bo u nas mógłby nie zaistnieć.
OdpowiedzUsuńAleż mamy i tutejszych znamienitych śpiewaków robiących kariery w świecie;
OdpowiedzUsuń