wtorek, 29 października 2013

Gogol nasz współczesny

     Mikołaj Gogol w 1835 roku napisał opowiadanie Nos. Pełne absurdu, ale z pietyzmem oddane poszukiwania poszkodowanego Kowaliowa, który usiłuje swój osobisty nos odnaleźć, a po odnalezieniu zmusić, aby wrócił na swoje miejsce między dwa policzki, opowiedziane zostały z powagą należną tak wielkiej stracie i z dystansem obnażającym reguły hierarchiczno-urzędniczej machiny carskiej Rosji. Dość  powiedzieć, że zwykły nos staje się Nosem - wielce ważną osobistością, żyjącą samodzielnym życiem i ani mu w głowie... eee, znaczy w nosie, powrót do podrzędnej roli ozdoby Kowaliowej twarzy.
     Gdzieś w 1927 lub `28 roku Dymitr Szostakowicz komponuje do własnego libretta, pisanego we współpracy najpierw z Jewgienijem Zamiatinem, a potem jeszcze Gieorgijem Joninem i Aleksandrem Preisem, operę pod tym samym tytułem, której premiera miała miejsce18 stycznia 1930 roku w Teatrze Małym w Leningradzie. Sztuka spotkała się z ostrą krytyką i została zdjęta z afisza.
      W 2010 roku William Kentridge dokonał nowej realizacji opery Szostakowicza dla Metropolitan Opera. Wykorzystał w niej współczesną wszechstronną sztukę różnorodnych typów animacji, w których zawarł szereg czytelnych aluzji do sowieckiego przedwojennego reżimu. Uczłowieczony  pan Nos jako jeździec wspina się na pomnik i zastyga na moment w pozie Piotra Wielkiego na słynnym petersburskim monumencie. Ale zaraz przybiera różne inne postawy znanych reżimowych, bardzej współczesnych postaci: Lenina, Stalina, Trockiego... defiluje z tłumem w rytmie marsza, bierze udział w zawodach sportowych, wspina się po szczeblach kariery i ani myśli wracać na swoje naturalne miejsce.
      Gogolowska satyra na wynaturzenia carskiej biurokracji i systemu urzędniczego przeobraża się w gorzki i momentami nawet straszny obraz sowieckiej dyktatury. Niebagatelną rolę odgrywa w nim muzyka prowadzona na granicy słuchowej wytrzymałości, kiedy Policmajstrowi kompozytor niemal całą partię układa w górnych rejestrach tenorowego głosu do wysokiego Es, którym raz po raz rani uszy. Partie Policmajstra - świetnie oddane przez rosyjskiego tenora Andrieja Popowa, w scenie z policyjnym oddziałem jako żywo przypominają szczekanie psa, bo tylko tak Policmajster umie wydawać rozkazy. Nie inaczej jest w  scenie, kiedy przychodzi on do właściciela nosa, Kowaliowa, chcąc oddać mu jego zgubę. Odda ją, owszem, ale  wcześniej swoim skrzeczącym w  wysokich rejestrach głosem zażąda sporej łapówki.
       W sobotniej powtórzonej w Met realizacji Kentridge`a w partii głównej - nieszczęsnego Kowaliowa wystapił baryton Paulo Szot. I tu niespodzianka - wystarczy popatrzeć na nazwisko. Kolejny Polak na scenie Met. Co prawda urodził się w Brazylii, ale jego rodzice wyemigrowali tam po wojnie z Polski. Mało tego, studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, a karierę rozpoczynał w zespole Śląsk.  To dlaczego nigdzie wielkimi literami tego nie napisano?! Tylko muszę doszukiwać się takich informacji pokątnie?! Partia Kowaliowa była przed trzema laty jego debiutem w Metropolitan Opera. 
       Poza tym Szostakowicz umieścił w operze 70 śpiewających osób, dlatego wystawienie  jej to trudne przedsięwzięcie związane ze zgromadzeniem aż tylu śpiewaków jednocześnie. No cóż, dwudziestodwuletni wówczas kompozytor bez oglądania się na jakiekolwiek ograniczenia realizował swój nowatorski pomysł na nowoczesną operę na miarę XX wieku.

Dymitr Szostakowicz - Nos - 26 października 2013, Metropolitan Opera
reżyseria - William Kentridge
Obsada:
Kowaliow - Paulo Szot, baryton
Policmajster - Andriej Popow, tenor
Nos - Alexander Lewis, tenor

                                         Skrótowy pokaz animacji operowej Kentridge`a

A tego nie da się inaczej wkleić - Andriej Popow jako Policmajster

Paulo Szot jako Kowaliow rozmawia z Nosem spotkanym w kościele


Bonus :-)


Brawo! Prawda, że niezły?


14 komentarzy:

  1. Świetny baryton, lubię takie operowe głosy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Detektyw, informacje pokątne są najbardziej interesujace! niuchem jako ważnym zmysłem posługiwali sie nie lada tropiciele:)
    świetna historia, a dzięki pikantnym szczególom zabawna mimo upiornego kontekstu historycznego.
    gdzie ogladałaś? cz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólny wydźwięk upiorny niestety, takie czasy, a Kentridge pochodzący z RPA dodatkowo skojarzył sobie całość z apartheidem.
      Pisownia nazwiska Szot nie dawała mi spokoju, dlatego musiałam go sprawdzić ;-)
      W Rzeszowie :-)

      Usuń
  3. Kiedy po raz pierwszy przeczytałam "Nos" zapałałam tak ogromną miłością do Gogola, że mi do dzisiaj została...
    Nawet sobie wyobrażałam "kim" mógłby zostać mój osobisty kinol...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno kimś wybitnym :-)))

      Usuń
    2. Ło matko, jaka ja nieprzytomna, byłam zalogowana, a jako Anonim się podpisałam ;-)

      Usuń
    3. Wybitnie wielgaśny...;o)

      Usuń
  4. No i niech mi ktoś powie, że na blogach nie można się interesujących rzeczy dowiedzieć. Oczywiście tylko na blogach wyjątkowo wartościowych takie rzeczy są...
    Dziękuję Ci bardzo.:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przymierzając do Twojej kopalni wiadomości wszelkich, którą tworzysz na swoim blogu!

      notaria

      Usuń
  5. W rzeczy samej: niezgorszy... A gdzież ów się chował dopotąd przed światem, że o niem tak cicho?
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przecież śpiewał w zespole Śląsk. Może nawet go słyszałam, bo pamiętam, że w latach jego występów, byłam na koncercie zespołu. A potem wsiąkł w Broadway :-))) No i tam zarabiał na popularność. A my co? Nie byliśmy tam, to i nie znamy ;-)

      Usuń
  6. Silny mężczyzna z takim samym głosem. Dobrze, że Ameryka się na nim poznała, bo u nas mógłby nie zaistnieć.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ mamy i tutejszych znamienitych śpiewaków robiących kariery w świecie;

    OdpowiedzUsuń