sobota, 19 października 2013

Poszłam na film

       Tak, tak, filmy oglądam od pewnego czasu tak rzadko, że obejrzenie jakiegoś jest wydarzeniem wartym publicznego odnotowania. Poprzednim razem - nie pamiętam dokładnie, kiedy - byłam na O północy w Paryżu Woody Allena, więc oczywiste jest, że to całkiem inna liga i z nikim ani z niczym porównywać się nie da. Tym razem poszłam do kina na polski film. A to jest godne odnotowania jeszcze bardziej. Bo ja do kina nie chodzę z założenia, a polskich filmów nie oglądam dla zasady. Ale poszłam i obejrzałam film, który i tak już chyba wszyscy widzieli, a przynajmniej wszyscy o nim słyszeli: Wałęsa. Człowiek z nadziei Andrzeja Wajdy.
      Jak tytuł wskazuje, jest to trzecia część powstałego w ten sposób - nieplanowanego przecież od samego początku - tryptyku z wcześniejszymi Człowiekiem z marmuru (1976) i Człowiekiem z żelaza (1981) z pamiętnymi kreacjami Krystyny Jandy i Jerzego Radziwiłowicza. Odnotować trzeba, że nastąpiła zmiana pokoleniowa w obsadzie aktorskiej, chociaż Krystyna Janda też tu występuje: rozdaje podziemną gazetkę pasażerom w tramwaju. Jednak główne role to aktorzy, którzy zaczęli błyszczeć w światłach rampy później niż powstawały poprzednie filmy Wajdy oraz całkiem niedawno: Robert Więckiewicz zadebiutował w filmie 1991 r., a Agnieszka Grochowska w Teatrze Telewizji w 2001. 
     Obsadzeni  przez reżysera w trudnych rolach postaci przecież żyjacych, nadal aktywnych publicznie, nierzadko kontrowersyjnych, o których większość Polaków ma wyrobione zdanie i utrwalony obraz, mogli ten film albo całkowicie położyć, albo unieść. Udało się to drugie i to znakomicie. Robert Więckiewicz jest Wałęsą z krwi i kości, nie tylko podobnym wizualnie, ale i z rewelacyjnie oddaną manierą sposobu mówienia, zachowania się, gestykulacją.  Nie znaczy to wcale, że aktor stworzył w wierną kopię Wałęsy w latach 1970 - 1989, kiedy rozgrywa się akcja filmu. Więckiewicz zrobił coś więcej: zagrał postać w taki sposób, że patrzymy na niego jak na kogoś realnego, ale odrębnego od Wałęsy dzisiejszego. Może inaczej: rola Więckiewicza to historyczna postać realnie uczestnicząca w dziejach Polski drugiej połowy XX wieku, na szczęście bez naleciałości późniejszych kontrowersji wynikających z postępowania  Lecha Wałęsy od momentu wyboru na prezydenta po dzień dzisiejszy. To także zasługa reżysera, że wiedział, w którym momencie flm zakończyć, żeby zgodnie z tytułem niósł przesłanie nadziei, a nie frustracji i rozczarowania.
      Nie wiem, na ile Agnieszka Grochowska zbliża się w swojej roli do autentycznej postaci Danuty Wałęsy, ponieważ o życiu byłej pierwszej damy nie wiem nic, książki jej nie czytałam, wystapień nie śledziłam i nie śledzę. W zasadzie nie bardzo mnie to interesuje. Sądzę, że to nieistotne nawet. Dla mnie jako widza ważne jest, że p. Grochowska stanęła na wysokości aktorskiego zadania, że jej gra jest przekonująca, że umie pokazać wątek życia prywatnego rodziny Wałęsów ani nie przejaskrawiając go, ani nie bagatelizując. Mamy małżeństwo: on jest robotnikiem, ale niepokornym, który, jak w pewnym momencie wywiadu udzielanego Orianie Fallaci (w tej roli kapitalna włoska aktorka Maria Rosaria Omaggio) sam mówi "lubi się wtrącać", ona mimowolnie zostaje żoną działacza, który regularnie zamykany na 48 godzin, raz po raz znika z życia rodziny, zostawiając żonę z gromadką dzieci. 
        Tak wygląda to od środka, gdy tymczasem na zewnątrz, w świecie tysięcy ludzi pracy, w świecie polityki, w świecie publicznym rozgrywa się autentyczny przełom, zmaganie ludzkiego ducha z równie  (nie) ludzką dyktaturą. Film Wajdy na szczęście nie jest ani koturnowy, ani tym bardziej groteskowy, chociaż komizm tu jest, jest sarkazm, jest ironia. I są oczywiście dramaty, bo przecież w grudniu 1970 roku polskie wojsko strzelało do polskcih robotników, zginęli ludzie. Mamy obrazy pałowania, tortur w areszcie, nękania, są kolejki po meble i przed sklepem z mięsem, puste półki i wymowny kosz sklepowy z napisem batoniki, w którym ani jednego batonika oczywiście nie ma. To wszystko jest nie tylko na nowo wyreżyserowane z setkami statystów, w filmie wykorzystano bowiem autentyczne nagrania i fragmenty Kroniki Filmowej mistrzowsko połączone przez Pawła Edelmana, autora zdjęć. Zdjęcia w połączeniu z bezbłędną obsadą sprawiają, że bez trudu można rozpoznać najważniejsze postaci: poza Wałęsami także Dorotę Wellman jako Henrykę Krzywonos ze słynną kwestią "ten tramwaj dalej nie jedzie", Ewę Kuryło w roli Anny Walentynowicz czy Bogdana Borusewicza, którego zagrał Bogusław Kudłek.
       Ilu reżyserów, tyle zapewne byłoby koncepcji zrobienia tego filmu; nawet każdy recenzent, a niemal i każdy widz ma swoje "ale". Tego za dużo, tamtego za mało, a ta osoba ma się nijak do prawdy historycznej. I w ogóle gdzie ta prawda jest? Czy to jest prawdziwy portret Wałęsy, gdy zastraszony podpisuje podsuwaną przez UB zgodę na współpracę, myśląc wówczas o tym, czy urodził mu się syn, czy córka? Sam Wałęsa po obejrzeniu filmu odżegnywał się, że nie był aż takim bufonem, jakiego zagrał Więckiewicz. Prawda historyczna w ogóle jest trudna do filmowania, a prawda o człowieku tym bardziej. Zresztą, nie odbieram tego filmu jako opowieści sensu stricte historycznej. Jakby nie było, jest to przecież film fabularny, a nie dokument historyczny. Nieraz się zastanawiałam, jak to jest, że Amerykanie produkują tyle filmów o różnych swoich bohaterach, pokazują ludzi rzuconych w wir historii lub ową histoprię tworzących, a przecież żaden z nich nie był święty, ale flmy pokazują i utrwalaja to, czym się najbardziej zasłużyli. Pamiętam taki film o byłym burmistrzu Nowego Jorku, Rudolphie Giulianim - The Rudy Giuliani Story ze znakomitą rolą Jamesa Woodsa w roli głównej. Bohater filmu w sensie historycznym na drodze swojej politycznej kariery również wzbudzał kontrowersje, stosował nie zawsze czyste metody, pewne fakty z życia ukrywał, miano mu wiele za złe, ale to, co zrobił, jak zorganizował służby ratownicze, jakie wykazał zaangażowanie po zamachach 11 września wystarczyło, aby powstał film o jeszcze jednym amerykańskim bohaterze. 
         Myślę, że film Andrzeja Wajdy został właśnie tak pomyślany: jako film o polskim współczesnym bohaterze. Jego atutem jest - poza obsadą, montażem, zdjęciami, a młodzi widzowie zapewne dodadza jeszcze rapowaną muzykę - świetna ścieżka dialogowa Janusza Głowackiego. Język serio przeplatany z ironią; żart słowny i sytuacyjny; wykorzystanie autentycznych zdań, wypowiedzi, zwrotów, które weszły do zasobu frazeologicznego potocznej polszczyzny, jak słynne "nie chcem, ale muszem". Podobno Wajda ingerował w scenariusz Głowackiego temperując w oryginale mocniej wyrażony sarkazm, groteskowy i absurdalny humor językowy. Na ile ostateczny obraz odchodzi od pierwowzoru być może będzie się można dowiedzieć z książki Janusza Głowackiego, która niedługo ma się ukazać pod tytułem Przyszłem, czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy - książka ma się pojawić w księgarniach już za 4 dni - 23 października.
      

23 komentarze:

  1. Do filmu mnie bardzo zachęciłaś. To znaczy i tak poszłabym, dla Więckiewicza, bo uważam, że jest to aktor wybitny!!!
    Czytałam też kilka wywiadów z nim i z Januszem Głowacki,
    Książkę Głowackiego z pewnością kupię.
    Pozdrówki!

    OdpowiedzUsuń
  2. No widzisz, ja Więckiewicza tylko w serialach widziałam, to nie znałam jego możliwości. Teraz wiem. Też ciekawa jestem tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  3. A w "Vinci" go nie widziałaś? Nie oglądałaś tego filmu???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stokrotko, przeczytaj pierwszy akapit mojego wpisu - ja NIE OGLĄDAM FILMÓW! Nie wiem, co to jest "Vinci".

      notaria

      Usuń
    2. Ten film było już z 8 lat temu. O tym jak ukradli "Damę z łasiczką" z Muzeum Czartoryskich w Krakowie. To była komedia, powtarzali ją kilka razy w telewizji. Rewelacyjny film i rewelacyjnie zagrany.

      Usuń
  4. ale sprawa, własnie wstawiłam ten sam temat. Inaczej film odebrałam, poza kreacjami aktorskimi. W tym sie z Tobą zgadzam.
    Pozdrawiam:))
    cz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczekiwania potrafią narzucić sposób odbioru ;-)

      Usuń
    2. nie miałam SPECJALNYCH OCZEKIWAŃ. Czekałam na dobry artystycznie film znanego reżysera.Powstał paradokument, który komentatorzy rozliczają za zgodność z rzeczywistoscią. Moim zdaniem na ostateczną ocenę historyczną za wcześnie - film nie podejmuje takiej roli, co słusznie zauważasz, ale przecież niesie jakies przesłanie. Ja nie wiem jakie.
      cz

      Usuń
    3. Częściowo już odpisalam u Ciebie ;-) Otóż to, komentatorzy patrzą na film jak na dokument, a mnie to nie obchodzi, bo wiem, że nigdy nikt wiernego dokumentu w formie filmu nie stworzy. Od dokumentów są historycy. Film jest dobry w ramach swojego gatunku - to znaczy fabularnej opowiesci o narodowym bohaterze wyrwanym z szeregu zwyczajnych ludzi. kilka niezwykłych przymiotów - jasne, że mogą być denerwujące, wręcz wkurzające - pozwoliło mu zapisać się w historii narodu. I taką właśnie historię opowiada ten film.

      notaria

      Usuń
    4. pozdrawiam:)) ktoś powiedział , że ten film trzeba odbierać "spolegliwie".Widocznie zadziorna jestem, mało spolegliwa:)), ale od ekipy takiej miary oczekiwałam przynajmniej pod wzgledem formalnym dobrego kina.Pogląd na temat bohaterstwa jednostkowego i zbiorowego dostatecznie dzieli.trudno wracać w rozmowie o filmie do wszystkich elementów, które zlożyły się na zwycięstwo.

      Usuń
    5. Ten ktoś widać nie znał znaczenia słowa "spolegliwy" - Kotarbiński się w grobie przewraca ;-)

      notaria

      Usuń
    6. cytuję Poradnię Językową:)), nie ufam purystom:))
      " O słowie spolegliwy już w naszej poradni była mowa, pisaliśmy m.in. o przyczynach zaszłej w nim zmiany znaczeniowej. Zmianę tę niektóre słowniki już zaaprobowały, np. Uniwersalny słownik języka polskiego PWN, inne jeszcze nie, np. Nowy słownik poprawnej polszczyzny PWN. Jeśli dwa słowniki tego samego wydawcy różnią się w ocenie tego samego słowa, może się to wydawać dziwne, ale na usprawiedliwienie wydawcy powiem, że pierwszy z ww. słowników jest opisowy, a drugi normatywny. Ich stanowiska można by zresztą próbować zbliżyć, przypuszczalnie ich redaktorzy zgodziliby się, że spolegliwy w znaczeniu 'godny zaufania' to słowo książkowe, a spolegliwy w znaczeniu 'uległy' to słowo raczej potoczne.

      — Mirosław Bańko, PWN
      6.02.2003
      spolegliwy
      Czy przymiotnik spolegliwy zmienił swoje pierwotne znaczenie?
      To zależy, co Pani uważa za jego „pierwotne znaczenie”. To spopularyzowane przez prof. Tadeusza Kotarbińskiego ('godny zaufania, taki, na którym można polegać'), czy to, które dominuje w języku potocznym ('uległy, pokorny')? Oba znaczenia znane są gwarom śląskim, więc tam jest – przynajmniej teoretycznie – ich źródło. Prawdopodobnie jednak znaczenie potoczne nie jest dialektyzmem, lecz powstało przez analogię do innych przymiotników o zakończeniu -liwy, a nazywających pewną skłonność, np. kłótliwy, łamliwy, płochliwy.

      — Mirosław Bańko"
      cz.

      Usuń
    7. I to jest cała różnica: słownim opisowy i normatywny. Na razie korzystam z normatywnego i do niego się stosuję. Nie ufam językowym innowacjom vox populi, bo ten sam vox populi potrafi krzyczczeć "chleba i igrzysk", a to mnie zawsze napawa strachem.

      Usuń
  5. Dzięki za recenzję ;o) Ja się dopiero przymierzam...:o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie przeczytaj recenzję Czesi - ma zupełnie inne zdanie niż ja. Będziesz miała ogląd z dwóch różnych stron. Czy to Ci pomoże, nie wiem ;-)

      Usuń
  6. Po kilku zasłyszanych wypowiedziach w Tv i radiu nie miałam zamiaru iść na ten film, ale Twoja recenzja mnie zachęciła. Chyba pójdę, chociaż nie jestem fanką Wałęsy ani Więckiewicza:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez nie jestem ich fanką, toteż można iść na film jeszcze z innych powodów, żeby wyrobić sobie własne zdanie po prostu.

      Usuń
  7. A, no to idę w środę, taki był też zresztą plan.

    OdpowiedzUsuń
  8. No mam dylemat, bo Czesi recenzja "zagadała" do mnie i Twoja też:) Nie pozostaje nic innego jak samej film zobaczyć. Dodam, że obie Wasze recenzje są wg mnie z najwyższej półki. Niewiele innym zazdroszczę, ale daru pisania, przekazu, a i owszem:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz wyjścia: musisz zobaczyć i napisać swoje :-)))

      Usuń
  9. Coraz bardziej zaczyna mi się podobać ten blog.

    OdpowiedzUsuń
  10. A to zaskakujące, ponieważ tego postu nie uważam za specjalnie interesujący

    OdpowiedzUsuń