piątek, 4 listopada 2016

Opera Narodowa na żywo

    Tak, tak, ta nasza polska, warszawska Opera Narodowa realizuje internetowe transmisje na żywo. Na razie dopiero drugą. Pierwszą była transmisja Strasznego dworu 19 listopada ubiegłego roku. Dzisiaj natomiast można było obejrzeć Goplanę Władysława Żeleńskiego z librettem Ludomiła Germana. Opera ma już 120 lat, premiera miała miejsce w 1896 roku. Niestety, jest tak rzadko grana, że mało kto ją słyszał, widział i zna. Do tego stopnia, że w polskiej Wikipedii zamiast streszczenia libretta ktoś po prostu zamieścił skróconą wersję streszczenia Balladyny Juliusza Słowackiego, która, owszem, stanowiła inspirację, ale istotne różnice całkowicie przesuwają akcenty i ciężar gatunkowy postaci oraz wydarzeń. Wystarczy wspomnieć, że w przeciwieństwie do dramatu w operową Balladynę piorun nie strzelił i wcale nie ginie. Można by się jeszcze długo zabawiać w wymienianie mniej i bardziej szczegółowych różnic, nie o to jednak chodzi.
     Władysław Żeleński (1837 - 1921), gwoli przybliżenia postaci - ojciec Tadeusza Boya-Żeleńskiego, tego od Słówek i tłumaczeń literatury francuskiej na język polski - miał zostać, w sensie muzycznym, następcą Stanisława Moniuszki. Tak się jednak nie stało, a jego nazwisko kojarzy zdecydowanie mniej osób niż autora Strasznego dworu. Czy udostępnienie w internecie najnowszej realizacji jednej z czterech jego oper coś zmieni, trudno orzec, aczkolwiek ma znaczenie fakt, że transmisja odbywała się - poza systemem vod.teatrwielki.pl - także na operaplatform.eu, gdzie zresztą jakość obrazu była lepsza. Jakby nie patrzeć, dostęp do kultury muzycznej na ten jeden i drugi raz, oby nie ostatni, rzeczywiście stał się powszechny, chociaż to nie to samo, co oglądanie wprost na scenie.  Dlatego Straszny dwór to ja sobie obejrzę niedługo bezpośrednio, ale Goplanę właśnie przetrawiam po internetowej transmisji.
      Istnieją opinie, że muzyka nie jest tutaj najwyższych lotów, a już libretto całkiem bywa komiczne. Byłam jednak pod wrażeniem i nie sądzę, że partytura ma jakieś ogromne braki. Jest całkiem spójna, choć bez przesadnych fajerwerków. Partia tytułowej Goplany dla sopranu wymagająca i w wielu momentach efektownie wysoka. Edyta Piasecka, którą, o ile pamiętam, słyszałam po raz pierwszy, świetnie dała sobie radę i jako odrzucona przez Grabca zakochana a mściwa nimfa naprawdę przykuwała uwagę. Najwięcej do śpiewania miała w I akcie, gdy skarży się na swój los zakochanej bez wzajemności, a następnie po nieudanych próbach wzbudzenia zainteresowania Grabca zamienia go w drzewo.
      Gdy wątek Goplany i Grabca schodzi na drugi plan, do głosu dochodzi świat ludzi: Wdowa z córkami, Aliną i Balladyną, Kirkor z rycerską świtą i Kostryn - postać niemal tragiczna. Tenorowy Kirkor Arnolda Rutkowskiego aż tak nie porywał, aczkolwiek częściowo jest to wina koncepcji reżyserskiej i kostiumowej Janusza Wiśniewskiego. O ile bowiem postacie żeńskie wpasowały się kostiumowo w bliżej nieokreślony wiek XIX, to futurystyczne pancerze żołnierzy na czele z Kirkorem wywoływały, we mnie przynajmniej, estetyczny dysonans. Kiedy się słucha "oczami" patrząc na scenę, nawet jeśli to tylko w przekazie internetowym, jednak wygląd postaci ma ogromne znaczenie. W pancerzach Kirkorowych  rycerzy i jego samego nie mogłam oderwać wzroku od ich butów na absurdalnie wysokich koturnach, tak cudacznych, że zastanawiałam się, czy długo musieli uczyć się w nich chodzić.
       Niemniej Kostryn (Mariusz Godlewski, baryton) był bardzo dobry. Trochę wystylizowany na Lorda Vadera (czarny kostium), trochę na Lancelota (długi miecz), trochę na Wiedźmina (blizna od czoła przez oko i policzek), kontrastowo zestawiony z Kirkorem od początku do końca chodzącym w bieli, na pewno pod względem dramaturgicznym jest postacią ciekawszą. Z kolei w partiach żeńskich z przyjemnością słuchałam czystego sopranu Katarzyny Trylnik w partii Aliny, Wioletta Chodowicz jako Balladyna stopniowo zyskiwała moje uznanie. Trochę mało urozmaiconą partię miała do śpiewania Małgorzata Walewska jako Wdowa.
       Muzycznie opera cała nawet mi się podobała, całkiem fajne partie chóralne budowały atmosferę i wnosiły pewien rodzaj tajemniczości, niepokoju bym nawet powiedziała. Chyba tu znowu dużą rolę odegrała scenografia i przebranie chóru za szereg postaci w strojach epoki: kalecy żołnierze (powstańcy?), kobiety w czerni, matki z dziećmi, mężczyźni we frakach, pielęgniarka, zakonnica, rzemieślnik, fabrykant... i gromada podróżnych z walizkami. Przechodzili z tymi walizkami przez scenę drobnymi kroczkami, z krzesłami i innymi rekwizytami, pochyleni, zgarbieni, wszyscy z niesamowitymi makijażami jak z horrorów. Kilka grup przechodzących w tej gromadzie wystylizowanych zostało na tzw. żywe obrazy zapożyczone przez reżysera z malarstwa różnych autorów. Przypominało to pokraczne, karykaturalne postacie jak z Bruegla, ale i symbolikę młodopolską.
       Nie wspomniałam jeszcze o Rafale Bartmińskim w partii Grabca. Najbardziej komiczna postać, a w zasadzie jedyna komiczna, chociaż ostatecznie umiera otruty przez Kostryna działającego za namową Balladyny. Jako ciekawostkę można zauważyć, że Skierkę i Chochlika, którym kompozytor przypisał głosy sopranowe, całkiem zostały przerobione na postacie żeńskie w długich sukniach, włosach do ziemi i wiankach na głowie, za to z demonicznie podkreślonym makijażem. Dziwaczna oprawa całości może się podobać, albo nie, może przyciągać młodszego widza, albo odstraszać starszego, przywiązanego do klasyki, można w niej szukać artystycznych uzasadnień. Mnie ona nie zbulwersowała, jeden raz jednak miałam niejakie wątpliwości. Trzeba wiedzieć, że współcześnie bez animacji niemal żadna reżyseria się nie obejdzie - o ile jednak jestem w stanie zrozumieć, że pokraczne szkielety i krukowate wpychające się na ekran są jakimś odbiciem zła rozgrywającego się w duszy bohaterów, to w żaden sposób nie mogę pojąć, co tam robiło strusie piórko ze wstążeczką podczas arii Aliny marzącej o ślubie z Kirkorem.
     I ciekawostka absolutnie bez związku ze wszystkim: aktor grający kelnera, jednego ze służących Goplany, częstujący Grabca szampanem bardzo przypominał z wyglądu Waldorffa :-) A poza tym Straszny dwór z ubiegłego roku będzie dostępny na vod.teatrwielki.pl do 5 listopada, natomiast cała Goplana pewnie dłużej, ale nie wiem do kiedy.


14 komentarzy:

  1. Pomyślałam sobie Notario, że te postaci na koturnach to nie bez powodu...
    Takie trochę "koturnowe" przedstawienie, chociaż z pewnością ma dużo zalet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne, tylko nadal nie wiem, dlaczego akurat ci, a inni bohaterowie nie.

      Usuń
  2. Spomniała mi się dykteryjka z temże Żeleńskim związana, jako to mu połowica zaniemogła, tandem doktora zawezwał, a gdy ten cosi tam na tą grypę czy anginę przepisał i poszedł, począł się krzątać po mieszkaniu, jawnie czegoś szukając.
    Małżonka, widząc to, zapytała czegoż szuka tak upornie, na co jej responsował, że kluczy od familijnego grobowca. Owa, struchlała, dopytuje, czy jest pewnym, że to potrzebne będzie, bo przecie doktor był dobrej myśli... Na co Żeleński: "A bo w waszej rodzinie to się wszystko na ostatnią chwilę odkłada...!"
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, nie znałam, widocznie miał doświadczenie w tym względzie i lubił być na wszystko przygotowany:-)

      Usuń
  3. Nowoczesność i technika obecne są w każdej dziedzinie ,co zresztą znacznie ułatwia i uprzyjemnia życie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W wielu wypadkach tak i świat się jakoś skurczył.

      Usuń
  4. Dawno u Ciebie nie byłam, bo nie byłam nigdzie, nawet przed telewizorem. Ty pisz do mnie, co mam obejrzeć, wracam do życia:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wreszcie się ujawniłaś! Świetnie! Z oglądaniem telewizyjnym u mnie raczej krucho, ale coś poradzimy ;-)

      Usuń
  5. Oglądać nie będę, bo moje doby są dalej wielkości wysuszonego orzeszka, ale zawsze miło Cię poczytać...;o)

    OdpowiedzUsuń
  6. Opcja "odpowiedz" się zepsuła :-(
    Oj, tam, wystarczy nauczyć się rozciągać czas ;-) A ta zajawka ma tylko minutę i 14 sekund, na wyjazd Goplany z zapadni wystarczy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Opera w telewizorze. To chyba nie dla mnie. Potrafię się nią cieszyć wyłącznie na żywo. To dla mnie bardzo trudny gatunek muzyczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby tylko można było wszystko na żywo oglądać, mieć czas i dostęp. To tak samo jak teatr: lepiej do teatru chodzić, mieć scenę przed nosem blisko i aktora tuż przed oczami, ale skoro nie zawsze można, to Teatr Telewizji bywa niezastąpiony.

      Usuń
  8. Witaj, Notario
    Po przeczytaniu Twojej wnikliwej i sugestywnej recenzji już nie muszę nic oglądać. Wszystko wiem, widzę, nawet słyszę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że szukasz wykrętów ;-) Ale bardzo cieszę się, że jesteś, Azalio :-)

      Usuń