piątek, 18 listopada 2016

Męska stałość, czyli komedia

      I cóż tu pisać? Streszczać Straszny dwór? Toż to profanacja. Każdy naród ma swoje kultowe dzieła, będące kumulacją tysiąca wzruszeń, skojarzeń, uczuć i inspiracji. Mówimy "Skołuba", czujemy zapach tabaki; widzimy zegar, słyszymy arię z kurantem; na zapewnienia "Nie ma niewiast w naszej chacie. Ani jednej. Ani pół" śmiejemy się serdecznie, bo wiemy, jak rzecz cała się skończy; a duch zegara wywołuje komiczny obraz pana Damazego we francuskim fraczku; gdy "jakaś pędzi tu kolasa", już wiadomo, że pojawi się stryjeneczka i "będzie ład". Mówimy "Moniuszko", słyszmy Straszny dwór; słuchamy Strasznego dworu, "a to Polska właśnie".
     Pozostaje do opisania sfera anegdotyczna. Jak choćby próby namówienia na wystąpienie w Strasznym dworze Placido Domingo, który przecież potrafi zaśpiewać wszystko. Niestety, Moniuszko go pokonał, choć może nie tyle kompozytor, co autor libretta, Jan Chęciński, każąc śpiewać "wszak się przyrzekło żyć w bezżennym stanie". Jaki obcokrajowiec temu podoła? 
      Straszny dwór to jakby gobelin utkany z cytatów. Śluby bezżenności Zbigniewa i Stefana przypominają Śluby panieńskie Fredry, bohaterowie wracają z wojny do rodzinnego dworu, czyli modrzewiowego domku w cieniu drzew, przypominającego dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany. Fertyczna intrygantka Stryjenka jako żywo przypomina Telimenę, zwłaszcza jej efektowne pierwsze wejście nasuwa to skojarzenie. Niefortunny zalotnik Damazy to wypisz, wymaluj młodsza kopia Papkina tak w słowach, jak  zachowaniu. A motyw zegara, jego kurantowa polonezowa melodia? W Panu Tadeuszu zegar kurantowy wygrywał Mazurka Dąbrowskiego, tutaj mamy zamaszystego mazura w scenie karnawałowej. Jest nawet polowanie i zabawna kłótnia o to, kto ustrzelił dzika, na wzór podobnej z Pana Tadeusza, gdzie akurat szczęśliwym łowcą okazał się ten trzeci, czyli ksiądz Robak.  
       Żywe obrazy, lanie wosku, ludowe tańce, legendy, baśnie i strachy, witanie chlebem i solą, sarmackie kontusze, kuligi i patriotyczne powinności scalone urzekającą muzyką Stanisława Moniuszki, do którego przymierzył się angielski reżyser, David Pountney w najnowszej realizacji opery. W jego koncepcji akcja została przeniesiona w czasy XX-lecia międzywojennego, a Zbigniew i Stefan właśnie wracają do domu z wojny polsko-bolszewickiej, co ilustruje wykorzystany jako kurtyna obraz Jerzego Kossaka "Cud nad Wisłą". Obrazy, autentyczne dzieła z epoki klasycystycznej, czyli wieku XVIII, grają specjalną rolę w akcie II, w którym młodzież zabawia się w tzw. żywe obrazy. Zastosowano tutaj ciekawe ruchome wnętrza, w których żywi ludzie pozowali, zastygając w bezruchu jak postacie malarskie. Reżyser zdradził, że wykorzystał cykl Cztery pory roku Francoisa Bouchera i cztery obrazy Jospeha-Marii Viena. Można je obejrzeć w programie teatralnym.
       W projekcie kostiumów zamiast wykorzystania strojów ludowych - w scenie mazura oczywiście - mamy bardzo "narodowe" stroje utrzymane w tonacji dwukolorowej, biało-czerwonej. Wszystko, dosłownie wszystko biało-czerwone, suknie kobiet i stroje mężczyzn. Owszem, krojem przypominały spódnice, zapaski, kiecki, bufiaste spodnie i koszule ludowe, ale całość sprawiała wrażenie zwielokrotnionej flagi narodowej. I żeby było jasne, autorką tej koncepcji jest Marie-Jeanne Lecca, rumuńsko-brytyjska projektantka. Widocznie tak wyobraża sobie polskość. 
      Całe szczęście, obsada śpiewająca była polska. Nawet jeśli Jakobski w partii Zbigniewa nosi imię Lukas. Od czasu premiery w listopadzie ubiegłego roku zmieniła się większość obsady. W partii Stryjenki Cześnikowej nie ma Anny Lubańskiej, tylko śpiewa Anna Borucka. Ostali się Edyta Piasecka w partii Hanny, Adam Kruszewski jako Miecznik i Aleksander Teliga jako Skołuba. Edyta Piasecka efektownie zakończyła swoją arię na początku IV aktu wystrzałem z jakiejś "gwintówki" aż widzowie zaskoczeni podskoczyli na fotelach. Jeśli ktoś zdołał zasnąć, to w tym momencie na pewno się obudził. Nowym Stefanem został Arnold Rutkowski, którego nie słyszałam wcześniej. Jego aria z kurantem wzbudziła aplauz. Najdłuższa aria tej opery, skonstruowana z kilku części i nawracającej apostrofy do zmarłej matki, w czasach zaborów odczytywanej jako alegoria utraconej ojczyzny, zawsze wzrusza. 

Stanisław Moniuszko, Straszny dwór, 1865
Libretto - Jan Chęciński

Obsada:
Miecznik - Adam Kruszewski
Hanna - Edyta Piasecka
Jadwiga - Elżbieta Wróblewska
Damazy - Ryszard Minkiewicz
Stefan  - Arnold Rutkowski
Zbigniew - Lukas Jakobski
Cześnikowa - Anna Borucka
Maciej - Zbigniew Macias
Skołuba - Aleksander Teliga
Marta - Joanna Krasucka-Motulewicz
Grześ - Damian Wilma
Stara Niewiasta - Wanda Franek

reż. David Puntney
dyrygent - Ewa Strusińska

Oglądałam 12 listopada 2016





19 komentarzy:

  1. Ale mi zrobiłaś przyjemność! Dziekuję :)Straszny Dwór, to moja ulubiona polska opera. A widziałam ją pierwszy raz, oczywiście w naszej poznańskiej operze, jako drugą opere w życiu (pierwszy był balet "Śpiąca królewna", gdy miałam 5 lat), gdy miałam 8 lat. Byłam zachwycona i tak mi zostało. Potem jeszcze kilkakrotnie widziałam różne inscenizacje, ale wszystkie tradycyjne. I bardzo dobrze. Myślę, że kolory flagi, to (na szczęście) bardzo ładne połączenie kolorystyczne. Pamiętasz może, pisałam o bardzo udziwnionej inscenizacji Halki (a był to mój pierwszy kontakt z całą operą). Mazur z Halki w wykonaniu "klonów" w czarnych frakach i białych koszulach (wszyscy wyglądali jak mężczyźni, panie i panowie mieli doklejone wąsy) był wręcz dziwaczny, nawet piękna muzyka nie rekompensowała zawodu. A to Twoje przedstawienie na pewno miło wspominasz. I o to chodzi. A nie o szokowanie publiczności. Chociaż może ci różni nawiedzeni "artyści" wolą, jak się o nich mówi, dobrze, czy źle, byle by zaistnieć. Nie nam maluczkim to rozumieć. A Stefan Beczały jest idealny (chociaż mam w uszach Paprockiego, który pozostał niedościgłym wzorem).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że trafiłam na twoją ulubioną operę:-) Tak,masz rację,mimo wszystko podobało mi się, było kilka nowoczesności,jak schody jakby trap z samolotu,po których schodzi Cześnikowa,ale nie muszę się zastanawiać,czy to miało coś oznaczać.

      Usuń
  2. Jak zwykle napisałaś Notario wspaniałą recenzję.
    Ja tylko dodam że te ruchome żywe i jeżdżące obrazy wzbudziły mój zachwyt. I ta polskość w strojach była przecudna.
    Natomiast przelatujący nad sceną i widownią samolot- a raczej jego cień i warkot wzbudził we mnie lęk.
    Tak jak Ci mówiłam w foyer teatru według mnie twórca tej całej inscenizacji miał chyba na celu uzmysłowienie nam, że zarówno ten przepiękny mazur jak i ten wcale nie straszny dwór może w każdej chwili zamienić się w kupkę gruzów.
    A może chodziło mu o coś zupełnie innego.?

    Dla mnie "Straszny dwór" to jest zawsze: "Nie ma niewiast w naszej chacie" "Aria z kurantem" i ten mazur.
    ---------------------------------------------
    P.S. Dziękuję że i tym razem o mnie pamiętałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W programie reżyser wyjaśnia, że właśnie chodziło o skojarzenia z wojennym kataklizmem, cień wojny miał się snuć nad radosną komediową treścią,dlatego też przeniósł akcję w lata 20-te. Dziękuję,że byłaś:-)

      Usuń
    2. A ja programu nie czytałam, tylko sama to wymyśliłam.

      Usuń
    3. Dla człowieka obeznanego z historią Polski to będzie czytelne, może dla obcokrajowca mniej i dlatego tak zrobiono i napisano? Program jest dwujęzyczny.

      Usuń
  3. "Gobelin utkany z cytatów" - Piękne !! ;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:-) A reszta? A muzyka? ;-)

      Usuń
    2. A cóż ja wiem o muzyce ?? Przychodzę poczytać o Twoich emocjach...;o)

      Usuń
    3. Jest aria, i wiesz dużo, chodziłaś przecież z córką do szkoły muzycznej ;-)

      Usuń
  4. No to poczułam się zachęcona do odwiedzenia Teatru Wielkiego Opery Narodowej. I chwała Ci za to.

    OdpowiedzUsuń
  5. poczułam się obecna, za co Ci dziękuję. Na osobiste obejrzenie nie mam raczej szans, dlatego Twoje recenzje są dla mnie bardzo cenne. Myślisz, że ta biało= czerwona scenografia musi być taka natarczywa? Wygląda to sympatycznie, rajsko niemal, ale czy takie były lata XX, jeśli akcja umiejscowiona w tym własnie czasie? Nie byłam, nie widziałam, moje uwagi mogą być wyrwane z kontekstu, dlatego ciekawa jestem Twoich odczuć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, przed chwilą byłam u Ciebie :-) Zobacz, wyżej, Stokrotka pisze, że jej ta tonacja biało-czerwona nie przeszkadzała, dla mnie była nachalna, ale ja mam alergię na czerwony, moja opinia nie jest miarodajna.

      Usuń
  6. Notario no cóż ja mogę, taka "ciemna" dodać. Piękna recenzja, muzykę wysłucham później. Pierniczki do dekoracji czekają. Nie, żeby wygrywały, ale lubię być tak na zupełnym luzie, o niczym nie myśleć, aby wsłuchać w tę piękną muzykę.
    Pozdrawiam i cieszę się bardzo, że zajrzałaś do mnie. :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo krótki kawałek, drugi, śpiewany przez Beczałę, dłuższy, ale to tylko jedna aria. Kwadrans na oba filmiki plus kawa lub herbata w filiżance wystarczą :-)

      Usuń
    2. Pierwszy rzeczywiście krótki, lubię takie. ;) .
      Piękne stroje, piękna muzyka i piękny głos Beczały, którego bardzo lubię słuchać.

      Usuń
    3. Znalazłaś czas na wysłuchanie, chwila relaksu z muzyką.

      Usuń