Międzynarodowy Festiwal Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej "Eufonie" ma to do siebie, że trwa długo ponad miesiąc. W tym roku już po raz od 2 listopada do 8 grudnia. Ponadto odbywa się w kilku miastach. Co prawda większość koncertów to różne miejsca w Warszawie, ale kilka także poza nią: w Krakowie, Katowicach, Lublinie, Lusławicach i Dębicy. Szeroko rozumiane granice Europy Środkowo-Wschodniej pozwalają na odkrywanie nieznanych obszarów muzyki, jak tej zaprezentowanej 17 listopada w Filharmonii Narodowej. Magnesem, który przyciągnął zapewne wielu melomanów, byli przede wszystkim wykonawcy: Max Emanuel Cenčić i {oh!} Orkiestra pod kierownictwem Martyny Pastuszki. Dzieło bowiem, opera Antonia Caldary Venceslao, re di Polonia jest w ogóle niewystawiane, nie należy do najsłynniejszych oper Caldary.
Cenčić to śpiewak, którego słucham od kilku dobrych lat, może kilkunastu, mam jego płyty. Nigdy dotąd nie miałam okazji słyszeć go na żywo. Gdy więc nadarzyła się okazja, w dodatku w operze, której tytuł wskazuje na niejakie polonicum, pojawiłam się w Filharmonii Narodowej z zamiarem skonfrontowania odsłuchu z nagrań z wrażeniem na żywo. Cenčić należy do kilku najbardziej rozpoznawalnych w świecie kontratenorów. Aczkolwiek w pierwszej chwili nie wiem, czy bym go rozpoznała z zarostem i w okularach. Z kolei na {oh!} Orkiestrę planowałam już od dawna się wybrać. Szczęśliwie mogłam zrealizować te plany równocześnie.
Max Emanuel Cenčić nie zwiódł. Zresztą to już instytucja, zajmuje się się nie tylko śpiewaniem. Reżyseruje z powodzeniem opery na Festiwalu w Salzburgu czy Międzynarodowym Festiwalu Händlowskim, jest dyrektorem artystycznym Festiwalu Oper Barokowych w Bayreuth. W operze Caldary śpiewał partię głównego bohatera, czyli tytułowego Venceslao - Władysława. Oczywiście na próżno szukać historycznego osadzenia operowej historii napisanej przez librecistę Apostola Zena, który zresztą powracał do tej historii kilkakrotnie. Antonio Caldara we współpracy z Zeno skomponował kilkanaście oper. Venceslao, wystawiony 4 listopada 1725 roku, opowiada o konflikcie królewskich synów, z których jeden zabija drugiego, a król Władysław targany sprzecznymi emocjami musi zadecydować, czy ukarać bratobójcę, czy kierując się ojcowskim uczuciem przebaczyć i ułaskawić. Treść jest zawiła, jak to w barokowych operach bywa, ważniejsza jest muzyka z iście wirtuozowskimi ariami. Do przedstawienia nie załączono libretta, więc i tak śledzenia akcji można sobie było darować. Tylko z ekspresji śpiewaków można było wnioskować, jak silne emocje targają bohaterami. Całość została tak skomponowana, że każdy wykonawca miał możliwość pokazania umiejętności wokalnych. Niesamowite wysokie tony sopranisty Dennisa Orellany w partii Alessandra wyraźnie zachwyciły publiczność. Pięknie śpiewali właściwie wszyscy, Nicholas Tamagna (Casimiro), Sophie Junker jako Lucinda, główna postać kobieca i inni. Oczywiście Cenčić dał niesamowity popis umiejętności śpiewając dramatyczną arię pełną rozterek ojca-króla.
A jednak... A jednak najbardziej zachwyciła, wręcz porwała mnie swoją energią, żywiołowością, muzykalnością Martyna Pastuszka dyrygująca zespołem od pierwszych skrzypiec. Kobieta ogień i wicher jednocześnie. Coś fantastycznego. A dynamiczny finał - z kotłami, dzwonami i wszystkim, czym dysponuje orkiestra plus chóralna aria śpiewaków - dyrygowany w sposób absolutnie energetyczny porwał nie tylko mnie, gdyż oklaskom nie było końca i wyklaskaliśmy powtórzenie go na bis. Mogłam cały czas przyglądać się pracy dyrygentki, gdyż w zielonym połyskliwym kostiumie przypominającym suknię, wyróżniała się na tle orkiestry tradycyjnie na czarno ubranej. Poza tym grała i dyrygowała stojąc. Tu ciekawostka, ponieważ jedna ze śpiewaczek miała suknię w niemal identycznym zielonym odcieniu.
Wśród orkiestry też są osobowości nie byle jakie, zwróciłam uwagę na altowiolistę, który grał całym ciałem niemalże, wstawał, siadał, a kiedy nie grał, dłonią delikatnie "wgrywał" sobie melodię w powietrzu. Miał też solówkę z flecistą do lirycznej arii żeńskiej głównej bohaterki Lucindy przepięknie zaśpiewanej przez Sophie Junker.
To nie tylko uszy sobie "napaslas" wspaniałymi dźwiękami ale i oczy pięknymi kolorami...
OdpowiedzUsuńStokrotka
A i owszem... bardzo też ładny i kolorowy jest plakat Eufonii
OdpowiedzUsuńPięknie, malarsko to opisałaś.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że jest też kontratenor, pierwsze słyszę 😉
A kto to altowiolista?
Miałaś ty ucztę, też bym chciała...
A to musisz od niedawna czytać mój blog, bo o kontratenorach to tu pisywałam i zamieszczałam... jeszcze będą... Altowiolista gra na altówce.
OdpowiedzUsuńTu przykład kontratenora
https://www.youtube.com/watch?v=YxTH-bZYjEI