czwartek, 9 maja 2019

Sto pięknych głosów

     Może nie całkiem sto, ale na liście uczestników zakwalifikowanych do X Międzynarodowego Konkursu Wokalnego  im. Stanisława Moniuszki naliczyłam sto pięć nazwisk. Chyba nie wszyscy dojechali, bo ostatecznie śpiewało około osiemdziesięciu uczestników. W pierwszym etapie po dwa utwory, w tym jednym była pieśń  polskiego kompozytora XIX lub XX wieku. Był oczywiście Moniuszko i jego "Śpiewnik domowy", ale także i inni: Paderewski, Weinberg, Karłowicz, Chopin... Kontratenor z Wenezueli wybrał na przykład "Prząśniczkę" Moniuszki,  ponieważ mu się podobała muzyka, a na miejscu w Warszawie przekonał się, że jest to tak popularny utwór, że wszyscy go znają. Niektórzy śpiewali pięknie po polsku, oczywiście nie znając wcale języka. Piotr Kamiński nawet zauważył w pewnym momencie, że dykcja zagranicznych wykonawców bywała lepsza niż Polaków. Generalnie jednak komentatorzy radiowi: Dorota Kozińska i Piotr Kamiński nie czepiali się nadmiernie i o każdym wykonawcy potrafili powiedzieć wiele pozytywnych uwag. Słowem przegląd wspaniałych, unikatowych głosów.  Przed każdym ogromne możliwości śpiewaczej kariery. Wielu już dziś występuje na operowych scenach, a wszystkimi można zapewnić obsadę niejednej opery. Słuchając jednego, drugiego, kolejną śpiewaczkę sopranową, tenora, barytona miało się wrażenie, że każda kolejna osoba to nowe objawienie. Ja bym na pewno nie potrafiła wybrać czterdziestu do II etapu. Pewnie dlatego nie zasiadam w jury, bez skrępowania zanurzając się w bezkrytycznym podziwie ;-) A co mi szkodzi, skoro tak pięknie śpiewają. Mogę się zasłuchać, mogę się wzruszać (bo jak się nie wzruszać, gdy rosyjska śpiewaczka wybiera Chopina "Leci liście z drzewa" specjalnie ze względu na polską historię), mogę wstrzymywać oddech, mogę w myślach dopasowywać operowe partie do poszczególnych głosów, mogę podziwiać pracę nad opanowaniem trudnej polszczyzny. Obawiam się tylko, czy uda mi się te sto nazwisk zapamiętać!
       Tak było w etapie pierwszym. W dwa dni! No, trzeba przyznać, że jury miało ogrom pracy. W etapie drugim już tylko (?) czterdziestu pogłębiło swoją autoprezentację. Tym razem przesłuchania transmitowano od razu na żywo. Co prawda w godzinach, kiedy byłam w pracy, ale na YouTube od razu można odsłuchać. Kolejne dwa dni maratonu. Dla jurorów. Mnie przy tym nie było, więc się nie stresowałam ;-) Na przykład o katastrofie śpiewaczki podczas pierwszego etapu dowiedziałam się dopiero późnym wieczorem drugiego dnia przesłuchań. Banalne, okazało się, że zapomniała tekstu.  Dwa razy zaczynała ten sam utwór i dwa razy utknęła w tym samym momencie.  I za trzecim razem dośpiewała do końca całkiem nieźle. Gdybym tam była, chyba bym nie mogła z nerwów usiedzieć. A ona skończyła swój występ mimo wszystko.
     W etapie drugim każdy prezentował zestaw  trzech utworów, dwie arie operowe i pieśń, najczęściej z jakiegoś cyklu, w sumie występ trwał kilkanaście minut. Uczestnicy więc owszem, śpiewali, ale i grali daną postać. Jedni mocniej, inni powściągliwiej.  Nie jestem pewna czy taka konwencja mi odpowiada, bo jakoś tak nie ma całego tła, innych postaci, scenografii.  Są arie, które można traktować jak niemal odrębne całościowe utwory, ale są takie, które bez  całego kontekstu muzyczno-scenicznego tracą na wyrazistości. Mnie się sens czasem gubił. No ale jakoś tych śpiewaków trzeba ocenić, poddać próbom wszechstronnych umiejętności.  Mimo zredukowania liczby uczestników do czterdziestu nadal nie byłabym w stanie sklasyfikować ich umiejętności. Prawie przy każdej kolejnej osobie dochodziłam do wniosku, że słucham przyszłego laureata czy laureatkę. No, może przy barytonie Benjaminie Russellu pomyślałam nieco inaczej: "On wygra!" Ale później pojawił się tenor i wrażenie takie samo. Słowem, gdyby ode mnie zależało, pewnie przyznałabym dziesięć pierwszych miejsc. Tymczasem do finału zakwalifikowano tylko czternastu śpiewaków. Może aż czternastu, bo regulaminowo przewidywano tylko dwunastu finalistów.
       Uuuu, mój "laureat" przepadł :-(  A już szykowałam szampana. No cóż, w sobotę wieczorem będziemy słuchać finalistów, w tym czworga Polaków. Koncert w pełnej oprawie, z orkiestrą, jednym ciągiem wszyscy, a później ogłoszenie wyników. Przyznano już pierwsze nagrody: za interpretację polskiej pieśni, za wykonanie pieśni Weinberga, dla najlepszego pianisty towarzyszącego śpiewakom i dla najlepszego uczestnika II etapu, który nie został zakwalifikowany do finału. Trzy pierwsze z wymienionych zdobyli Polacy, ostatnią zaś baryton z Ukrainy Yuriy Hadzetskyy (język na tej pisowni można połamać!). Nagrodzeni Polacy: Jan Żądło, baryton (bardzo fajnie śpiewał w "Cudzie mniemanym" w TWON, co można jeszcze obejrzeć TUTAJ) , za wykonanie pieśni Mieczysława Weinberga; Alina Adamski, sopran, za wykonanie pieśni polskiej XX/XXI wieku; Aleksander Chodacki dla najlepszego pianisty. Alina Adamski będzie również śpiewała w finale oraz Piotr Buszewski, tenor, Hubert Zapiór, baryton i Monika Buczkowska, sopran. Ponadto dwoje śpiewaków z Chin i po jednym z Ukrainy, USA, Korei Południowej, Rosji, Słowacji, Szwajcarii, Brazylii i jedna uczesrtniczka rosyjsko-izraelska. Głosowo wygląda to nastepująco: 5 sopranów, 3 tenorów,  2 mezzosoprany, 2 barytony, 2 bas-barytony. Nie zakwalifikował się żaden kontratenor. Wolałabym odwrotny układ między sopranami a barytonami, ale cóż, nie jestem w jury.

8 komentarzy:

  1. A powinnaś być główną jurorką :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A broń, Panie Boże! Proszę, nie kadź mi tak, bo nie wypada. Ja nie znam nawet tych wszystkich pieśni, które śpiewają w konkursie!

      Usuń
    2. Nie kadzę Ci. Napisałam to z pełnym przekonaniem bo wiem jak ważna jest dla Ciebie muzyka ...

      Usuń
    3. Zachowajmy rozsądek, jestem tylko wielbicielką muzyki i niech tak zostanie :-)

      Usuń
    4. Przyjmuję z pokorą ochrzan i idę posłuchać co tam wyżej zapodałaś...

      Usuń
    5. To nie ochrzan, tylko sprostowanie...

      Usuń
  2. Oni się po prostu nie znają !! ;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biorą inne aspekty pod uwagę niż przeciętny słuchacz ;-)

      Usuń