wtorek, 23 sierpnia 2016

Moje trzydniowe wakacje

... spędziłam całkowicie muzycznie. Pięć koncertów o bardzo różnym charakterze w czterech miejscach. Różni soliści, dwa odmienne chóry, dwie różne orkiestry, ale jedna z nich dwukrotnie. Muzyka od wieku IV do XX włącznie.
      Koncert nr 1 (19 sierpnia): Requiem  Donizettiego w Bazylice  Św. Krzyża. Collegium 1704 oraz Collegium Vocale 1704 dyryguje Vaclav Luks. To oni odkryli dla mnie Zelenkę. Więc kiedy nadarzyła się okazja zobaczyć i posłuchać ich na żywo w 2013 roku, pojechałam bez wahania, o czym pisałam TU . Wybierając koncerty z tegorocznego Festiwalu Chopin i Jego Europa, specjalnie wybrałam znowu te, w których mieli występować i to dwukrotnie, bo koncert nr 5 to znowu ich występ, tym razem w Filharmonii Narodowej. Moje uczestnictwo w ChiJE zamknęli jak klamrą, rozpoczynając i kończąc trzydniową muzyczną ucztę. Słuchając  Requiem ponownie stwierdziłam, że Luks ma dobrą rękę do śpiewaków. W ogóle muzyka chóralna XVII i XVIII w. wychodzi mu świetnie, a i dziewiętnastowieczny Donizetti  zabrzmiał wspaniale. Czeski bas Jan Martinik zawojował mnie zupełnie uniesieniem, siłą głosu i dramatyzmem, z kolei tenor Jaroslav Brezina okazał się momentami bardzo liryczny w niemal operowej części Ingemisco tamquam reus. Wspaniale obaj zabrzmieli w Judex ergo cum sedebit, może nawet najpiękniejszym fragmencie całości, choc i inne nie odbiegały siłą wyrazu. W początkowym  Introitus pobrzmiewały dalekie Mozartowskie echa, mimo że  kompozytor napisał to dzieło na wieść o śmierci innego kolegi - Vincenzo Belliniego. Z dwóch polskich śpiewaczek większe wrażenie wywarła na mnie sopranistka Natalia Rubiś. Całość niedokończonego, a mimo to półtoragodzinnego, dzieła Donizettiego w Bazylice Św. Krzyża dookoła rejestrowały kamery i mikrofony. Vaclav Luks będzie - już jest - jednym z moich ulubionych dyrygentów. Jest bardzo muzykalny, co widać w skomplikowanym systemie gestów porozumiewawczych z orkiestrą i ekspresywnej ruchliwości całego ciała. Ma swój rozpoznawalny styl. 



      Koncert nr 5 (21 sierpnia) to również Collegium 1704, ale z dwoma pianistami w FN. Najpierw Antonio Piricone na historycznym erardzie zagrał coś, czego nie znałam: czeskiego kompozytora o nazwisku Jirovec i było tak jakoś salonowo. Po nim  Tobias Koch - to kolejne nazwisko, które mnie zwabiło w ten weekend do Warszawy - na tym samym erardzie wręcz brawurowo,  dowcipnie i z fantazją zagrał Fantazję na temat "Normy" Belliniego Otto Nicolaia. Byłam zachwycona. Burza oklasków świadczyła, że nie tylko ja. Tak lekko, z miłością do fortepianu, co widać było, gdy w czasie oklasków czule pogłaskał instrument dziękując  mu za współpracę :-) Na bis obaj panowie soliści zasiedli razem do fortepianu i w trakcie krótkiego występu przesiadali się miejscami. 
      W drugiej części koncertu już tylko orkiestra dała popis w Symfonii "Włoskiej" Mendelssohna. Popis szybkości i silnego brzmienia. Pomyślałam sobie, że w całej orkiestrze największym "solistą" jest sam dyrygent. Mniejsza o muzykę ;-) A miałam tego dnia okazję obserwować dwóch dyrygentów: Jacka Kaspszyka i Vaclava Luksa. Jeden i drugi widziany z tyłu dominuje nad orkiestrą. Długie ręce Kaspszyka spadają na muzyków jak potężne dłonie Stwórcy strzepującego ciała niebieskie jak na witrażu Wyspiańskiego u Franciszkanów. Natomiast Luks ugniata ich jak Demiurg plastelinę. Tak to sobie wyobrażałam podziwiając zresztą obu.
       Koncert nr 4 (21 sierpnia) - skoro już padło nazwisko Kaspszyka -  był jak monumentalne  śniadanie na trawie, gdyż odbywał się w parkowym plenerze Królikarni. Orkiestra Filharmonii Narodowej, chwilowo "pozbawiona" swojej siedziby przez uczestników Festiwalu ChiJE, co najmniej dwóm tysiącom słuchaczy - w wieku od niemowlęcego do mocno podeszłego oraz parunastu pieskom różnych ras - rozłożonych na kocach, leżakach i krzesełkach, całkiem ambitny program dwóch utworów Beethovena: Uwerturę do Egmonta oraz Koncert skrzypcowy D-dur z udziałem solistki Marii Machowskiej.Uwertura bardzo się podobała, Koncert skrzypcowy też, aczkolwiek mimo zapowiedzi, że dzieło jest trzyczęściowe, po Allegro ma non troppo rozległy się oklaski. Tymczasem to nie był jeszcze koniec. Na szczęście słuchacze, z niewielkimi wyjątkami w postaci jednego łaciatego pieska, znudzonego lowelasa siedzącego za mną oraz rodziny z malutkim dzieckiem, pozostali na swoich trawiastych stanowiskach do właściwego zakończenia. Dowiedziałam się przy okazji, że koncerty w Królikarni odbywają się w ramach uczczenia setnej rocznicy przyłączenia Mokotowa do Warszawy.
        Koncert nr 3 (20 sierpnia) - nadal ChiJE - wieczorny, późno wieczorny recital fortepianowy w Bazylice Św. Krzyża. Po co najmniej trzech kawach w ciągu dnia i porcji lodów, prosto ze spaceru po Starym Mieście niemal z ulgą można w czasie trwania festiwalu zasiąść na porcję Chopina. W sobotę grał Paweł Wakarecy, zdobywca wyróżnienia i najlepszy polski uczestnik Konkursu Chopinowskiego w 2010 roku. W programie recitalu dwa polonezy, walc, preludia, mazurki i nokturn. Wydawało mi się, że nokturny były dwa, może się przesłyszałam. Wydawałoby się, że o godz. 22:00 chętnych za wielu nie będzie, a jednak się nazbierało sporo. Nie było co prawda tak, żeby trzeba  było jak na Collegium 1704 dzień wcześniej dostawiać krzesełka, ale i tak byłam pod wrażeniem. Nawet jakaś drużyna harcerska wmaszerowała zasiadając z boku na ławeczkach. A mnie po raz kolejny zadziwia fakt, że muzyka Chopina jest jak chleb: można jeść codziennie i nigdy się nie znudzi. 
        Czas na koncert nr 2 - jestem niepocieszona, bo zgubiłam program, a miałam tam wypisane utwory. Koncert odbył się wieczorem 20 sierpnia w Katedrze warszawsko-praskiej, czyli Bazylice św. Michała Archanioła i św. Floriana. Zupełnie nowe dla mnie miejsce na muzycznej mapie, nigdy tam nie byłam wcześniej, a katedra jest ogromna, w stylu neogotyckim, z bardzo dobrą, jak się okazało, akustyką. Ten koncert nie miał nic wspólnego z Chopiejami. Całkiem coś innego i całkiem niesamowitego: dwunastoosobowy chór żeński z Armenii Art Ensemble Armenia śpiewał wczesnochrześcijańskie pieśni ormiańskie z IV i V wieku oraz kilka współczesnych utworów religijnych kompozytorów. Pamiętam, że były pieśni ku czci Matki Bożej i na koniec o Zmartwychwstaniu. Armenia historycznie rzecz biorąc jest najstarszym chrześcijańskim państwem świata, więc te pieśni religijne są świadectwem najwcześniejszego rozwoju muzyki chrześcijańskiej w ogóle. Taka gratka!
         Koncertowi towarzyszył pokaz slajdów ilustrujących ludobójstwo Ormian w Imperium Osmańskim w czasie I wojny światowej. Zdjęcia dokumentowały różne aspekty życia kulturalnego Ormian na przełomie XIX i XX wieku oraz drastyczne sceny zamordowanych w czasie tortur ormiańskich dzieci, transporty ewakuowanych rodzin z dziećmi, kierunki ucieczki prześladowanych Ormian. Trudno było jednocześnie oglądać i słuchać przejmujących jednogłosowych i polifonicznych pieśni, koncert miał jednak związek z obchodami setnej rocznicy rzezi Ormian, stąd tło historyczne i obecność Ambasadora Armenii. 

Tak wyglądał zespół:



A tu znalazłam fragment ich innego koncertu:




I jeszcze jeden:



I z koncertu raczej pieśni ludowych:



Ktoś się pogubił? Kalendarium 

19 sierpnia -  21:00 - Bazylika Św. Krzyża - Gaetano Donizetti: Messa da Requiem (1835);                                    Collegium 1704, dyr. Vaclav Luks;
20 sierpnia  - 19:00 - Bazylika św. Michała Archanioła i św. Floriana na Pradze -  Art Ensemble                             Armenia - wczesnochrześcijańskie i współczesne pieśni religijne
                  - 22:00 - Bazylika Św. Krzyża - recital fortepianowy: Paweł Wakarecy - Chopin;
21 sierpnia - 12:00 - Królikarnia - Beethoven: Uwertura do Egmonta, Koncert skrzypcowy;                                    Orkiestra FN, dyr. Jacek Kaspszyk; 
                   - 20:00 - Filharmonia Narodowa - Mozart, Jirovec, Nicolai, Mendelssohn; Collegium                          1704, Antonio Piricone, Tobias Koch, dyr. Vaclav Luks
                  

22 komentarze:

  1. Jeszcze wpadnę, bo jest pięknie. :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze zapraszam, cieszę się, że się podoba, bo mnie podobało się bardzo.

      Usuń
  2. Muzyka towarzyszyła mi całe lato, nie tak bardzo jak Tobie, ale tak do zapamiętania. Na wyjeździe do upojenia słuchałam tamtejszych popisów na gamelanach ( chyba tak to się pisze) i innych regionalnych instrumentach, plus dwa piękne przedstawienia muzyczne - mężczyźni tam tylko grają, a kobiety... cóż, mogą śpiewać.
    Poza tym byłam na pięknej Missa Nova, słyszałam to już ze trzy razy, ale za każdym odkrywam jakiś nowy smaczek. Lubię chóry...
    A pana Kaspszyka podziwiałam na żywo raz czy dwa... i coś jest w tym strzepywaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze słyszę o gamelanach. Ciekawe, jak to wygląda. Może da się wygooglować. Ostatnio zastanawiam się, czy uda mi się posłuchać chińskiej muzyki na er-hu :-)

      Usuń
  3. A ja znowu się nie spisałam. Wybacz, ale nie mogłam ryzykować jadąc w tę burzę.
    Dobrze, że zdążyłyśmy zamienić kilka słów nt. chopinowskie.
    No i cieszę się, że słyszałaś jak gra bardzo uzdolniona skrzypaczka Maria Machowska. To córka aktora Ignacego Machowskiego, który też miał brata rzeźbiarza.
    Serdeczności :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spisywałaś się gdzie indziej :-) No popatrz, jaka jestem gapa, nie skojarzyłam nazwiska. Poprawię się i teraz zapamiętam.

      Usuń
  4. Aaaa, bo tam festiwal? W św. Krzyżu? Kurcze, tam nie byłam, ale i tak śmiesznie: właśnie weszłam sobie do Ciebie, jest wpół do drugiej rano, a ja byłam na koncercie w ramach Chopina i jego Europy i unoszę się od kilku godzin trzy metry nad ziemią :):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ChiJE odbywa się w Filharmonii Narodowej, w Studiu Lutosławskiego i w Św. Krzyżu właśnie. Koncerty w tym ostatnim miejscu są darmowe. Przyjechałam specjalnie na Collegium 1704, a że aż dwa razy grali, to dwa razy byłam.

      Usuń
    2. Wiem, że darmowe, nawet się wybierałam, ale jak już kupiłam bilet na wczoraj do Filharmonii, to nie chciałam przesytu... Inną sprawą pozostaje to, że do połowy byłam szalenie rozczarowana (Schubert), a dopiero od Chopina mnie wgniotło w fotel. Ale ta filharmonia jest słaba wizualnie, akustycznie, no w ogóle... W porównaniu z olsztyńską albo łódzką dla mnie fatal - a niby stołeczna.....

      Usuń
    3. Schubert? Wczoraj w FN w programie był Schumann chyba... Ale nie dziwię się, że zachwycił Richard-Hamelin. Żałuję, że nie mogłam go posłuchać na żywo. Niektórzy uważają, że to on powinien wygrać ubiegłoroczny Konkurs Chopinowski.

      notaria

      Usuń
    4. Ależ oczywiście, że Schumann, nie moja wina, że się tak zbieżnie nazywają i że po koncercie rozmawialiśmy o romantyzmie, więc obaj weszli mi w mózg. A dyskusja z mojej strony była na wpół bierna, bo ja się nie znam - wiem tylko, że poza Chopinem romantyzm jest dla mnie za sentymentalny i nie mogę, no chyba że w samochodzie. A Chopin sentymentalny nie jest.

      Usuń
    5. O, romantyzm w muzyce twa nieco dłużej niż w literaturze. Bo i Liszt tu należy, ale i Wagner, i Bizet, i Grieg, nawet "Twój" Verdi, czyli "Nabucco". To wszystko muzyka romantyczna, o Wagnerze powiedzieć, że sentymentalny? Albo o Brahmsie? No, no...

      Usuń
    6. Oj na pewno masz rację, mój głos traktuję jako uproszczony, mający pewne podstawy, ale na pewno uproszczony. No bo Brahms nie, ok, Liszta znam wyłącznie w jakieś pięciu procentach, więc też ok, nie mam głosu, ale Verdi ciut sentymentalny jest, a wielu z nich - bardzo. A ja nie cierpię sentymentalnej muzyki także dzisiejszej i co ciekawe nawet popu jestem w stanie posłuchać tanecznego, takiego na imprezę i prędzej zdzierżę "Zatańczysz ze mną jeszcze raz" niż Whitney Houston czy inne dźwięki jęcząco-wysokie i grające na płytkich emocjach.

      Ale uniesiona Chopinem widzę jego geniusz także na tle epoki, która ma swoje plumkanie także, za dużo smyczków często itd. Zresztą, może nie będę brnąć, pewnie masz rację, zostańmy przy tym, że jeśli chodzi Chopina spełniam nawet pisowskie wymogi patriotyzmu ;)

      Usuń
    7. Słuchałam dzisiaj 6 Symfonii tzw. Małej Schuberta. Niesamowita sekcja dętych, w drugiej chyba części oryginalna fraza smyczkowa, niezwykle symetryczna, jak dla mnie daleko jej do jakiegokolwiek sentymentalizmu. Zastanawiałam się, czy można w niej znaleźć jakikolwiek romantyczny czy nieromantyczny sentymentalizm. Byłoby trudno.

      Usuń
  5. No to do domu wracałaś chyba na tonach muzyki !! ;o)Transport zbędny...;o)

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzo prawdziwe jest Twoje zdanie o muzyce Szopena jak chleb. Gratuluję Ci serdecznie muzycznego weekendu, cieszę się, jak zawsze z rzetelnego sprawozdania:)) I bardzo dziękuję za Janów.
    cz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, cieszę się, że otrzymałaś karteczkę. Uzupełnię, że znaczków mi pani na poczcie specjalnie szukała ciekawych :-)) W sprawie chleba popełniłam parafrazę z wiersza Różewicza o poezji Mickiewicza

      Usuń
  7. Dziękuję za ten ogrom informacji. I muzyki. Bardzo mi sie to podoba. Nie wiem jednak, kiedy będę w stanie jakoś bogaciej, a zarazem sensowniej, skomentować Twoje wpisy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, dziękuje, że czytasz i słuchasz, to wystarczy :-D

      Usuń
  8. Taaa... to wakacje, tak? A ta cała dotąd reszta na blogu to były zwyczajne, szare robocze dni?:))
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To poprzednie było z doskoku, w chwilach już totalnego opadnięcia z sił, a teraz wreszcie mogłam na trzy dni wyjechać i nie myśleć o niczym innym poza muzyką, dlatego wakacje :-)

      Usuń