czwartek, 31 sierpnia 2017

Dźwięki z zaświatów

       Spóźniłam się odrobinę i orkiestra grała już pod eleganckim gestem Gustavo Gimeno. W uszy od razu wpadło mi jakieś inne, bardziej miękkie? melodyjne? frazowanie. Dziwne. Piękne. Nie rozpoznałam utworu, nie było to aż takie istotne. Patrzyłam na orkiestrę, w której średnia wieku mogłaby sugerować, że działają w niej odwrotne niż popularne na rynku hasła, typu "szukamy młodych zdolnych". Tutaj kryterium jest inne: "szukamy doświadczonych z wieloletnim stażem", czyli szukamy mistrzów. No tak, przypomniałam sobie, co to za zespół. Jedyny w swoim rodzaju: Orkiestra XVIII Wieku. Ale spokojnie, nie grają w niej muzycy z dwustuletnim stażem ;-) Chociaż niektórzy, a może większość gra w orkiestrze od 1981 roku, kiedy Frans Brüggen założył w Amsterdamie zespół grający na instrumentach z epoki, gdyż - jak uważał - "każdy Beethoven i Mozart zagrany na instrumentach współczesnych jest kłamstwem". Orkiestrę tworzy 60 muzyków, którzy raz w roku zbierają się i przygotowują program. Na co dzień bowiem są oni muzykami w innych zespołach, wykładają na uczelniach lub prowadzą inne muzyczne życie zawodowe. Mimo tej sezonowości orkiestra nie tylko działa przez tyle lat, ale i wypracowała własny styl, zyskując rozpoznawalną markę. Dlatego tak właśnie, po kilku chwilach zasłuchania rozpoznałam ich, chociaż nigdy nie widziałam i nie słyszałam na żywo. Grali "Szkocką" Symfonię Mendelssohna.
      Nie tylko mnie podoba się specyficzne, jakby niedzisiejsze brzmienie. W 2014 roku z inspiracji Stanisława Leszczyńskiego, twórcy festiwalu Chopin i Jego Europa, Katarzyna Kasica zrobiła film dokumentalny "Sekret orkiestry".  Frans Brüggen, założyciel i wielki reformator wykonawstwa historycznego, zmarł w wieku 80 lat dwa tygodnie przed premierą filmu. Ale orkiestra działa nadal, gra i to pięknie.
       W drugiej części koncertu dołączył do niej jako solista Szymon Nehring, jakże by inaczej, na historycznym erardzie. Współczesny fortepian przecież by nie pasował. Finalista XVII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina i zwycięzca 15. Międzynarodowego Mistrzowskiego Konkursu Pianistycznego im. Artura Rubinsteina zagrał Koncert e-moll Fryderyka Chopina, ten sam, który wykonywał w finale Konkursu Chopinowskiego. Zabrzmiał inaczej. Dojrzalej? Chyba tak. Widać, słychać rozwój młodego pianisty, ale na odmienność wykonania miał też wpływ wybór historycznego instrumentu. Trudno porównywać z wyspecjalizowaną techniką współczesnych fortepianów. Powiedziałabym... odczuwałam, że muzyka jest jakby bliższa Chopinowi. Ucho współczesnego melomana stało się bardziej wyrafinowane i nastawione na cywilizacyjną sterylność fortepianów współczesnych, ale rację miał Brüggen, Chopin na Steinwayu jest w jakiejś mierze kłamstwem. Nie takie dźwięki słyszał kompozytor pisząc swoje partytury, zwłaszcza, że Chopin komponował przy klawiaturze, to znaczy najpierw grał, a potem zapisywał nuty. Więc ten erard brzmiał autentyczniej, od pierwszych taktów zasłuchałam się niemal nostalgicznie, mając wrażenie, że muzyka oddaje rytm wierzb rosnących na miedzach Mazowsza. W części drugiej, Larghetto, nieśpieszna melodyjność - tak, słyszałam tam melodyjność, choć spotkałam się z opinią, że Nehring grał za wolno i dźwięki rozpadały się każdy osobno, z czym się absolutnie nie zgadzam - wprowadzała nastrój melancholijnej medytacji. Nieziemskie dźwięki, jak migotanie dalekich gwiazd, opanowały wzruszeniem. Po prostu piękne. I chociaż mam wrażenie, że części szybkie (wystarczy przypomnieć choćby finałowego Rachmaninowa z konkursu w Tel Avivie) lepiej przylegają do palców Nehringa, jakby czuł się w nich jak w swoim żywiole, to właśnie w wolnym Larghetto udało mu się całkowicie wydobyć czystą muzykę. 
Koncert był transmitowany przez TVP Kultura. Gdyby ukazał się na płycie...ech!

8 komentarzy:

  1. Ale Ty potrafisz pisać o muzyce....
    I nie tylko o muzyce...
    Genialnie wprost.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś w tym jest, że rzeczy grane na dawniejszych instrumentach bliższe są intencjom ich twórców, aliści zda mi się, że gdybym ja był którym z nich, a posłuchawszy ich na instrumentach nowych, a mnie w dawnem czasie nieznanych, z których przecie muzycy współcześni wydobyć umieją bogactwo, któregom się może i nie spodziewał, to pewnie rad bym nowemu...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może,być może, ale tego pewni być nie możemy; kapryśny charakter niektórych kompozytorów skłania mnie jednak do domniemania,że nie wszystkim by się nowoczesność podobała. A wyjątki też na pewno by się znalazły :-)

      Usuń
  3. Wierzę w każde Twoje słowo...;o)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie piszesz o muzyce, jakbym ją słyszała. A Chopin to naprawdę dźwięczał mi w uszach. Chopina, jak Mozarta, mogę słuchać zawsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też.. czasami mam wrażenie, że dość, że nie mam ochoty na Chopina, ale kiedy ktoś zacznie grać, zawsze się zasłucham i zapominam, co miałam robić ;-) Dotyczy to tych sytuacji, kiedy mam włączone radio i Chopin pojawia się w nagraniach w audycji jakiejś.

      Usuń