niedziela, 2 lipca 2017

Książka pozornie o sporcie

      

       Jestem ostatnią osobą mającą jakiekolwiek predyspozycje do pisania recenzji książki o sporcie. Sport nie jest "moją"formą aktywności fizycznej a w hierarchii zainteresowań,choćby tylko kibicowskich, sytuuje się gdzieś na dole drabiny.  Sama idea rywalizacji bezpośredniej oraz bicie rekordów stoi w sprzeczności z moim charakterem. Są też dyscypliny, których zdecydowanie nie lubię. Toteż czytanie książki o sporcie i pisanie o niej było  ostatnią rzeczą, jaką mogłam sobie wyobrazić. Jadwiga Ślawska-Szalewicz sądzi inaczej i "Moje podróże z lotką" wraz z piękną dedykacją otrzymałam podczas spotkania promocyjnego w Centrum Olimpijskim, w którym zresztą dzięki temu odwiedziłam po raz pierwszy w życiu.
      Cóż ja wiem o badmintonie? W dzieciństwie miałam dwie plastikowe rakietki i pudełko lotek, którymi graliśmy parami na trawie za stodołą. Ot, całe moje "sportowe"doświadczenie. Chyba nawet nigdy nie widziałam profesjonalnego meczu. A teraz oto mam przed sobą książkę o historii badmintona w powojennej Polsce, monografię Polskiego Związku Badmintona, dzieło szeroko opisujące zmaganie się brakami sprzętowymi, o żmudnym i pracowitym dobijaniu się polskich sportowców do rozgrywek europejskich i światowych, o powstawaniu ośrodków szkoleniowych i szkół mistrzostwa sportowego, o pierwszych wyjazdach na szkolenia do Chin i Indonezji... Nie, nie jest to cała prawda o książce Jadwigi Ślawskiej-Szalewicz. Przyjęło się uważać i ona sama sądzi, że napisała książkę o sporcie, ale to nie jest prawda.
        Dygresja: Jadwigo, wiem, że badminton to szmat twojego życia, Twoje serce i umysł, Twoje wieloletnie zaangażowanie.Mimo to nie zgadzam się z twierdzeniem, że "Moje podróże z lotką" są o badmintonie. One są przede wszystkim o Tobie. Koniec dygresji.
        Do głównego tytułu można dodać różne wersje podtytułów. Na przykład: "Historia kobiety niezłomnej", albo "Sport i kobieta".  A może "Rzecz o kobiecie, która żadnej pracy się nie boi"? Najlepiej zaś byłoby zmienić cały tytuł na: "Jadwiga Ślawska-Szalewicz, czyli sport jest kobietą".  Autorka rozpoczyna opowieść od historii swojej rodziny, rodziców wywiezionych na roboty do Niemiec, gdzie się poznali, pobrali i gdzie przyszła na świat Jadzia. Rodzinne opowieści, czasami zabawne, czasami dramatyczne, opowieści o powojennej codzienności, opisy charakterów dziadków,rodziców, dzieciństwo spędzone w gruzach odbudowywanej Warszawy - wszystko to odgrywa istotną rolę w kreśleniu portretu kobiety, która jako pierwsza została prezesem związku sportowego w Polsce (Polskiego Związku Badmintona) i jako pierwsza kobieta pełniła funkcję wiceprezydenta Europejskiej Unii Badmintona. A wszystko zaczęło się już wtedy, w dzieciństwie,bo stamtąd mała Jadzia wyniosła waleczność, determinację, obowiązkowość, otwartość na ludzi i świat,chęć zmian i dążenie do spełnienia marzeń.
       Kolejne etapy kariery sportowej Jadwigi, zmaganie się z chorobą i dramatyczną kontuzją tuż przed egzaminami na AWF, swoiste zaciskanie zębów z myślą "ja wam jeszcze pokażę, na co mnie stać" zaowocowało ukształtowaniem charakteru kobiety, w  której słowniku nie istnieje słowo "niemożliwe". Zaczynając w 1977 r. przygodę z badmintonem odnoszenia całego biura w torebce, pod koniec kariery otrzymała najwyższe odznaczenia światowego badmintona i sportu:  Distinguished Service Award (2001) i BEC PRESIDENTS AWARD (2007). 
        Przed badmintonem było judo, było sekretarzowanie w związku szermierczym, a wszystko opisane żywym i soczystym stylem. W pamięć zapadają anegdotyczne portrety ludzi, sportowców, trenerów, działaczy sportowych.Niektórym z nich autorka poświęciła osobne kilkustronicowe wspomnienia. Plejada osób przewijających się w opowieści Jadwigi Ślawskiej-Szalewicz to kolejny atut jej książki. Autorka z ogromną serdecznością wspomina ludzi, oddając hołd trenerom, współpracownikom, wolontariuszom, dzięki którym polski sport mógł się rozwijać, a jej ukochany badminton doprowadzili do pierwszych międzynarodowych sukcesów. Strona po stronie poznajemy sposoby przezwyciężania ograniczeń wynikających z niedostatków materialnych, a czasem dodatkowo obostrzeń politycznych. Z kart książki wyłania się dokument epoki: zdobywanie sprzętu, zabieganie o sponsorów, organizowanie wyżywienia dla sportowców, co w czasach permanentnego braku wszystkiego w sklepach było nie lada wyczynem, a dla współczesnego młodego czytelnika może być wręcz niewyobrażalną kosmiczną fantastyką. Jest więc ta książka kompendium wiedzy o działaniu a czasach stałego deficytu środków, podstawowych materiałów, profesjonalnego sprzętu. Snując opowieść o sporcie, Jadwiga Ślawska-Szalewicz podkreśla jedno: w epoce braku wszystkiego w ludziach ujawniał się nadmiar energii, entuzjazmu, współpracy i zaangażowania. Myślę więc, że Jadwiga nie napisała książki o sporcie, ale napisała podręcznik, jak być dobrym działaczem sportowym, jak być dobrym człowiekiem w ogóle. Bo sama takim jest.

12 komentarzy:

  1. Notario, bardzo trafnie napisałaś. Nie czytałam książki Jadwigi, ale od dawna czytam Jej blog i podzielam Twoje zdanie o pisarstwie Jadzi, o miłości do sportu i do ludzi związanych nie tylko ze sportem. Podziwiam Ją jako kobietę za męstwo, za wytrwałość i niezłomność w zdobywaniu szczytów.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się,Azalio,że mamy podobne zdanie o Jadwidze:-)

      Usuń
  2. ha, zanim przeczytałam u Ciebie, napisałam , to nie jest książka o sporcie:)) Zazdroszczę Ci dedykacji. Ja nie mam, bo nie byłam na spotkaniu:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toż chyba tę dedykację można załatwić,nawet korespondencyjnie,skoro w tamtych czasach się dało wszystko załatwić, to i teraz się da;-)

      Usuń
    2. mam odesłać po dedykację, radzisz:)))?

      Usuń
    3. Oczywiście, tylko uprzedź :-)

      Usuń
  3. Jako że siedziałam w fotelu koło Ciebie czuję się teraz zawstydzona, bo na razie tylko książką Jadwigi zdążyłam pochwalić się wszystkim w rodzinie. Ale obiecuję, że lada chwila zacznę czytać swój egzemplarz - też z piękną dedykacją.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam,ze pochłonęłam ją w dwa dni,naprawdę wciąga:-)

      Usuń
  4. Czasami zaglądałam na blog Jadwigi, i to tak jest... niezwykła dama, niezwykłe historie, fascynacja. Na razie nie mam wolnych mocy przerobowych, ale pewnie z czasem sięgnę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, czyta się wartko i z zainteresowaniem, nawet jeśli nie ze względu na sport, jest cała masa okoliczności tamtych lat, które dla jednych będą przypomnieniem, a dla innych nowym doświadczeniem.

      Usuń
  5. Ach, Notario, tak dawno u Ciebie nie byłam, a tu tyle ciekawych informacji. O badmintonie pani Jadwigi i jej miłości do tego sportu czytała na jej blogu. Do sportu mam taki stosunek, jak Ty. Ale wierzę, że gdy pisze się o pasji życia, to i o życiu swoim się pisze. Może trafię na tę książkę.
    P.s
    Bardzo lubię i cenię Ochmana, chociaż za tenorami ogólnie nie przepadam. Pięknie śpiewa tę cudną arię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, aria Nadira cudowna w jego wykonaniu :-) prowadziłaś ostatnio bardzo światowe życie :-D Książka ma być do kupienia w sklepach internetowych, może nie wszystkich, ale Jadwiga mówiła, że będzie. Można sprawdzić i zobaczyć.

      Usuń