piątek, 31 października 2025

Zamknięty kalendarz - zmarła Elżbieta Penderecka

       Nasunął mi się ten tytuł, ponieważ zawsze 1 listopada w radiowej Dwójce wspomina się zmarłych w poprzednich 12 miesiącach, od poprzedniego listopada. Dzisiaj ten roczny kalendarz zamknął się niespodziewaną śmiercią Elżbiety Pendereckiej, żony Krzysztofa Pendereckiego (zmarłego w 2020 r.), inicjatorki wielu kulturalnych wydarzeń, festiwali muzycznych, w tym chyba najbardziej kojarzonego z nią także w świecie  Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena. W 1997 roku zorganizowała go po raz pierwszy w Krakowie. Od 2004 roku festiwal został przeniesiony do Warszawy. W tym roku odbył się w kwietniu po raz 29. 

       Elżbieta Penderecka urodziła się w 1947 roku, ciekawostką jest, że studiowała fizykę.  Od 1965 r. była żoną Krzysztofa Pendereckiego. Niestrudzenie propagowała w świecie polską kulturę i polską muzykę. Wraz z mężem, wybitnym kompozytorem, przyczyniła się do powstania orkiestry kameralnej Sinfonietta Cracovia jako oficjalnej orkiestry Królewskiego Miasta Stołecznego Krakowa. 

środa, 29 października 2025

Zapowiedź

 


           Uczestnicy z kilkunastu krajów (np. z Chile, Ukrainy, Korei, Japonii, Chin, Macedonii, Francji...), międzynarodowe jury i tak samo jak w Konkursie Chopinowskim cztery etapy: I, II, III - półfinał i finał z orkiestrą. Za to wykonywane utwory bardziej różnorodne, kilku kompozytorów. W etapie II uczestnicy będą musieli wykonać dwie kompozycje patrona, czyli Ignacego Paderewskiego.  W III etapie obowiązkowa jest pięciominutowa kompozycja Krzysztofa Herdzina specjalnie zamówiona na Konkurs oraz jeden z koncertów Mozarta ( nr 15, 17, 19, 20, 21, 24, 27) z towarzyszeniem orkiestry. 

        W finale do wyboru są wskazane w regulaminie koncerty fortepianowe Paderewskiego, Beethovena, Chopina, Schumanna, Liszta, Brahmsa i Szymanowskiego.  Może się więc zdarzyć, że wkrótce ponownie usłyszymy młodych wirtuozów grających Koncert e-moll i f-moll Chopina. 

 Będą transmisje on-line, zobaczymy. 

sobota, 25 października 2025

Tak mi smutno...

       Poznałam ją najpierw jako autorkę teatralnych i operowych scenografii. Później zaczęłyśmy korespondować, dzielić się artystycznymi zainteresowaniami, szczególnie muzyką. Poznałam jej malarstwo. Całkiem niedawno w Dwójce słuchałam audycji z jej udziałem i z tej okazji pogratulowałam jej w e-mailu. Podziękowała i nawet planowałyśmy spotkanie. Niestety, już do niego nie dojdzie. 

       W nocy z 23 na 24 października zmarła Jadwiga Maria Jarosiewicz. Urodzona w Przemyślu, do końca związana byłą z Podkarpaciem, często wystawiając prace m.in w Rzeszowie. Mieszkała w Warszawie w dzielnicy Wawer po prawej stronie Wisły. Zrealizowała ponad sto projektów scenograficznych do oper i spektakli teatralnych. Ale nie chcę pisać o tym, co można przeczytać Wikipedii. Chcę napisać, że osobiście zapraszała mnie na premierę Bajadery w 2004 roku, do której zaprojektowała scenografię i przepiękne kostiumy. O tym, że kiedy wraz z obsadą baletu wyjechała na zagraniczne tournée, dzieliła się później wrażeniami z podróży. O tym, że gdy nieraz dzwoniłam do niej, przez telefon było słychać szczekanie jej ukochanych psów. O tym, że opowiadałyśmy sobie o sposobach na ciekawe aranżacje kwiatowe w ogrodzie. O tym, że obie lubiłyśmy kolor niebieski. 

        W sezonie 2025/2026 Opera Narodowa Teatr Wielki wznawia Bajaderę - na przełomie marca i kwietnia 2026 roku zaplanowano sześć przedstawień. Jadwiga już tego nie zobaczy. 

        O swoich psach tak mówiła: Ich stała obecność w moim życiu i pracowni  znajduje odzwierciedlenie w mojej twórczości - są na większości moich prac...

         Na zawsze zapamiętam jej wspaniałe obrazy z kwiatami, martwą naturą i portrety. 




środa, 22 października 2025

Po Konkursie Chopinowskim

      A więc po trzech tygodniach słuchania konkursowych zmagań można, jak planują niektórzy, pójść na dłuższy urlop od muzyki Chopina. Obliczono, że całość wystąpień uczestników to aż 105 godzin muzyki. To wymagało dużej wytrwałości, aby rzeczywiście z równie niezmąconą uwagą słuchać i oceniać na bieżąco wszystkich. Dlatego jurorom należy się podziw. Moje słuchanie było dużo krótsze, nie wysłuchałam wszystkich wykonawców we wszystkich etapach. Nie miałam presji, że muszę akurat w tym momencie odciąć się od świata i skupić tylko na tym. Wciąż mam na liście do uzupełnienia konkretne nazwiska i repertuar. Na szczęście jest możliwość powrotu do nagrań czy to na YouTube, czy na oficjalnej stronie Konkursu Chopinowskiego. 

       Dotrwałam czuwając z poniedziałku na wtorek do 2:30 w nocy w oczekiwaniu na wyniki i.... padłam. Napięcie opadło, zmęczenie wzięło górę do tego stopnia, że wczorajszego koncertu laureatów już do końca nie wysłuchałam. Toczące się dyskusje oczywiście znam, niezadowolenie, wręcz frustrację i żale z powodu werdyktu widziałam, czytałam w pisanych na bieżąco komentarzach, omówieniach, na forach i czatach, słuchałam w radiowej Dwójce i w.... telefonicznych rozmowach ze znajomymi. 

        No cóż, ja się na muzyce nie znam, ale nie pamiętam, żeby podczas któregokolwiek konkursu jakichś kontrowersji nie było. No może w 2005 roku, gdy wygrał Rafał Blechacz było ich najmniej, bo akurat my, Polacy, mieliśmy z czego się cieszyć i wszystkich opanowała euforia. Od poprzedniej zaś XVIII edycji w 2021 roku i podczas obecnej XIX kwestia zróżnicowania ocen i gustów przybrała na sile, ponieważ tysiące słuchaczy ma możliwość komentowania na bieżąco w mediach społecznościowych i na czacie otwieranym podczas bezpośredniego streamingu na YouTube. Udzielają się na nim słuchacze z całego świata. Z jednej strony pozytywne i budujące było widzieć, że wystąpienie finałowe Shiori Kuwahary oglądało na żywo ponad 71 tysięcy słuchaczy. Niektórzy z nich przy tej okazji po raz pierwszy dowiadywali się o konkursie, muzyce Chopina, pytali o szczegóły, o to, gdzie się konkurs odbywa, jakie są zasady itp. Z drugiej jednak strony tak wielka liczba komentarzy jest nie do ogarnięcia i przekracza możliwości percepcyjne, zwyczajnie nie nadąża się z czytaniem, reagowaniem czy próbą podjęcia rozmowy, nawet zwyczajnej wymiany wrażeń. 

        Toczą się burzliwe dyskusje nad pominięciem znacznie lepszych pianistów od tych uhonorowanych najwyższymi nagrodami, nad zasadami regulaminu i wprowadzeniem nowego systemu punktowania, nad rozbieżnością między oczekiwaniami i ocenami jurorów a sympatią publiczności. To, że tak wiele osób z grona - nazwijmy to - ekspertów, ale i tysięcy zwykłych słuchaczy publicznie ujawnia swoje niezadowolenie z werdyktu, nie jest niczym nowym, tylko dzięki Internetowi zasięg zjawiska jest znacznie większy niż kiedyś. Pisał o tym Stefan Kisielewski w felietonie Postęp i przemijanie, charakteryzując odbiorców muzyki jako "współtwórców konsumpcyjnych", którzy generują gigantyczne powodzenie takich imprez jak Konkurs Chopinowski, gdzie każdy czuje się jurorem, gdzie element takiego czy innego odbioru, takiego czy innego napięcia psychicznego, unoszącego się niejako w powietrzu, stanowi organiczny, z góry wkalkulowany składnik całego przedsięwzięcia. Tu publiczność czuje się panem, a w każdym razie kompetentnym współrządzącym - kto zaś nie chciałby współrządzić? 

          Na szczęście jurorem się nie czuję. Moje - nazwijmy to - uczestnictwo w konkursie to tylko przyjemność słuchania. Przez trzy tygodnie obcowałam z przepiękną muzyką i wszyscy wykonawcy dostarczyli wiele powodów do wzruszeń i zachwytów. Jurorzy komuś nagrody musieli przyznać, jakoś je przydzielić, coś tam  tych arkuszach kalkulacyjnych powstawiali, bo to było ich zadanie. Zwykli słuchacze dzięki konkursowi poznali wielu nowych pianistów, wirtuozów, których - być może  - będą chcieli słuchać dalej, śledzić ich karierę. Aczkolwiek tutaj jestem realistką: spora część, a może nawet większość obecnych niezadowolonych z werdyktu, zaperzonych w krytyce, wkrótce zapomni o konkursie, o wykonawcach i całym zamieszaniu. Kolejne ożywienie zainteresowania, gdy - mówiąc słowami Kisielewskiego - publiczność poczuje się "znawcą i sędzią" tonacji dur-moll, dopiero za pięć lat. 

     A tymczasem wyniki:

I nagroda - Eric Lu (USA)

II nagroda - Kevin Chen (Kanada)

III nagroda oraz nagroda z najlepsze wykonanie sonaty - Zitong Wang (Chiny)

IV nagroda ex aequo - Tianyao Lyu (oraz nagroda za najlepsze wykonani koncertu, Chiny) i Shiori Kuwahara (Japonia)

V nagroda ex aequo - Piotr Alexewicz (oraz nagroda publiczności, Polska) i Vincent Ong (Malezja)

VI nagroda - William Yang (USA)

nagroda za najlepsze wykonanie mazurków - Jehuda Prokopowicz (Polska)

nagroda za najlepsze wykonanie poloneza - Tianyou Li (Chiny)

nagroda z najlepsze wykonanie ballady - Adam Kałduński (Polska)

wyróżnienia za udział w finale - David Khrikuli (Gruzja), Tianyou Li (Chiny), Miyu Shindo (Japonia)

czwartek, 16 października 2025

oczekując na werdykt po III etapie

W oczekiwaniu na werdykt po III etapie. Innego wpisu nie będzie. 


Proszę słuchać, panowie i panie,

Mistrz zasiada przy fortepianie.

Już pod wieczór, nastrojowo,

koncert się zaczyna nokturnowo.

Będzie mrocznie i rubato,

wszak się ceni Mistrza za to,

romantycznie i jesiennie,

wierzbowato mgielnie...

(Bo jak Polska, to i wierzby,

wszyscy wiedzą, że nad miedzą

w Polsce wierzby siedzą

na plakacie Tarkowskiego.)

Trochę presto, trochę lento, 

bo w tym całe piękno.

I nie koniec na tym: Poloneza

zacząć czas. Dokąd zmierza

nasz wirtuoz? Te mazurki, te sonaty,

z głębi serca uczuć kwiaty.

To nie koniec jeszcze!

(O, tu nie wiem czy się zmieszczę

w przepisowym rozmiarze notatki

zanim zabrzmi takt ostatni)

W tej sonacie znaleźć trzeba

maestoso i molto vivace,

a tu jesień i fortepian płacze.

Jakiś wirtuoz nowy

w ton uderzył minorowy...

...wszyscy płaczą,

ale przecież mu wybaczą,

może i nagrodzą, chyba że jury zaskoczy,

tego nie przepuści, tamtego przeoczy

i zostaną sami nowicjusze.

Kto ukoi nasze skołatane dusze?

poniedziałek, 13 października 2025

end of the world


Dopisek 31 października. 
William Yang ostatecznie zdobył VI nagrodę. Kilka dni temu opublikowano oceny jurorów w poszczególnych etapach i sumaryczne wyniki. I tu ciekawostka: gdyby oceniali tylko polscy jurorzy, Yang zająłby IV miejsce. Polskie uszy inaczej słyszą?...


sobota, 11 października 2025

Zachwyty i rozterki

      Tytuł poprzedniego wpisu nadal aktualny. Słucham i płaczę.  Płaczę, bo lista do III etapu mi się zamknęła, a oni wciąż grają. I gdzie ich zmieścić? Nie mam pojęcia jak z tego wybrnie jury. Już nawet nie komentuję na czacie, bo to nie ma sensu. Nie słucham wszystkich, bo ogarnia mnie żal, gdy wiem, że przecież nie wszyscy przejdą dalej. 

        Mam propozycję dla NIFC, żeby od II etapu wydać na płytach wszystkie występy tak, jak grali. W takiej samej kolejności i bez wycinania. Chętnie bym wracała do tych nagrań. Z reguły wydawane są płyty z nagraniami pojedynczego wykonawcy, w dodatku raczej tych już z nagrodami po finale. A ja bym chciała, żeby tak leciało jak teraz słucham, kolejnych wykonawców często z tymi samymi utworami, żeby wkraczać z nimi w kolejne muzyczne światy. Bo niby podobne, a za każdym razem całkiem inne. 

         Długie pięćdziesięciominutowe wystąpienia w II etapie to już jak małe recitale. Pianiści mają swoje koncepcje widoczne już w doborze repertuaru, w kolejności utworów, w nastroju. Fascynujące jest odczytywanie ich sposobu na ogarnięcie Chopina. Ja nie ogarniam, więc idę za nimi, za ich propozycjami. 

(Oooo, Eric Lu właśnie gra Marche funebre z Sonaty b-moll, op 35, środkowa część - delikatnie i przejmująco, coś pięknego, ależ on skupiony!)

          Niektórzy wędrują gdzieś w inne światy, w inny wymiar rzeczywistości. Nie wiem, gdzie był Gruzin David Khrikuli, ale gdy skończył, wyglądał, jakby właśnie wrócił z podróży do granicy kosmosu. Genialny szesnastolatek z Chin, Zihan Jin wcale nie ustępuje wirtuozerią starszym i bardziej doświadczonym pianistom. Jego Preludium Des-dur nr 15 melancholijne i jakby poza czasem. A Preludium d-moll nr 24 w wykonaniu Hyo Lee (18 lat, Chiny) - absolutnie mistrzowskie. Zresztą, całe Preludia op. 28 jest według mnie sprawdzianem umiejętności budowania zmiennych nastrojów, lecz jakby w ramach tej samej opowieści. Podziwiam tych uczestników, którzy grają pełny cykl 24. Preludiów. Mordercze! Samo w sobie wystarczyłoby na recital, a oni grają jeszcze do tego jakiś polonez, albo sonatę, albo scherzo. Tak zrobił Yang (Jack) Gao, który po wykonaniu cyklu 24. preludiów wstał i się ukłonił i dopiero potem zagrał jeszcze Polonez As-dur op.53. W jego wykonaniu Preludia zabrzmiały jak jeden utwór z dramatycznymi zwrotami akcji. Z kolei Scherzo b-moll i Sonata b-moll, op. 35 (ta z Marszem żałobnym) w wykonaniu Hyuka Lee (starszego brata Hyo) to w pełni mistrzowskie wykonania, wciągające emocjonalnie, nastrojowe, dramatyczne. 

        Jeśli chodzi o piątkowe wystąpienia to mam wyrzuty sumienia z powodu Tianyou Li - kolejnego Chińczyka, który grał w piątek jako ostatni. Byłam już zmęczona i postanowiłam sobie odpuścić. Nie sądziłam, że czymś mnie zaskoczy, że jeszcze wysłucham coś fascynującego. Mea culpa! Był wspaniały. Emanował taką energią, taką radością, taką wirtuozerią i takim głębokim odczytaniem utworów, że zrobiło mi się wstyd, że zwątpiłam. 

          Występ Erica Lu - przez niektórych może zostać odebrany jako dziwny lub kontrowersyjny -  dla mnie niezwykle skupiony, medytacyjny. Eric Lu to już ukształtowany artysta, ma propozycję, której albo można się poddać, albo ją odrzucić. Wybieram to pierwsze. Walc cis-moll op. 64 taki właśnie medytacyjno-nokturnowy, aż człowiek zapomina o upływie czasu. I mimo nierówności - wiadomo, stres czy chwilowa dekoncentracja - Andante spianato w wykonaniu Kwanwooka Lee z Korei Południowej też tak cudowne, przepiękne, aż żal, gdy się skończyło. 

          Wszyscy oni tacy młodzi, do podziwiania za umiejętności, wrażliwość, techniczną biegłość, miłość do Chopina. Dodatkowe sympatyczne gesty chwytają za serce. Hyo Lee ujął mnie niewymuszoną radością okazywaną w trakcie występu. On po prostu czerpie przyjemność z tego, że gra dla słuchaczy. Młodziutki Zihan Jin po Preludium nr 15 ocierając chusteczką twarz sprawiał wrażenie jakby ocierał łzy. 

(Ojejejej! Piękne! Dramatyczne! Jakże inne Preludium Des-dur nr 15 w wykonaniu Lynova... i teraz As-dur nr 17 - jak lekko, wspaniale!)

          Jutro zakończą się przesłuchania II etapu. Jury do etapu III dopuści połowę z obecnych, czyli 20 osób. Jak to zrobią? Jakim cudem wybiorą tych lepszych? 

         I właśnie kolejny raz Andante spianato - Philipp Lynov, cudownie, elegancko, duszeszczipatielno...

         Dopisek z godz. 19:00 - Muszę tu jeszcze wspomnieć o wielkiej damie fortepianu - Nathalii Milstein z Francji. Jak kilkoro innych uczestników zagrała w II etapie - właśnie teraz po południu - cykl 24. Preludiów op. 28.  Zagrała przepięknie. W ogóle jej prezencja przy fortepianie jest elegancka i niewymuszona. 

       Dopisek godz. 19:40 - Kolejna pianistka, Yumeka Nakagawa - właśnie zakończyła występ cyklem preludiów. Dynamit, po prostu dynamit! Ostatnie Preludium d-moll nr 24 - ogień i gejzer. Albo odwrotnie... Wszystko jedno. Oklaski!

Uwaga, wszystkie nagrania z każdego dnia pod nazwiskami uczestników można znaleźć na stronie Konkursu Chopinowskiego w zakładce Multimedia - Filmy: TUTAJ

wtorek, 7 października 2025

Jak dobrze nie być w jury

      Oj, bo wybór byłby trudny. Zapewne jurorzy mają swoje sposoby, mają kryteria, mają regulamin oceniania. Podziwiać zresztą można szanowne Jury za wytrwałość siedzenia w Filharmonii Narodowej i wysłuchiwania z uwagą nie tylko kolejnych wykonawców (84. w I etapie), ale i tych samych utworów z regulaminowej listy. Dlatego nawet nie dziwię się ożywionej dyskusji na czacie i w różnych miejscach Internetu na temat wyboru fortepianu przez uczestników. Obok najbardziej znanego i najczęściej wybieranego Steinwaya oraz Yamahy, pojawia się też Fazioli (na Faziolim wygrał w 2021 roku Bruce Liu), Kawai oraz koncertowy Bechstein - nowość  w tej edycji. 

       Na szczęście nie muszę się do żadnego regulaminu stosować, a i kryteria mogę mieć dowolne. I nie czuję ciężaru presji ani odpowiedzialności za swoje oceny. Aczkolwiek są one dosyć mgławicowe i ograniczają się do większych lub mniejszych zachwytów. Gdyby zaś czytać, co wypisują internauci na czacie prowadzonym na żywo w trakcie wystąpień uczestników, zabrakłoby złotych medali, gdyż przyznano je absolutnie wszystkim. Każdy wykonawca kogoś zachwyca i każdy znajduje grono zauroczonych słuchaczy, którzy szafują medalami, a co najmniej miejscami w finale. Niestety, miejsc w finale jest tylko dziesięć. W tej chwili ważą się losy 40. pianistów dopuszczonych do etapu drugiego. Kto się znajdzie w tej grupie szczęśliwców? 

       Wyręczać jurorów nie będę, tym bardziej, że nie słuchałam wszystkich. Co prawda, można odsłuchać występy uczestników, nawet wybierając osobno poszczególne grane utwory (wszystko znajduje się na stronie Konkursu Chopinowskiego - tu link: Chopin Competition w zakładce Multimedia - Filmy), ale... właśnie! Ale dźwięk jest różny w zależności od tego, z czego się słucha. Dwójka Polskiego Radia wprowadziła w swojej transmisji dźwięk binauralny. Można go włączyć podczas bezpośredniej transmisji na stronie internetowej Dwójki. Dźwięk binauralny uzyskiwany jest dzięki dwóm mikrofonom ustawionym tak, że mają naśladować przestrzenny sposób odbierania przez ludzkie uszy. Faktycznie, jest różnica między dźwiękiem z głośników czy nawet przez słuchawki z laptopa w streamingu, a odsłuchem z funkcją binauralną. Czy pomaga to wyłapać niuanse, które słyszą także jurorzy na żywo w sali koncertowej? 

         W każdym razie jak któregoś dnia coś gruchnęło na widowni w trakcie koncertu, to aż w Internecie wszyscy podskoczyli i zaczęły się domysły, co się stało. Sugestie były równie interesujące jak wykonywany utwór. Najbardziej fantastyczne przypuszczenie głosiło, że to jakiś słuchacz spadł z krzesła, ponieważ zasnął z nudów. Skłaniałabym się raczej do bardziej racjonalnego upuszczenia smartfona na podłogę. Tylko po co trzymać w rękach smartfon, skoro jest zakaz korzystania, nagrywania, filmowania? Nie rozumiem. 

        Przyznaję, są momenty wzruszające, a gdy dotyczą muzyki Chopina i tego, co z nim związane, trudno się oprzeć. Przede wszystkim Nokturn Des-dur op. 27 nr 2 - mój ulubiony. Wspaniale, że kilkoro uczestników go wybrało. I każde wykonanie świetne, choć moje ulubione to Ewy Pobłockiej, tegorocznej jurorki.  Kolejne wzruszenie - powroty. Jest kilkoro uczestników, którzy powrócili na konkurs po czterech latach (od 2021 - gdy przesunięto konkurs o rok z powodu pandemii) i po dziesięciu latach - od 2015. Powrót takiego Erica Lu aż po dekadzie jest wzruszający. W 2015 roku znalazł się w finale, zdobył IV nagrodę. Miał wtedy 18 lat. Teraz jest dwudziestoośmioletnim dojrzałym pianistą z licznymi sukcesami, nagraniami. Jego występ mnie wzruszył całkowicie bez oceniania, jak wypadł na tle innych. To nieważne. To już dojrzały pianista i przyjechał zaproponować coś od siebie, swoje rozumienie muzyki Chopina. Można się temu poddać i po prostu posłuchać, co ma do powiedzenia. 

       Było, jest takich powrotów więcej, po czterech i po dziesięciu latach. W 2021 roku był na przykład Hyuk Lee z Korei Południowej. W tym roku ponownie występuje nie tylko on sam, ale jeszcze jego młodszy brat - obecnie osiemnastoletni Hyo. I - ciekawostka - obaj mieszkają w Polsce,  świetnie mówią po polsku. Przeprowadzili się do ojczyzny Chopina z powodu miłości do jego muzyki. 

       Oczywiście są wzruszenia, gdy grają Polacy, ale nie tylko oni. Świetnie czują Chopina uczestnicy z Chin, Japonii, wspaniale, dojrzale grała Shiori Kuwahara z Japonii, absolutnie mnie zniewoliła cudowną eteryczną grą Xuanyi Mao z Chin. 

    I nie wiem, jak zdecydować, kto przechodzi dalej, kto nie...

       

czwartek, 2 października 2025

Zaczyna się dzisiaj!

        XIX Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina. Zaczyna się dziś koncertem inauguracyjnym, laureatów poznamy 21 października. Koncerty laureatów 22 - 23 października. 

Oficjalna strona konkursu z biogramami i zdjęciami uczestników oraz kalendarzem przesłuchań TUTAJ

Wśród twarzy dominują rysy azjatyckie. Do uczestników z Japonii, Chin, Korei Południowej już się przyzwyczailiśmy, ale jest w tym roku pianista z Malezji. 

       Trzy tygodni z muzyką Chopina! 

        Nie bądźmy ponurzy. Tak o Konkursie Chopinowskim przy zupełnie innej okazji wspomniał ironicznie Antoni Słonimski w roku 1934 w książce Heretyk na ambonie.


        Wyjaśnienie: Tasiemka to przedwojenny gangster, Łukasz Siemiątkowski, który stojąc na czele gangu ściągał haracz od handlarzy z warszawskiego targowiska na Kercelaku. Jedno trzeba przyznać, język Słonimski miał cięty. 
        Jarosław Iwaszkiewicz w zbiorze felietonów Ludzie i książki natomiast tak pisał:


O konflikcie miedzy jurorami konkursu a krytykiem muzycznym komentującym eliminacje pisał Jerzy Waldorff w Ciach go smykiem! (1972):

I na koniec Jerzy Kisielewski o Zbigniewie Drzewieckim: