poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rzeczy bezcenne

     Von Neumann w imieniu profesora Norberta Wienera pokazał czek z wpisaną jedynką: 
- Może pan dopisać tyle zer, ile uzna za stosowne - powiedział do Stefana Banacha.  Ten odpowiedział: 
- To za mała suma, żeby opuścić Polskę... za mała. 

31 sierpnia minęła 70 rocznica  śmierci Stefana Banacha 

piątek, 21 sierpnia 2015

Śmierć jak muśnięcie klawiszy

      Taniec Błogosławionych Duchów z opery Orfeusz i Eurydyka Glucka w transkrypcji Giovanniego Scambatiego na fortepian gra Nelson Freire

środa, 19 sierpnia 2015

Tak pięknie mówił o miłości...

... do muzyki Chopina. I zagrał oba jego Koncerty fortepianowe na otwarcie tegorocznego festiwalu Chopin i Jego Europa. Nikolai Lugansky jest dla mnie tym współczesnym pianistą, który gra niezwykle elegancko i poetycko zarazem. Oczywiście nie chcę go porównywać z innymi, równie eleganckimi i niezrównanymi wirtuozami, jak choćby Zimerman, który w pewnych aspektach jest absolutnie bezkonkurencyjny, ale polubiłam go z wolna, przekonywał mnie do siebie kolejnymi interpretacjami. Najlepiej wychodzi mu muzyka rosyjska, co zrozumiałe (płakałam, kiedy grał II Koncert fortepianowy Rachmaninowa), niemniej w każdym calu i w każdej minucie jego występy dla słuchacza są przeżyciem niezwykłym. Planowałam być na jego koncercie 15 sierpnia. Nie byłam, niestety. Palny bywają takie nietrwałe. 

Lugansky w dwójkowym wywiadzie (trzeba kliknąć na zielony kwadracik ze strzałką)

http://www.polskieradio.pl/8/4597/Artykul/1489581,Nikolai-Lugansky-mowisz-fortepian-myslisz-Chopin
(nie wiem, dlaczego link nie jest aktywny, próbowałam kilka razy i nic, trzeba samemu skopiowac i wpisać do wyszukiwarki)

Oraz inna, wcześniejsza odsłona jego miłości do Chopina, z fragmentami wywiadu:

                   
PS Przypomniałam sobie, że w myślach nadałam mu inne imię, Mikołaj do niego nie pasuje ;-)

środa, 12 sierpnia 2015

Ionesco

      Tak, po dniu 35-stopniowego upału poszłam na Lekcję Ionesco. Masochizm, prawda? Ale ja jestem aktualnie w okresie zadręczania się. Tegoroczna realizacja Teatru Mazowieckiego w obsadzie: Karolina Gorczyca, Wojciech Kalarus, Jadwiga Jankowska-Cieślak jeździ właśnie po kraju. Zaczęło się tak, że dwie babki w rzędzie przede mną gapiące się w swoje kolorowo świecące smartfony nie zauważyły, że Wojciech Kalarus wszedł na scenę w roli Profesora. Dopiero gdy Jadwiga Jankowska-Cieślak (Służąca) wrzasnęła, że idzie otwierać drzwi, smartfony zgasły. A po otworzeniu drzwi na scenę weszła w jasnej sukience Karolina Gorczyca, czyli Uczennica. 
       Spektakl odarty z faszystowskich pozatekstowych odniesień jest być może jeszcze bardziej absurdalny niż oryginał. Zarazem jednak krok po kroku odsłania się przed widzem przejmująca aktualność, straszna współczesność agresywno-pasywnych, dominująco-poddańczych, prowokacyjno-manipulatorskich relacji. Zastanawiające, że właściwie nie wiadomo, kto tu jest agresorem, a kto ofiarą. Co prawda Uczennica zostaje zamordowana przez Profesora, ale sytuacja nie jest taka czysta. Dręczą się wszyscy nawzajem. Profesor zadręcza Uczennicę pseudonaukowym bełkotem filologicznym o językach neohiszpańskich, ale można mu też współczuć, gdy czuje się przygnieciony głupotą Uczennicy, która nie jest w stanie pojąć prostego odejmowania. A przecież przyszła tutaj w celu zgłębiania wiedzy do doktoratu! Ambicje Uczennicy są wyraźnie na wyrost, znacznie lepiej wychodzi jej taniec flamenco. Profesor tworzy absurdalne teorie naukowe, ale chyba tylko po to, by ukryć rosnące pożądanie i agresję. 
        Wszystko jest takie wieloznaczne, choć absurdalne. Karolina Gorczyca i Wojciech Kalarus znakomicie niuansują postacie nie pozwalając widzowi na jednoznaczną ocenę bohaterów. Ale laur mistrzostwa należy się Jankowskiej-Cieślak, chociaż jej rola jest niejako poboczna. Pamiętajmy jednak, że niema rola Starego Wiarusa w interpretacji Ludwika Solskiego przeszła do legendy i historii teatru. Jankowska-Cieślak najpierw wchodzi jako niezbyt rozgarnięta służąca, pokrzywiona, schylona, opryskliwa, by w kolejnych odsłonach, wejściach stać się ni to duchem opiekuńczym Profesora, niemal gderliwą niańką, ni jego powiernicą, a na koniec wspólniczką jego mrocznych perwersji. Aktorstwo pierwsza klasa! Każdym wejściem przykuwała uwagę podnosząc napięcie. Bez niej spektakl byłby choreograficznym popisem siadania na fotelu, obracania się na stołku, wchodzenia na stół, przewracania mebli, biegania po scenie w wykonaniu dwojga pozostałych aktorów. 
        W sumie, gdyby zapytać, o czym jest właściwie tekst sztuki, nie umiem powiedzieć. Ale aktorstwo znakomite. Trochę to paradoks, ale tyle tylko mogę z siebie wykrzesać.