Pina (Philippine) Bausch - 1940 - 2009. Nie zdążyłam być na żywo na jej balecie. Nie tylko ja nie zdążyłam. Wim Wenders postanowił nakręcić o niej film, rozpoczęli pracę razem, ale skończył bez niej - zmarła nieoczekiwanie w kilka dni po zdiagnozowaniu raka. Film Wendersa Pina, zrealizowany w 3D, ukończony ostatecznie w 2011 r., nominowany był do Oscara w kategorii pełnometrażowych filmów dokumentalnych.
Pina Bausch należała do tych tancerek i choreografów, którzy rewolucjonizują klasyczny taniec baletowy, jak Niżyński, Bejart czy Kylian. Przynajmniej ja tak ją widzę. W jej tańcu jest tradycja klasycznego baletu, ale jest też nowoczesność naznaczona dużym ładunkiem emocji wyrażanej poprzez ciało tancerza. Nadmiar owej emocjonalności bez technicznego zaplecza byłby nie do zniesienia. I pewnie czasami rzeczywiście realizacje Piny Bausch są trudne w odbiorze. Nie podzielam zachwytu nad jej Świętem wiosny Strawińskiego. Tutaj zdecydowanie pierwotna wersja Niżyńskiego nigdy potem nie została pokonana. Przez nikogo. Nawet przez Bejarta, którego choreografię postawiłabym na drugim miejscu. Oczywiście nie widziałam wszystkich dokonanych przez wielu choreografów interpretacji. Piszę o tych kilku, które znam. Ale są też takie pomysły Bausch, które zachwyciły mnie od razu. Nawet jeśli nie w całości, to choćby w jakiejś szczególnie mocnej, przejmującej scenie. Jak ten fragment Orfeusza i Eurydyki z muzyką i librettem na podstawie opery Glucka. Mimo że to balet, a więc teoretycznie sztuka bezsłowna, niemieckojęzyczna wersja libretta, wykonywana przez równoległą tancerzom obsadę śpiewaków, towarzyszy choreograficznym obrazom. Scena druga rozgrywa się w Hadesie z dramatycznym dialogiem Orfeusza ze strażnikami świata zmarłych i tańcem wśród cieni i larw Tartaru. Przyznam, że niewidome cienie zmarłych w dramatycznym, na pozór chaotycznym tańcu, kiedy obijają się od ściany do ściany z wyrzuconymi w przód rękoma, z rozwijanymi nićmi (symbol przerwanego życia? a może niewoli śmierci?) trzymającymi ich jakby na uwięzi, wywarły na mnie wstrząsające wrażenie. I piękne, estetycznie wysublimowane zakończenie, gdy jakby w zwolnionym tempie "wiosłujące" ręce niewidomych larw żegnają oddalającego się Orfeusza.