piątek, 30 sierpnia 2013

Muzyka koniecznie do życia potrzebna

      Nie obchodzę urodzin. Ani swoich, ani cudzych. Ale jak ktoś kończy 100 lat należy zrobić wyjątek.
      Wczoraj setną rocznicę urodzin obchodził prof. Jan Ekier, którego nazwisko zawsze kojarzyło mi się z Chopinem i Konkursem Chopinowskim. Nic dziwnego, przez 10 edycji, od 1949 do 1995 roku był członkiem jury, a w 1985, 1990 i 1995 pełnił funkcję przewodniczącego. 
       Z okazji jubileuszu Dwójka emitowała wspomnienia Profesora o rodzinnym domu, latach okupacji, pierwszym kontakcie z Chopinem. Bardzo ciepłe, budujące wspomnienia. Przed wszystkim nie wiedziałam wcale, że prof. Ekier jest także kompozytorem ani że brał udział w Konkursie Chopinowskim w 1937 roku, na którym zdobył VIII nagrodę, on sam wspomniał też o nagrodzie publiczności.
      Ale najważniejsze, co powiedział, to wspomnienia z czasów wojny i Powstania Warszawskiego. Otóż podczas okupacji on i inni muzycy organizowali koncerty w prywatnych domach, w umówionych miejscach, oczywiście nielegalnie. Niemcy przede wszystkim zakazali grać Chopina. Nawet podczas Powstania Warszawskiego, kiedy właściwie po ludzku rzecz biorąc, najpierw trzeba było myśleć o wymknięciu się śmierci, takie koncerty nadal się odbywały. Ludzie chcieli na nie przychodzić, chcieli słuchać muzyki, odczuwali taką potrzebę.
       Kiedyś, jak wspomina Profesor, szedł z kolegą na umówiony koncert i nie mogli znaleźć adresu. Okazało się, że dom, w którym mieli grać, już nie istniał. Został zbombardowany. Innym razem, mając pół godziny oddechu między niemieckimi bombardowaniami, Ekier zaczął gdzieś na piętrze grać dla samego siebie, po prostu w samotności. Grał wielkich klasycznych kompozytorów i popularne melodie. I tak prawie pół godziny, a wiedząc, że za chwilę rozpocznie się znowu ostrzał, wyjrzał przez okno. I zobaczył, że na ulicy pod oknem stoi tłumek mieszkańców słuchających tego nieoczekiwanego koncertu. Nikt mu nie przeszkodził, nikt nie przemówił. Po prostu stali i słuchali. A to byli ludzie każdego dnia narażeni na śmierć, stojący na ulicy, na której toczyły się tego dnia ostre walki. A jednak słuchali muzyki. Ekier powiedział, żeby sie rozeszli, bo zaraz rozpocznie się ostrzał i tak skończył się ten wojenny koncert.
      Ta opowieść jest dla tych wszystkich, którzy uważają, że sztuka to zbyteczna fanaberia, zachcianka, która powinna ustąpić priorytetom ekonomicznym. To odpowiedź dla tych wszystkich, którzy uważają, że jeśli sztuka, jakiejkolwiek dziedziny, nie da się przeliczyć na zysk finansowy, nie zasługuje na uwagę. To odpowiedź dla tych wszystkich, którzy marginalizują kulturę, jako zbędny balast dla budżetu czy to państwowego, czy rodzinnego i osobistego. Odpowiedź dla tych wszystkich, kórzy uważają, że bez muzyki można żyć.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Wstrząsnąć i zmieszać


      Najgorsze są koleiny. Suche, twarde, zasklepione. Po takich trudno się poruszać, choć może są bezpieczne, chroniąc przed zboczeniem z utartych szlaków. Wypadniecie z nich z impetem grozi katastrofą. O ile wyjdziemy z niej bez większego szwanku, katastrofa może być ożywcza.  trzęsienie ziemi odsłania idee, jak ukryte skarby. i znowu można układać labirynt, łącząc w całość rozproszone dni ludzkiego życia. Bo gdzieś w tym stogu siana jest igła i człowiek strzela, a Pan Bóg wywołuje wilka z lasu, i zobaczymy, co się wylęgnie z tego jajka.
      Z fatalnych jaj może wykluć się wszystko, choćby niedorzeczność, jak papież Teodor Pierwszy i Różowy oraz minister oświaty i wyznań Mickiewicz, który chodziłby bez obstawy wieczorami po Warszawie popowstaniowej, a wtedy nie będzie miał okazji, ni potrzeby, ni chęci wyśpiewania czy to Sobolewskiego lamentów, czy Improwizacji Wielkiej, jasna rzecz, czynnie będzie musiał zalecać się do samotności i czynem też ją przekonywać, że... cóż mu po ludziach? Czy władcą dla ludzi?! Udałaby się młodczikam czlenam Czornowo Kolca szybko i sprawnie zmusić pana ministra, aby pozaballadowo też, choćby i o zmierzchu gwiazdy nad sobą i gwiazdy pod sobą i trzy aż zobaczył księżyce.
       I nawet jeśli nikogo nie ma, kto by słuchał, czytał, odpowiedział wręcz na niedorzeczności osadzenia statku na mieliźnie, jak strasznie nudno by tu było, jak nudno! Prawda to, ale niemniej jest też prawdą cisza stanu napięcia mózgu, który działa tak, jak jest władny działać, za działanie zaś swoje gotów jest koszta płacić w nocy i dnia chwili dosłownie każdej.
      Czy naprawdę jesteśmy gotowi płacić za skręt rozumu naszego na manowce? Wyskakując z kolein wyżłobionych nawykiem, lenistwem, apatią, pośpiechem, rutyną, zostawić musimy to, co znajome, choć nie znaczy kochane, o, nie. Czasem to tylko znajomy wróg, który zawsze lepszy od wroga nieznanego. Czy  rzeczywiście zawsze? Więc mówiąc "żegnam", mówię to nie z przekonaniem, niemniej jednak wolałbym więcej nie wracać tutaj.

czwartek, 15 sierpnia 2013

W rozkojarzeniu


   W rozkojarzeniu totalnym, dodam. Trzeci tydzień nie ma deszczu. Ja wiem, że w całej Polsce już lało, ale nie u mnie. Idąc do ogrodu śpiewam za Tercetem Egzotycznym Niebo skąpi suchej ziemi kropli deszczu, a wracam ukurzona próbami dziabania motyką powtarzając słowa Jana z Czarnolasu:

Słońce pali, ziemia idzie w popiół prawie,
Świata nie znać w kurzawie,
Rzeki dnem uciekają,
A zagorzałe zioła dżdża z nieba wołają. 

Proszę mnie nie pocieszać, że tu i tam padało, lało, powaliło drzewa, zrywało dachy... U mnie NIE PADAŁO! Dziś od rana cudowne wełniaste cumulusy piękną znowu pogodę zapowiadają. Owszem, zrobiło się chłodniej. Rano już prawdziwe dreszcze mną wstrząsały, gdy wyleciałam w samej koszuli do ogródka po zioła i kwiaty. Te, które jeszcze na amen nie uschły. Bo trawnika kosić nie trzeba. Trawa uschła na żółto. Nie mam tyle wody, żeby wszystko podlewać. Ratuję pomidory.


     Z ekspresowego wyjazdu na  Gryczaki przywiozłam pełen koszyk nalewek i pustą portmonetkę. Nie zdążyłam nawet obejść wszystkich atrakcji. Wbrew nazwie imprezy nie kupiłam pieroga gryczanego, bo ten sama mogę zrobić, tylko jaglany, którego jeszcze nie robiłam. Z estrady tylko lwowskie piosenki wpadły mi w ucho. Tak to jest, gdy się jest przywiązanym do cudzego samochodu. Czy ktoś mi powie, czym oni barwią na niebiesko księżycówkę?
     Ale teraz mam w planie lubelski Jarmark Jagielloński. I jak znam swoje pogodowe perturbacje, będzie lało, o! A co tam. Świątecznie się nastroiłam Koncertem skrzypcowym Vivaldiego, pieśniami na Wniebowzięcie, lekturą niezrozumiałej książki.
      Zgubiłam swoje notatki, jak zwykle. No i teraz cytuję z pamięci:
Bez przerwy jacyś imbecyle piszą książki o innych imbecylach. 

Zagadka - kto jest autorem tego zdania? Nie pytam o nazwisko bohatera, lecz autora książki. Ale kto wie, może się pochwalić jednym i drugim ;-)